piątek, 2 stycznia 2015
Szczęśliwego Nowego Roku!
Nastąpiło dojście do siebie po tzw. upojnym Sylwestrze.Tym razem ta droga zabrała mi nieco więcej czasu niż miało to miejsce w poprzednich latach, mimo tego że Sylwester wcale nie był bardzo hucznie przebalowany. Ot, taki zwyczajnie z lekka tylko nabuzowany domóweczkowy Sylwek, bez okrutnych ekscesów. Czas hucznych zabaw aż do rana chyba już definitywnie za mną, czuję że wkroczyłam w kapciowo - ziółkowy okres życia. Mój organizm wyartykułował mi to dużymi literami w pierwszy dzień nowego roku. No cóż, każdy wiek ma swoje przyjemności, postaram się ostro korzystać z tych które nie są tak obarczone następujących po nich syndromem "the day after". W ogóle czas na zmiany, czuję nosem wiatr historii, żagle gdzieś mi tam nad głową zaczynają łopotać, podeszwy stóp coś podejrzanie swędzą ( i nie jest to świerzb ) - wszystko mi mówi że nadciąga fala. Jako stara miłośniczka życiowego surfingu rozglądam się za odpowiednią dechą która uniesie moje obłe ciałko i pozwoli na wykonanie szerokich, łagodnych skrętów. Żeby ten nowy rok różnił się od wszystkich poprzednich trzeba zacząć go inaczej. Można powiedzieć że innego rozpoczęcia 50% mam z głowy, ten posylwestrowy kacyk był jedyny w swoim rodzaju, dogorywanie trwało naprawdę długo, o wiele za długo jak na lampkę szampana i solidny koktajl. Następne 50% zmian załatwię króciutko - 0 postanowień noworocznych!
Co ja się będę stresować jakimś kretyńskim wyznaczaniem sobie "zadań własnych". Człowiek jest igraszką losu, jak to pięknie ujął mistrz Will, nie wszystko jest zależne od nas samych.Owszem, dobrze mieć wyznaczone cele i do nich dążyć, samodyscyplina w życiu przydatna jak mało co, ale trzeba sobie zdawać sprawę z własnych ograniczeń. W ogrodzie to nowe podejście przełoży się na zmianę stylu ogrodowania a co za tym idzie i samego ogrodu. Nie wyznaczam sobie w tym roku jakichś konkretnych działań, przy tak wielkiej zmianie byłoby to bez sensu. Nie bardzo wiem z której strony te działania ogrodowe się zaczną, co pójdzie na pierwszy ogień. Radośnie oczekuję wiosny, bez konkretnych gryplanów typu wyznaczę ścieżki czy pogłębię oczko. Nie oznacza to rzecz jasna że nie myślę o ogrodzie w ogóle, w końcu przeglądam roślinne stronki w poszukiwaniu ciekawych drzew i krzewów, jednak bez przymusu kupowania. Ot, tak informacyjnie, można by napisać. W domowych sprawach życie planuje za mnie, mam mnóstwo roboty, której nijak nie uniknę i wydatków z tych mało ciekawych. Jeśli chodzi o podróże na dziś nie mam planów poza zaklepaną już Pragą i Paryżem. Przypuszczam że jak zwykle coś się w ciągu roku urodzi i być może uda mi się jeszcze przedsięwziąć tak udane ekskursje jak zeszłoroczne wyprawy odkrywcze na Tajojszczyznę.
Wszystko przede mną. Cały długi rok do intensywnego przeżycia. Chciałabym żeby to był rok jak najbardziej "tłusty", taki który miło się wspomina bo mnóstwo fajnych rzeczy w nim się wydarzyło. Oby los nie zsyłał na mnie w tym roku paskudnych doświadczeń, szczególnie tych związanych ze zdrowiem ( miniony rok był pod tym względem obrzydliwy - Szpagetka, Dżizaas, Tatuś, Macoszka Irenka no i ja oberwaliśmy że ho ). Oby moi przyjaciele nie przeżywali żadnych dołów, żeby dobrze im się działo i żeby mieli trochę czasu na to aby pożyć. Żeby na nas wszystkich nie rozlała się jakaś cholerna wojna, której nadejście wieszczy od jakichś dziesięciu lat mój Tatuś ( 70 lat bez ogólnej wojny w Europie nie jest jego zdaniem stanem normalnym ). Generalnie ma być zdrowo, bezpiecznie i w miarę ciekawie ( w miarę dlatego że doceniam mądrość chińskiego przekleństwa "Obyś żył w ciekawych czasach!" ). Teraz troszkę o ilustracjach wpisu - trzy z nich to noworoczne pocztówki: polska, amerykańska i francuska. Na wszystkich obowiązkowe świnki Szczęśliwki z uszczęśliwiającym towarzystwem. Na polskiej pocztówce śwince towarzyszy kominiarz, starsi z nas jeszcze zapewne pamiętają wizyty z lekka skacowanych kominiarzy w dzień noworoczny. Na pocztówce amerykańskiej świńska trojka wiezie złote pieniążki poganiana bacikiem z czterolistnej koniczyny ( prawdziwie po hamerykańsku, biznesowa ta kartka, he, he ),a na francuskiej pocztówce świnka wygląda jak bankier i to w dodatku szarmancki ( bukiet róż, oh là là ). Pod spodem mamy ilustrację Lennarta Helje, przepięknie skandynawską. Do siego roku Kochani!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 postanowień postanowiłam i ja ;)
OdpowiedzUsuńNajlepszego z Nowym Rokiem :)
Pikutku w pewnym wieku takie podejście do noworocznych postanowień wydaje się najbardziej racjonalne. W końcu dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane, he, he. Ja Tobie szczęśliwie noworoczę. Buniole.
UsuńNIGDY nie robiłam postanowień noworocznych i nieźle mi się z tym żyje :)
OdpowiedzUsuńSzczęścia w Nowym Roku, bo zdrowie to i ci na 'Titanicu' mieli.
Dzięks Orszulko! Ze zdrówkiem bym się jednak upierała, największe szanse na zejście z tonącego Titanica mieli młodzi, silni ( znaczy zdrowi ) faceci. Na płeć niewielę poradzę, he, he ale zdrówko sobie nareperuję. Znaczy zwiększę szansę na szczęście, he, he.
OdpowiedzUsuńZdrowia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy! O resztę zatroszczysz się sama. Najfajniejszego Nowego Roku Kasiu Ci życzę i wszystkim odwiedzającym tego bloga.
OdpowiedzUsuńDzięks Fafiku! I ja Ci życzę czegoTy sobie życzysz.
OdpowiedzUsuń