Wczoraj zadzwonił do mła Tatuś, któren zapodał mła w ucho na dzień dobry "Gdzie się włóczysz? Dodzwonić się do cholery nie można!", a potem złożył mi najserdeczniejsze życzenia z okazji byłego święta patronki. To trzecia osoba która opieprza mła za włóczęgostwo z okazji imienin. Nadal jestem twarda i smartfonoodporna. Ostatni bastion tradycyjnej telefonii! Tatuś szczęśliwy mimo chyrchań i kataru przywleczonych ze sklepu, bowiem został Tatusiem Tytusa i Szczurka zwanego Rattusem. Koty oba mają tak ze dwa i pół miesiąca i jak stwierdził Tatuś są na tyle komunikatywne że od razu wymiauczały mu miłość. Oczywiście są inteligentniejsze niż moje stadko i maluchy Dżizaasa razem wzięte, po Tatusiu ta inteligencja rzecz jasna. Łojciec świergotali znaczy w dobrej formie mimo przeziębienia. Mła to wprawiło w tak dobry humor że postanowiła upiec ciasto i jednocześnie pożegnać dynię.
Hamerykanie przez cały listopad obcują z dynią i kończą zabawę w Dniu Dziękczynienia. Mła sobie ustaliła w listopadzie prywatne Święto Lasu ze dwa lata temu i od tego czasu dynie, grzybska kapeluszowe i inne liście mile widziane jako ozdóbstwa w domowych pieleszach. Jednak wielkimi krokami zbliża nam się grudzień, czas bombków, gwiazdków i innych reniferów, no i najwyższa pora spożytkować dynię co się u mnie zalęgła. Mła postanowiła z wdzięcznej cucurbity wykonać ciasto. Ciasto będzie w typie piernikowym, żadnych tart bo mła do dziś pamięta to obrzydlistwo z mleka skondensowanego i przecieru z dyni jakie jej elegancko zapodano i oświadczono że powinno jej smakować bo to najprawdziwsze pumpkin pie. I mła walczyła ze sobą bo kanadyjska gospodyni i twórczyni tej ohydy przemiła była i mła nie chciała urazić.
Tylko dzięki wielkiej sile woli mła, jej mózg z najwyższym trudem pokonał wspomnienie smaku i zapachu zupy dyniowej na mleku, a jej żołądek zasupłał się od góry ( i dołu ) i mła nie zwróciła tej amerykańskiej wspaniałości na talerzyk z bardzo szlachetnej porcelany Rosenthal. Od tego czasu mła jest bardzo ostrożna jeśli chodzi o kulinaria z dyni, szczególnie na proszonych herbatkach czy inszych kawach. Bezczelnie kłamię że mam uczulenie na dynię, niektórzy wierzą, insi udają że wierzą ale na kontakt z dynią narażać się nie muszę. Moje ciasto piernikowo - dyniowe zalicza się też do grupy tzw. ciast muślinowych, czyli takich które zawierają zamiast tłuszczu twardego olej lub oliwę. Konsystencja takowego jest delikatniejsza a świeżość wypieku trwa dłużej. To znaczy powinna trwać dłużej ale cinżko ze sprawdzeniem. A teraz zadzwonię do Tatusia, ma imieninki. Ciekawe czy odbierze, ostatnio jak mła do niego wydzwaniała to się włóczył i ponoć nie słyszał cinkiego głosiku swojej komóry ani wibracji nie odczuwał. Taa... zgadnijcie jaki tekścik mu zapodam.
P.S. Gienia nielegalnie dokarmiała okoliczne gołębie resztką domowego ciasta drożdżowego, Mrutek podbiegł i zamiast po kociemu przegonić gołębie zabrał się za ciasto. Gołębie nie uciekały a on dziobał z nimi! Małgoś - Sąsiadka szybko na trzech nogach podskoczyła ( laseczka ) i po chwili Mrutek karnie wracał do domu a Małgoś ujadała - "Wstydu nie masz! Razem z gołębiami!". Mła obserwującej to przez okno , mało co a stanęłaby w gardle ta "spieczka" ciasta co ją wyżerała ale na szczęście tylko herbatka jesienna jej nosem wylazła. A w ogóle Małgoś do Mrutka zwraca się Banaś - "Ty Banasiu złodziejski! Bardzo niedobry kotek, łakomy!" Mła rży a Mrutek najwyraźniej olewa, tylko czyha co by tu nowego podeżreć.
Banaś mnie rozwalił :))) Pozdrowienia dla Małgoś! Poczucie humoru jest cenne w każdym wieku :)
OdpowiedzUsuńBanaś i Siusiulek to są najnowsze ksywki Mrutka. Wcześniejsza to Mały Danek bo Małgosi on przypomina z tą swoją słodyczą i miłym usposobieniem naszego Danusia. :-)
Usuńkocham dynię, ale Krzysiek mi nie chce obierać. Uściski dla kotow
OdpowiedzUsuńNo i dlatego mła preferuje dynię piżmową, której obierać nie trzeba ( i wszystkie Krzyśki sobie mogą tam gdzie Pana Majstra, he, he, he ). ;-)
Usuńdynie obiera się po upieczeniu, wtedy żaden problem, a pieczona najlepsza.
UsuńDla mła to dynia najlepiej prezentuje się ze skórką, na jej własnym stole kuchennym ustawiona. ;-)
UsuńJeszcze się śmieję do monitora wyobrażając sobie Mrutka wtrząchającego ciasto wespół z gołębiami...
OdpowiedzUsuńMła ma naprawdę wielkie zdziwienie że one nie uciekały, te gołębie. Normalnie jak widzą koty to jest fruuuu a tu nic. :-O
Usuńdynia to zupa na ostro z zielonym curry i mleczkiem kokosowym albo puree pół na pół z pyrami (macisem doprawić) wtedy do pieczonej gęsi np. ja wybieram te mniej słodkie odmiany a mączyste np. Marina di Chioggia albo Uchiki Kuri o lekko kasztanowym posmaku.
OdpowiedzUsuńMuode to gupie, mój wnuk, niejaki Cheddar vel PitiPiti lat 6 miesięcy, próbuje wszystkiego (kisz. kap., czemu nie) a ostatnio usiłuje zaprzyjaźnić się z pralka, uważa, ze to nowa zabawka.
czyżby ta sama patronka ?
UsuńPatronka ta sama , rodem z Aleksandrii. Mła dziwi to że gołębie tylko ledwie podfrunęły i natychmiast wróciły. Normalnie jak widzą koty to zwiewają ile wlezie i nie ma znaczenia że Małgoś stoi w roli Wielkiego Uspokajacza. To prawdziwy siurprajz dla mła, ona takiej reakcji gołębi jeszcze nie widziała. No a Mrutek? Taa... te PitiPity tak majo.
UsuńDynia odpada, szczerze pisząc dla mła nawet w cieście korzennym odpada. To po prostu nie jest jej warzywo! Pewnie ja dla dynie nie jestem ten człowiek. :-)
Uwielbiam dynię pod wszystkimi postaciami! Też robię zupę, ciasto (też takie piernikowe), a również "kubusie", które cieszą się największym powodzeniem. W tym roku robię przerwę, bo przegięliśmy w poprzednich sezonach. Poza tym w ogrodzie w zasadzie nie wyrosły (2 małe sztuki i jedna zgniła)
OdpowiedzUsuńW ogrodzie, na stole w charakterze ozdóbstwa - tak to jest miejsce dla dyni. Na talerzu? - nie na moim! Ciasto może być ale bez dodatku dyni byłoby lepsze! ;-)
UsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń