Trwa słoneczny weekend, na szczęście mimo dobrej pogody Szpagutkowska odpuściła jęczenie na temat wyjścia. Pewnie dlatego że mła opchała kotę do wypęku. Mrutek z Okularią pilnują żeby Szpagetka nadmiernie nie korzystała na dobrutkach z okazji choroby, Sztaflik lata po dworze razem z Lucasem a mła usiłuje sprzątać, mając jednocześnie oko na tych w domu i tych co łażą po ogrodzie. Mła postanowiła że jeszcze dzisiaj popilnuje rekonwalescentki w chałupie, jutro może na troszeczkę zabiorę ją do ogrodu. Będę musiała mieć oczy z tyłu głowy żeby nie było sprucia i łażenia z raną gdzie nie trzeba. Porządkując kuchenny stół mła dojrzała że jej mała dynia piżmowa chyba nie doczeka święta dyni. Ponieważ mła nie przepada za potrawami z dyni postanowiła upichcić z niej dżem. Na razie dynia się rozgotowuje a mła zaczyna przy herbatce z kubka grzybowego popijanej, szukać przepisów. Na wszelki wypadek kubek z liskiem naszykowany jako miara do dyniowej pulpy, cukier trzcinowy i goździk tyż w pogotowiu. Mła myśli jeszcze o kandyzowanych orzechach włoskich i cytrynie. Teraz tylko ile czego dodać żeby to się dało jeść.
Fotki domowe, zdziśki znaczy. W Muzyczniku nastrojowo Kalina i "Zmierzch".
Mła jednak nie zrobi mustarda mantovana ponieważ nie posiada - jeszcze - oleju musztardowego. Ten przepis dopiero wykona po nabyciu onego, czyli za jakiś czas. Teraz do przecieru gruszkowo dyniowego mła dodała dodała korzeń imbiru i musi pilnować żeby za ostro się jej w garze nie zrobiło. Ma być posmaczek a nie pieczenie. No i poszła połowa soku z cytryny, mła się zastanawia czy nie za mało. Wicie rozumicie, pulpa sama w sobie jest bezpłciowa, mimo dodania łychy miodu gryczanego. Meldunek z frontu będzie wieczorkiem zapodany.
Kiedy mła się troszki obrobiła domowo to postanowiła rozpocząć tegoroczny grobing. Mła ma sporo starszych ciotek, które bardzo przywiązane do zwyczaju odwiedzania mogiłek, natomiast wiek już im nie pozwala na tzw. obrabianie. W związku ze związkiem mła doszła do wniosku że zastosuje działania wyprzedzające, znaczy polezie na te wszystkie cmentarze i co trza obrobi. Dzisiejsze popołudnie było w miarę ciepłe, więc mła spakowała sprzęt obróbkowy, cmoknęła chrapiące poobiadkowo koty i ruszyła na pierwszy z cmentarzy. Lazła na piechotkę, także mogła dobrze przyjrzeć się naszej miejskiej, przykurzonej jesieni, która jest taka cóś mało jesienna. W okolicach naszej river to i owszem, liście na drzewach i krzewach dorodne i pięknie przebarwione ale wystarczy popatrzeć na miejsca od rzeczki odlegle i widać taką jesień jak na południu Europy. Liście poschły i spadły, nie zdążywszy się przebarwić. Taki zaschły październik, oka nie ma na czym zawiesić.Mła oczywiście trzymała się jak najbliżej wody, jesienny spacerek bez widoków to taka se przyjemność, spacerek z widokami na coolorowe liście i jesienne owocki to insza inszość.Co prawda nie wszędzie jeszcze złoto, spore połacie olszyny porastającej brzeg river nadal zielone. Złociste są jak na razie liście lip drobnolistnych i dębów krótkoszypułkowych, powolutku nabierają cooloru liście klonów. Za to owocki dają po oczach. Na mła szczególne wrażenie zrobiła owocująca trzmielina Fortune'a Euonymus fortunei odmiany 'Sunspot', wypełzła z jednego z ogródków na dziczyznę. Obsypana uroczymi różowo, pomarańczowymi owockami wyglądała przepięknie. Znacznie lepiej niż widziane po drodze owocujące krzewy ogników, które w tym roku prezentują podeschnięte owoce. Niedaleko ogrodu z którego wypełzła trzmielina mła naszła ogrodowego strażnika a właściwie to strażniczkę. Na widok mła strażniczka rozpruła sznupę i mła od razu wiedziała że trza głaskać.
Strażniczka tak ryczała aż zaniepokojona kocimadka wyszła. Potwierdziło się to co mła sobie pomyślała na widok drącej sznupę, kocimadka zapodała że kota wychodzi i żąda hołdów. W związku z tym że ludzie są różne, kocimadka musi stale kotę monitorować. Cóż, nie tylko mła ma kocie łobowiązki. Po miłym spacerku mła wzięła się za obróbek grobowy, po czym via Mamelon podreptała do domu. Hym... dzisiejsza niedzierla to był dzień czynnego odpoczynku. Mła jest troszki zmęczona, zamierza obłożyć się teraz kotami, puścić sobie jakiś miły kryminałek i przymknąć oko. Koło dwudziestej czwartej muszę jeszcze Szpagetce zapodać co trza a potem to już wizyta w krainie Morfeusza. Może się w końcu wyśpię, ostatnimi czasy było ze snem krucho. Po pierwsze Szpagetka, która nie chce spać w kołnierzu i której nie sposób zaufać w sprawie zostawienie w spokoju ranki, po drugie pełnia cud urody. No i to by było na tyle. Fotki to tradycyjne zdziśki a w Muzyczniku Magda Umer i "Koncert jesienny".
Ale słodki jeżyk!!!
OdpowiedzUsuńMła nabyła w czerwcu, na pamiątkę Tego z Pudelka, znaczy Posrywka. Z Wietnamu on, także cena była znośna.
UsuńWieczór jest. Marmelada lub dżem już w słoiczku?
OdpowiedzUsuńA gdzie tam! Gienia wysłała mła na poszukiwanie zniczy, mła dopiero pół godzinki temu do domu przylazła. Dynia dostała do towarzystwa gruszkę a mła sobie przypomina smak tortelli alla zucca, mantuańskich pierożków z dynią. Dodatkiem do nadzienia jest mostarda di mele albo mostarda mantovana. Mła właśnie studiuje przepis z wersją dyniową tego specjału. Cholernych małych jabłuszków do klasycznej wersji mła przeca nie dostanie.
UsuńJa obejrzałam w końcu wczoraj Strefę Interesów bo dali na Disney albo HBO już nie pamiętam. Dziś mam wyniki ginekologiczne więc w stresie cały dzień.
OdpowiedzUsuńA dziecię już mniej kaszle dziś ostatni dzień antybiotyku więc nauka i od jutra znowu do szkoły.
O filmie może coś napiszę na razie się ograniamy.
Najważniejsze że wyłazicie z chorób, trzymamy kciuki za Cię za dobre wyniki. :-D
UsuńWyniki są ok ;D zapraszają za rok ale ja chyba za dwa pójdę XD
UsuńNo i z banieczki. :-D
UsuńZ dżemem z dyni mam jedno skojarzenie: "Ania z Szumiących Topoli". Ania skomplementowała raz na proszonym obiedzie konfitury z dyni, odtąd kiedy szła w gości, u każdego, zawsze, dostawała konfitury z dyni na deser. Ostatni słoik, który dostała na wynos, zakopała w ogrodzie :D Lubię dla relaksu wracać do Montgomery.
OdpowiedzUsuńTo byłam ja, Sowa
OdpowiedzUsuńWitaj Sowo. Mła za dynią nie przepada, słoik z rzeczoną konfiturką zakopałaby bardzo głęboko. Do książek dzieciństwa mła wraca a jakże! W jej wypadku to dzieciństwo wczesne, czyli Muminki. ;-D
UsuńMuminki jakoś mnie ominęły. Coś czytałam, ale nie chwyciło. Może jeszcze spróbuję kiedyś, nie tylko wracam do książek dzieciństwa ale też czytam czasem nowe (dla mnie) pozycje.
OdpowiedzUsuńAle ale. To mój piąty czy szósty wpis na tym blogu i nie wyraziłam jeszcze zachwytu kotami! Więc wyrażam i przepraszam koty za opieszałość! Sowa
Starannie nie przekażę im tych zachwytów, one już mają poprzewracane w lebkach i dodatkowe porcje zachwytów mogłyby sprawić że mła by nie zdzierżyła kociego samodzierżawia. ;-D Co do lektur dzieciństwa to mła zaczytywała się na ten przykład w Sienkiewiczu, co jakoś jej nie zaszkodziło, podobnie jak tym wszystkim, którzy jako dzieciątka czytali a teraz ćwierkajo jaki to on był rasista i wogle, he, he, he. ;-D
UsuńHe,he, lektury dziecinstwa, ciotka czytywała Opowiesci niwsamowite, ja w wieku szkolnym zabralam się za Winetou, A.E .Poe, A. Christie, no ale..dobra, Dzieci Bullerbyn, to moja książka dziecinstwa.
UsuńWinetou to ja też czytywałam ale szybko skręciłam w zeszyty "Ewa wzywa 07" he, he, he.
UsuńO, też sie zaczytywalam w Sienkiewiczu. Pamietam, jak pierwszy raz czytalam Potop to dostałam gorączki :D . Co gorsza, nadal lubię. W domu ja jestem team Sienkiewicz, mąż team Prus. I tak czasem sobie dogryzamy w temacie.
OdpowiedzUsuńSienkiewicz to dzieciństwo, Prusa doceniłam później. Prus był świetnym pisarzem, mam wrażenie że jest strasznie niedoceniany. Hym... Sienkiewicz zawładnął wyobraźnią narodu ale to Prus potrafił prawdziwie sportretować Polaków z Kongresówki.
UsuńJa Prusa doceniam i szanuję, ale właśnie niezbyt lubię. Potrafi przynudzać; takie "Emancypantki" zaczynają się świetnie, a im dalej, tym gorzej. Do "Faraona" czytanego przed wieeeelu laty boję się wracać, bo to męczące było. Mam też wrażenie, że Prus nie lubił kobiet, czuć jakieś rozgoryczenie w temacie. Czy jest niedoceniany? NIe wiem, raczej wydawało mi się że to ja się podkładam mówiąc, że wolę Sienkiewicza, bo Prus jest bardziej "nobilitujący". Sowa
UsuńNo nie lubił pań, w przeciwieństwie do Sienkiewicza, który lubił je mocno. Dla dorosłej mła najciekawsze były dzienniki Sienkiewicza ale jako dziecię to mła mogła z pamięci cytować fragmenty "W pustyni i w puszczy", he, he, he. Czy lektura Prusa bardziej nobilitująca? Hym... nie zastanawiałam się, mam takie wrażenie że coraz mniej ludzi czyta obu panów, nobilitujące może być to że któś w ogóle książki czyta. ;-D
UsuńPysznie brzmią te dyniowe frykasy!
OdpowiedzUsuńW tym roku nie myję, przyjeżdżam na styk, więc stawiam doniczki z chryzantemami i gotowe.
Spokojnosci nocnych przespanych życzę!
Mła się będzie brała do wyrabiania jabłeczno - gruszkowego. Tadam, Tadam! Mam nadzieję że zdążę przed świętymi, którzy w przetworach brzydko mieszają. ;-D
UsuńKtórzy święci mieszają w przetworach? Proszę powiedz.Ja ekstremalnie rzadko przetwarzam, ale czuję, że muszę to wiedzieć.:D Sowa
UsuńBabcia Wiktoria mawiała że po Wszystkich Świętych nie ma się co brać za przetwory z sadu czy warzywnika ponieważ święci uznają listopad za czas odpoczynku i złośliwie robią różne brzydkie rzeczy w garnkach ze smażonymi powidłami i w beczkach z ubijaną kapustą. Taki przesąd, w którym tkwiło ziarenko prawdy, bowiem listopadowa wilgoć nie sprzyjała, przy dawnych metodach konserwacji, długiemu przechowywaniu przetworów.
UsuńDziękuję! Często fantazjuję, że zrobię przetwór taki lub owaki, ale na fantazjach się kończy. No w tym roku pezed świętymi nie zdążę...
OdpowiedzUsuń.