sobota, 30 listopada 2019

Pożegnanie z dynią

Wczoraj  zadzwonił  do  mła  Tatuś,  któren  zapodał  mła  w  ucho na  dzień  dobry "Gdzie  się  włóczysz?  Dodzwonić  się do  cholery  nie można!",   a potem   złożył  mi najserdeczniejsze życzenia  z okazji  byłego  święta  patronki.  To  trzecia  osoba  która opieprza mła  za  włóczęgostwo z okazji imienin.  Nadal  jestem twarda  i  smartfonoodporna.  Ostatni  bastion  tradycyjnej  telefonii! Tatuś  szczęśliwy  mimo  chyrchań  i kataru   przywleczonych  ze  sklepu, bowiem został  Tatusiem  Tytusa  i  Szczurka  zwanego Rattusem. Koty oba  mają  tak  ze  dwa  i pół  miesiąca i  jak  stwierdził  Tatuś  są  na  tyle   komunikatywne  że od  razu  wymiauczały  mu  miłość. Oczywiście  są inteligentniejsze   niż  moje  stadko  i  maluchy  Dżizaasa  razem  wzięte, po  Tatusiu  ta  inteligencja  rzecz  jasna. Łojciec świergotali  znaczy  w  dobrej  formie  mimo  przeziębienia.  Mła  to  wprawiło  w tak  dobry  humor  że postanowiła  upiec  ciasto i  jednocześnie  pożegnać  dynię.


Hamerykanie przez  cały  listopad obcują  z  dynią  i  kończą  zabawę  w  Dniu  Dziękczynienia.  Mła  sobie  ustaliła  w listopadzie prywatne   Święto  Lasu  ze  dwa  lata  temu i  od tego  czasu dynie, grzybska  kapeluszowe i  inne  liście mile  widziane  jako  ozdóbstwa  w  domowych  pieleszach. Jednak  wielkimi  krokami  zbliża  nam  się  grudzień,  czas  bombków, gwiazdków i  innych  reniferów, no i najwyższa  pora  spożytkować  dynię  co  się  u mnie  zalęgła.  Mła postanowiła  z  wdzięcznej  cucurbity  wykonać  ciasto.  Ciasto  będzie    w  typie  piernikowym, żadnych  tart  bo  mła  do  dziś  pamięta to obrzydlistwo z mleka  skondensowanego i  przecieru  z  dyni  jakie  jej elegancko zapodano  i  oświadczono że powinno  jej smakować   bo to  najprawdziwsze  pumpkin  pie.  I mła  walczyła  ze  sobą  bo  kanadyjska   gospodyni i  twórczyni    tej  ohydy  przemiła  była i  mła  nie  chciała  urazić.

Tylko  dzięki  wielkiej  sile woli mła,  jej  mózg  z  najwyższym  trudem  pokonał wspomnienie  smaku  i  zapachu  zupy  dyniowej na  mleku, a  jej żołądek zasupłał  się  od  góry (  i dołu ) i mła  nie  zwróciła tej amerykańskiej  wspaniałości  na  talerzyk  z  bardzo  szlachetnej porcelany  Rosenthal.  Od  tego  czasu  mła  jest  bardzo  ostrożna  jeśli  chodzi  o  kulinaria  z  dyni, szczególnie  na  proszonych  herbatkach  czy inszych  kawach. Bezczelnie kłamię że  mam uczulenie  na  dynię, niektórzy  wierzą,   insi  udają  że  wierzą ale  na  kontakt  z  dynią  narażać się  nie muszę. Moje  ciasto  piernikowo  -  dyniowe zalicza  się  też  do  grupy  tzw. ciast  muślinowych, czyli  takich  które  zawierają  zamiast  tłuszczu  twardego  olej  lub  oliwę. Konsystencja  takowego  jest  delikatniejsza a  świeżość   wypieku  trwa  dłużej.  To  znaczy  powinna  trwać  dłużej  ale  cinżko  ze  sprawdzeniem. A teraz zadzwonię  do  Tatusia, ma  imieninki.  Ciekawe  czy odbierze, ostatnio  jak  mła  do  niego  wydzwaniała  to  się  włóczył i ponoć  nie  słyszał cinkiego  głosiku  swojej  komóry  ani  wibracji  nie  odczuwał. Taa... zgadnijcie  jaki  tekścik  mu zapodam.


P.S. Gienia   nielegalnie  dokarmiała okoliczne  gołębie  resztką  domowego ciasta  drożdżowego,  Mrutek podbiegł  i  zamiast   po  kociemu   przegonić  gołębie  zabrał  się  za  ciasto. Gołębie nie  uciekały a on  dziobał  z  nimi! Małgoś  -  Sąsiadka szybko na  trzech  nogach podskoczyła ( laseczka ) i   po  chwili  Mrutek  karnie  wracał  do  domu  a  Małgoś  ujadała - "Wstydu  nie masz! Razem  z gołębiami!".  Mła  obserwującej  to  przez  okno ,  mało  co  a stanęłaby  w  gardle  ta "spieczka"   ciasta  co ją wyżerała ale na szczęście tylko  herbatka  jesienna jej  nosem  wylazła. A  w  ogóle  Małgoś  do  Mrutka  zwraca się Banaś -  "Ty  Banasiu  złodziejski!  Bardzo  niedobry  kotek, łakomy!" Mła rży a   Mrutek  najwyraźniej  olewa, tylko  czyha  co  by  tu  nowego  podeżreć.

14 komentarzy:

  1. Banaś mnie rozwalił :))) Pozdrowienia dla Małgoś! Poczucie humoru jest cenne w każdym wieku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Banaś i Siusiulek to są najnowsze ksywki Mrutka. Wcześniejsza to Mały Danek bo Małgosi on przypomina z tą swoją słodyczą i miłym usposobieniem naszego Danusia. :-)

      Usuń
  2. kocham dynię, ale Krzysiek mi nie chce obierać. Uściski dla kotow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i dlatego mła preferuje dynię piżmową, której obierać nie trzeba ( i wszystkie Krzyśki sobie mogą tam gdzie Pana Majstra, he, he, he ). ;-)

      Usuń
    2. dynie obiera się po upieczeniu, wtedy żaden problem, a pieczona najlepsza.

      Usuń
    3. Dla mła to dynia najlepiej prezentuje się ze skórką, na jej własnym stole kuchennym ustawiona. ;-)

      Usuń
  3. Jeszcze się śmieję do monitora wyobrażając sobie Mrutka wtrząchającego ciasto wespół z gołębiami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła ma naprawdę wielkie zdziwienie że one nie uciekały, te gołębie. Normalnie jak widzą koty to jest fruuuu a tu nic. :-O

      Usuń
  4. dynia to zupa na ostro z zielonym curry i mleczkiem kokosowym albo puree pół na pół z pyrami (macisem doprawić) wtedy do pieczonej gęsi np. ja wybieram te mniej słodkie odmiany a mączyste np. Marina di Chioggia albo Uchiki Kuri o lekko kasztanowym posmaku.
    Muode to gupie, mój wnuk, niejaki Cheddar vel PitiPiti lat 6 miesięcy, próbuje wszystkiego (kisz. kap., czemu nie) a ostatnio usiłuje zaprzyjaźnić się z pralka, uważa, ze to nowa zabawka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyżby ta sama patronka ?

      Usuń
    2. Patronka ta sama , rodem z Aleksandrii. Mła dziwi to że gołębie tylko ledwie podfrunęły i natychmiast wróciły. Normalnie jak widzą koty to zwiewają ile wlezie i nie ma znaczenia że Małgoś stoi w roli Wielkiego Uspokajacza. To prawdziwy siurprajz dla mła, ona takiej reakcji gołębi jeszcze nie widziała. No a Mrutek? Taa... te PitiPity tak majo.
      Dynia odpada, szczerze pisząc dla mła nawet w cieście korzennym odpada. To po prostu nie jest jej warzywo! Pewnie ja dla dynie nie jestem ten człowiek. :-)

      Usuń
  5. Uwielbiam dynię pod wszystkimi postaciami! Też robię zupę, ciasto (też takie piernikowe), a również "kubusie", które cieszą się największym powodzeniem. W tym roku robię przerwę, bo przegięliśmy w poprzednich sezonach. Poza tym w ogrodzie w zasadzie nie wyrosły (2 małe sztuki i jedna zgniła)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogrodzie, na stole w charakterze ozdóbstwa - tak to jest miejsce dla dyni. Na talerzu? - nie na moim! Ciasto może być ale bez dodatku dyni byłoby lepsze! ;-)

      Usuń
  6. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń