Dzień Zaduszny czyli prawdziwe święto zmarłych a nie tylko tych uświęconych przez Kościół Katolicki. Niedziela więc grobing trwa w najlepsze, Polacy zwyczaj odwiedzania mogiłek traktują poważnie. Wczorajszego wieczoru wysłuchałam opowieści Małgoś Sąsiadki o tym jak obchodzono listopadowe święta przed wojną. W małgosinych okolicach było na ogół bardzo skromnie, na świeże kwiaty układane na grobach mało kogo było stać. Mogiłki ubierano głównie świerczyną i jedliną na której układano "artystycznie" szyszki. Najważniejsze było światełko dla zmarłych, w tym dniu na żaden grób nie mógł być go pozbawiony. Światełko należało się każdemu, wszak śmierć zmywała wszelkie grzechy wobec ludzkiej wspólnoty i Najwyższego. Chryzantemy na grobach to sprawa późniejsza, powojenna. To wtedy nastapiło ich "ucmentarnienie". Przed drugą wojną chryzantemy jeszcze nie były tak mocno związane z cmentarnym świętowaniem, "w kryształowym wazonie" stały sobie "na fortepianie". W starym tangu, nagranym ledwie parę dni przed wybuchem wojny, chryzantemy to kwiaty kojarzone z nostalgią ale jeszcze nie tak jednoznacznie mogiłkowe. Właściwie to miały pozytywne moce, wszak miały koić "smutek i żal".
Od paru lat, na szczęście wracają do łask zarówno ogrodników jak i miłośników kwiatów ciętych. No i bardzo dobrze bo to przepiękne kwiaty, jedne z moich ulubionych. Kocham gorzki zapach chryzantem, ich niesamowitą długość kwitnienia, mnogość kształtów i rozpiętość wielkości kwiatów. Zasługują jak najbardziej na poczesne miejsce w ogrodach i w domowych pieleszach. Na rabaty i do kryształowego wazonu z nimi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz