sobota, 13 grudnia 2014

Szaleństwa kulinarne Dżizaasa - keks angielski w wydaniu polskim


Powoli zbliża się ciężki czas przedświątecznego amoku cukierniczego. Dżizaas już  z lekka  zdenerwowana jak ten rasowy konik prezentowany na padoku przed  wyścigami - znaczy rży z czego popadnie i ma coś na kształt drżenia przebiegającego po ciałku, kiedy zaczynamy rozmówki na temat wygłupów  piekarnika.  Przed nami tradycyjna akcja piernikowa i wypiekanie  keksów. O ile pierniczenie wydaje się bezstresowe bo  solidnie przetrenowane ( zeszłoroczny dojrzewający zrobił furorę na świątecznym stole a mniejsze grzybki i lebkucheny są  wyczekiwanymi z utęsknieniem spożywczymi dodatkami do prezentów  ),  o tyle praca nad  keksem nie zapowiada się  wcale różowo. Głównie przez to że  Dżizaas nie zapisała zeszłorocznej modyfikacji  przepisu na keks.  Przepisy klasyczne mają to do siebie że  nie zawsze się udają w  "warunkach polowych" (  określenie własnej kuchni stosowane przez Dżizaasa ) , szczególnie takie w których mamy do czynienia ze sformułowaniami z nieco innego świata.  Te wszystkie "postaw na blasze i pilnuj aby żar nie był zbyt mocny, najlepiej palić buczyną", "sklaruj  pół garnca masła świeżego,  w żadnym wypadku niesolonego" i  mój  ulubiony zwrocik "służba w ten  dzień od innych zajęć  winna być  zwolniona",  mają  się  do wyrobu naszych ciast jak pięść  do nosa.  Piekarnik  elektryczny, masło sklepowe  ( już ja wiem co ono przechodzi zanim się je wykonfekcjonuje - wspominki bliskiego kontaktu z  branżą mleczarską ), służba totalnie nieobecna  i nie widać szans na przywabienie choćby jednej gosposi,  o podkuchennych i lokaju nie ma  co wspominać  bo to postacie z bajek, he, he.

Dżizaas w  chwilach ciężkich wpatruje się  w monitorek wyświetlający "mądrości kulinarne"  różnych  blogów żarciuszkowych. Niestety nie wszystkie blogowe przepisy nam podchodzą ( pamiętna zeszłoroczna wtopa z ciastem z jabłek i kaszy manny ) i niektóre z  tych przepisów  są modyfikowane na etapie  "konceptualnym". Zeszłoroczny  świetny keks był właśnie wynikiem takiego procesu, niestety  ogłuptana przedświąteczną  akcją  Dżizaas nie zapisała  szczegółów modyfikacji i w chwili  obecnej mamy szybkie "latanie po synapsach", z  którego niestety  nic nie wynika. Dżizaas co prawda coś tam  bredzi  o  przepisie łączonym,  że niby  duża część  przepisu była klasycznie angielska a z drugiego polskiego przepisu wzięto tylko co nieco, ale co to były za przepisy  i  gdzie znalezione nadal pozostaje tajemnicą. Ponieważ ciało  zostało dane przy przepisie, staramy się  przynajmniej  żeby wypełniacz  keksu  był godny Jego Keksowatości.

W dzisiejszych czasach wcale nie jest to  takie proste.  Bakalie są jak wiadomo istotą keksostwa, niestety niekiedy ta istota to alien i to taki o wrogich  zamiarach. Szczególnie podejrzewamy wszelkie mieszanki bakaliowe o wrażą robotę. W takiej mieszance dość łatwo przemycić produkty  nie najlepszej jakości, sztucznie barwione kawałeczki jednych owocków robiących za inne owocki,  orzeszki iluś tam letnie  i tym podobne radości. Mieszanki  uznajemy "z urzędu" za zagrożone ersatzowacizną i nie używamy  ich. Poszukujemy owocków i orzeszków sprzedawanych pod własnymi nazwami. I tu nie  jest łatwo - bakalie bakaliom nierówne. Daktyl z syropkiem, stabilizatorem ma się nijak  do  prawdziwego suszonego na słońcu daktyla. Nie ten smak, nie ta konsystencja i najczęściej nie ta wielkość. Morelki z siarką są przecudnie morelkowe - jednak burawe morele, tradycyjnie zmieniające  barwę podczas suszenia, bez zawartości konserwantu zawierającego siarkę  smaczniejsze  ( a  ja nie muszę  widzieć  w keksie całej tęczy ). Dostanie suszonych wisien, śliwek i żurawiny nie zawierających wspomagaczy graniczy z cudem. Nieco łatwiej  jest z rodzynkami, choć i tu mogą  na nas oczekiwać  niespodziewanki. Od  pewnego czasu kupujemy migdały w skórce, blanszujemy same. Jakby z lekka oszczędniej i chyba jednak smaczniej. Skrórki cytrusów stanowią  zagadnienie nie do końca przez nas zbadane. Z jednej strony chemia w pudełku z  drugiej strony i w samorobotnej skórce nie ma gwarancji że pozbyłyśmy się całego chemicznego świństwa jakim są traktowane  cytrusy.
Jak widzicie keksowanie nie jest sprawą prostą, to nie konstrukcja cepa. Żeby keks był OK. trzeba mu poświęcić  nieco czasu  i kasy. Największym dla mnie przeżyciem  będzie poświęcenie ciemnego rumu ale  keks bez  rodzynek namoczonych w ciepłym rumie ( nie za gorącym  bo się zapali ),  bez tego "karaibskiego zapachu"  nie jest tak do końca prawdziwym świątecznym keksem.  A potem to  dłuuuugie pieczenie i podżeranie cieniutkich kawałków ciasta w świąteczne dni. Oby tylko Dżizaas wpadła na trop właściwego przepisu.

4 komentarze:

  1. Posadzić kilka cytryn, poczekać rok na owoce, zrobić kandyzowaną skórkę. Wprawdzie trochę to przypomina sławne przepisy pani Ćw., ale na pewno ominie się przynajmniej chemię :)

    W razie potrzeby służę przepisem (wypróbowanym) na absolutnie genialnie i zdecydowanie najdroższy keks świata, znany pod hasłem "staroangielski piernik" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdziwy keks jest niestety drogi, podróby czyli ciasto proszkowe z bakaliami wysiadają jednak przy prawdziwym keksie w przedbiegach. Za przepis będziemy wdzięczne, przyślij please. No a uprawa cytrusów skończyła się z nadejściem kotowatych. Pamiętam jednak boje toczone z tarcznikami, przyznam się że korzystałam w tych walkach z broni chemicznej. Tak, tak z tym domowym cytruskiem też mogą być jazdy. Co prawda niczym "ostrym" nie będę skórek owoców traktować, ale wspomnienie lepkich liści i ogólne zatarcznikowanie tak mi się wryły w pamięć że nie będę się zarzekać że sama roślinka byłaby hodowana "bezchemicznie".

      Usuń
  2. Piernik staroangielski (z blogu Alicji i zmodyfikowany lekko przeze mnie)

    3 szklanki rodzynek
    1,5 szklanki sułtanek
    2/3 szklanki skórki pomarańczowej
    1 szklanka siekanych migdałów
    250 g masła
    3/4 szklanki daktyli
    2/3 szklanki brandy (może być koniak, ale koniecznie musi być dobry)
    1,25 szklanki cukru
    4 jajka
    2,25 szklanki mąki
    1/4 do 1/2 łyżeczki sody
    1 łyżeczka cynamonu
    1/2 łyżeczki ziela angielskiego (zmielonego świeżo)

    Bakalie zalać brandy, zostawić do wchłonięcia całego alkoholu. Masło utrzeć z cukrem, dodać resztę składników (jajka pojedynczo).

    Tortownica 24 cm średnicy, wysmarować masłem i wysypać bułką tartą.

    Piec w 140 st. C przez 2 godziny i 10 minut (u mnie z termoobiegiem). Rzecz jasna zastosować test patyczkowy.

    Nie zjadać całego naraz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięks Basiu! Z tym ostatnim zaleconkiem może być ciężko, he,he.

    OdpowiedzUsuń