Z Lalentym nieustanne jazdy - od Himalajów optymizmu po depresję zwątpień. Jutro odbieram podstawowe i nie tylko wyniki, znów ma włączony zestaw antyzapalny ( nowe zapalenie przyzębia mu wylazło ). No jest się czym martwić. Nie jest z nim jednak na tyle źle żeby nie okazał obrazy za to że musiał mieć pobieraną krew. Patrzy teraz na mnie złym oczkiem, jak dla mnie to dobrze bo najbardziej boję się Lalczynego neptusiowania czyli spokoju wynikającego ze słabości. Póki widać po nim wnerw to znaczy że są siły, że w Lalusiu życie terkocze. Oczywiście wiem że Lalek ma swoje lata, że wyniki mogą być takie sobie a nawet gorzej, że każde z nas żywych istnień ma termin przydatności zapisany w sobie kodem spiralnym i naszego wpływu na możliwość wydłużenia terminu nie należy przeceniać, no ale chciałabym żeby było nam dane z Lalkiem pobyć jeszcze chwilę ( oby jak najdłuższą ) na tym świecie. W oczekiwaniu na solidniejszą diagnozę Pana Hrabiego zajmuję się wszystkim i niczym. Znaczy robię mnóstwo rzeczy ale mało co mi wychodzi. Wiecie jak to jest Wy wszyscy mieszkający ze zwierzętami, uzależnieni od mruków, pomiaukiwań, szczekań, mokrych nosów i tym podobnych niezbędności życiowych.
W ramach majowych celebracji komunijnych kupiwszy sobie mirt. Z jego gałązek pleciono kiedyś tam wianki komunijne, podobnie jak weselne, póki tiule, sztuczne kwiatki i inne radości modniarki nie wyrugowały go z wianków, bukiecików czy tam innych ozdóbstw świecy. Fuckicjanowi mirt się rzecz jasna nie spodobał ale na szczęście też mu nie smakował. Niestety była próba podlania, jednak szybko ukrócona ( tym niemniej roślinę zaraz przesadziłam ) i została zapodana groźba obcięcia sekatorem zdradzieckiego, kociego fiutka. Dlaczego zdradzieckiego? Ucieleśniona niewinność czule patrząca mi w oczy oglądała ze mną roślinkę, co prawda na zielone gapiła się z odrazą ale o mnie to były ocierki i przymruczenia słodyczne. Pogłaskałam potwora i odeszłam nalać sobie kawy, kątem oka złowiłam ten uniesiony ogon, sprytne przysiadanie i usatysfakcjonowany wyraz sznupy - złapałam go w trakcie lania! Zdradzieckiego bo uśpił moją czujność tym przymilaniem! Zdradziecki właściciel zdradzieckiego fiutka. Najgorsze że pozostała czwórka obserwująca całe zdarzenie wyglądała jakby chciała powtórzyć Fuckicjanową próbę dewastacji zieleni domowej, nawet Pan Chorowity wyglądał hym...tego... zagadkowo.
A teraz ogrodowo - ogrodowo to jest tak:
Podwórkowo to jest tak:
Co do szerokich planów zdjęciowych dla Kurry Naczelnej - trza ogarnąć ogród to będą plany. Tylko ogarnianie mnie cóś słabo idzie.
Piękne zdjęcia, piękny ogród. <3 Mnie ostatnio to wszystko jakoś tak opornie idzie. hehe Życzę z całego serca, by wyniki badań były okay, by Lalek poczuł się dobrze i jeszcze było Wam dane z nim pobyć w szczęściu. <3
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia zdrowia dla Lalka, ciągle się tam jeszcze we mnie nadzieja tli że "to nie tym razem".
OdpowiedzUsuńKociemu dobrych wyników, Tabazie dużo konstruktywnej energii, ewentualnie konstruktywnego lenistwa.
OdpowiedzUsuńTen irys, trzeci od dołu, co to za jeden?
Dzięks wielki za wsparcie mentalne. :-) Ten irys to IBiak ( znaczy średniak )'Nickel'.
UsuńHrabii życzymy powrotu do zdrowia :)
OdpowiedzUsuńNiestety jest niedobrze, wyniki są złe. Szczęśliwie morfologia jeszcze nie siadła ale kreatynina , mocznik i próby wątrobowe nie pozostawiają złudzeń. Robimy tydzień bardzo intensywnej terapii, o ile nie da ona pozytywnych skutków też będę musiała wybrać właściwy moment. :-(
Usuńłączę się w bólu i wysyłam cieple myśli <3 ech te futra kochane ...
OdpowiedzUsuńgwoli ciekawości, ile wiosen liczy pacjent ?
Pacjent liczy piętnaście dobrze przeżytych wiosen. Obecnie napakowany glukozą ( podgrzaną ) i lekami mruczy ułożony na mła. Jutro mamy dzień ochrony wątroby, leki nerkowe i glukozę do upojenia. Oczywiście próby karmienia białym mięchem bo karmy dla rekonwalescentów Lalek nie lubi. Ech, futra, futra...
OdpowiedzUsuńno to już całkiem słuszny wiek, wiele moich nawet tego nie dożyło :(
Usuńrozpieszczaj Hrabiego nawet kawiorem jak mu podpasuje :) moje ukochały sardynki i tuńczyka, puszki, które występują tylko w jednym sklepie i nie są przetworzonymi kośćmi i oczami, tylko kawałkami prawdziwych ryb.
Hrabia obecnie plażuje, dziś żeby zrobić mi przyjemność zjadł malutki kawałeczek mielonej wołowiny. Rano była glukoza, sam tyż podpija płyny, przede mną podanie doustnie zawiesiny. Zastrzyki odfajkowane. Gdyby raczył pożreć homara zagryzanego ikrą to by dostał ( wytrzymam jeszcze bez pralki, Ciotka Elka bohatersko pierze moje bambetle - tak bez słowa, Puszek też był przeca ratowany mimo finansowych zawirowań ). Pokumał ze jest Najważniejszy i inne koty zazdraszczają i od razu jakby mu się samopoczucie polepszyło. Fizycznie może nadal kiepskawo ale ten duch co się w nim trzepocze kiedy spogląda z moich kolan na leżącego w łóżeczku Felicjana jakby żwawszy. Wzrok Lalczyny mówi sam za się.
UsuńTrzymajta się tam z Lalentym, trzymajta. Może lekami da radę jeszcze ten termin przedatować? Może jeszcze na chwilę wystarczy Lalentego...? I daj mu podlać ten mirt, jak ma mu to jakość życia poprawić ;)
OdpowiedzUsuńEch, życie. Nie wiem, czy to coś daje ale moje jedzą karmę urinari między innymi, bo lubią. Była kupowana na początku dla Jojasa, ale reszcie zasmakowała. Może to wydłuży termin przydatności, jak trzymanie w lodówce...?
Ale Krecha dożywotnio na lekach neurologicznych. Ile jeszcze tego dożywocia? Ile do następnego incydenty? Ech. Droga w jedną stronę :(
Rozmawiawszy z wetami na temat karm, nawet te najlepsze nie dadzą rady genetyce a tak to wygląda w przypadku Lalka, który zawsze miał dobre wyniki nerkowo - wątrobowe i poza przeziębieniami i zatruciami z nielegalnego podchlewajstwa nie chorował ( ran bitewnych i zębów połamanych nie liczę ). Znałam starsze koty w lepszej formie ( patrz Helmutek - lat 19 w momencie zejścia ) ale znałam też młodsze, trzymane "na najlepszym właściwym", które odeszły w znacznie młodszym wieku. Na razie jesteśmy na początku kuracji, może leki dadzą kopa. Jak nie dadzą to na pewno nie dopuszczę do poddrożności u kota, wystarczy mi że wiem jak to wygląda u ludzi. Co do Kreskowianki - Joka na lekach żyła około dwóch lat. No incydenta były ale człowiek wiedział co jest grane i szybko reagował. Moja Mama pozwoliła odejść su kiedy zauważyła że odstęp pomiędzy kolejnymi akcjami się zmniejsza i to su dobija. Starość czy to zwierzęca czy ludzka to ogólnie jest do doopy. Kresce jak najlepszej starości życzymy, nie jak najdłuższej ale jak najlepszej. Póki cieszy się życiem jest OK.
UsuńAno. Co komu pisane, jak mawiajo. Też znałam psy i koty, co się zabrały migiem z tego świata, zanim pierwszy siwy włos się na mordzie pojawił. Doopa, Panie tego no, doopa.
UsuńKreska jeszcze bierze leki na tarczycę. Codziennie kęs pasztetu 2+3/4 tabletki rano, 1+1/4 tabletki wieczorem. Przebiła mnie z moimi lekami ;)
Ale na razie odpukać, jest ok.
U nas iniekcje i strzykawka z płynem doustnie. Taa... kot i tabletka.
Usuńdo weta mam 15 kilosów i nie zawsze transport na podorędziu, tabletki musowo musiałam opanować, groźny wzrok i zejście do parteru jak na razie wystarczają :D
Usuńa ze starością, jak nie staniesz, dupa z tyłu ...
Ja niby miastowa ale tyż blisko nie mam. No wiadomo - dobry wet to się jedzie. Tabletki mogę przemycać w żarciu o ile kot je. Jak nie je to zaczynają się jazdy. Lalek ma dostawać cztery krechy zawiesiny, czuję że będzie się działo. Może nawet zemsta zostanie wykonana ( oby nie mirt, niech leje w jaśmin ). Starość jest tak podła że za wszelką cenę nie należy jej się dać. Fizyczny upadek martwi ale bardziej boleję nad mentalnym rozkładem. No dupa, doopa i w ogóle dupsko! :-/
Usuń