czwartek, 23 października 2014
Gzie koty wchodzić nie powinny!
Mogą w domu robić niemal wszystko ale są nawet dla nich miejsca zakazane, niedostępne i święte. Nie ma zmiłuj! Pewne numery nie przejdą i guzik mnie wtedy ruszają żałosne miauczenia, niby czułe ocierania i patrzenie w moje oczy wzrokiem kota ze Shreka. Nie będę otwierała szafy, ani mi się śni ulegać kocim chęciom wylegiwania się na moich ubraniach!
Jak tylko zrobiło się chłodno, dżdżysto i prawdziwie jesiennie moje koty odkryły uroki przebywania w ciepłym i suchym domku. Mają swoje posłanka, koszyki, że o kanapie, fotelu czy krzesłach ledwie napomknę. Nie grzeję jeszcze ( w domu 18 stopni, jak dla mnie zimnolubnej foki to boska temperatura ) więc nie mogą się bestie wygrzewać na kaloryferach, ale włączam im kocyk elektryczny. Naprawdę mają zapewniony full wypas domowy ale to dla nich stanowczo za mało - trzeba było atakować drzwi od szafy. Kiedyś dawno, dawno temu zdecydowałam się na drzwi suwane, żeby problemów z ich otwieraniem nie było ( tzw.oszczędność miejsca - idiotyzm w tak dużym pomieszczeniu ). No to teraz miałam problem z rozsuwaniem. Kocia jednostka nie dawała drzwiom suwanym rady ale zespół złożony z Lalka i Felicjana był w stanie przesunąć drzwi na tyle że w powstałym otworze mieściła się kocia głowa. Wiadomo że jak zmieści się kocia głowa to zmieści się i cała reszta. Dziewczyny tylko na to czekały, myk, myk i miałam nagle pięć kotów na moich wypranych ubrankach. Mało co mnie tak wkurza jak zapieranie się przy eksmisji i natychmiastowe powroty do strefy zakazanej. Wyjmowałam jednego kota, stawiałam i usiłowałam wyciągnąć następnego a w międzyczasie eksmitowany z powrotem właził do szafy. Poza tym ten ryk protestujący wydawany przez Lalka, Felka i Szaflika i żałosne popiskiwania Okularii Pumelii. Tylko Szpagetka trzymała poziom i z jej strony nie było żadnych wokalnych występów. Niestety to właśnie ona najbezczelniej, najszybciej i najsprawniej z powrotem właziła do szafy stosując metodę na piskorza ( takie sztuki tym swoim małym ciałkiem wyprawiała że wymykała się moim rękom bez trudu ).
Opracowałam sposób wyciągania intruzów z szafy z zamykaniem "ofiary wyciągu" w pokoju ale i w przypadku stosowania tej opcji pozbywania się kociego towarzystwa z miejsca zakazanego były problemy. Poprzednia "ofiara wyciągu" czyhała tylko na uchylenie drzwi w chwili kiedy następna "ofiara wyciągu" miała zostać zainstalowana w pokoju i usiłowała się przedrzeć z powrotem do strefy walki. Ostatnio w bitwie o szafę uczestniczyła Małgoś Sąsiadka w charakterze starszego operatora drzwi pokojowych i oficera propagandy ( "Macie taki ładny grzany kocyk" ), dzięki temu jakoś to wyciąganie z szafy sprawniej poszło i nie czułam się po całej imprezie jak komandos z zespołem stresu pourazowego. Przez pewien czas tuż przy szafie był ustawiony stołek a na nim kosz wypełniony włóczką ( zamykany, złe nie śpi he,he ), kartony wypełnione książkami i "inne śmieci" ( ale "oszczędność miejsca" ), niedawno wpadłam na pomysł ( bosz.... ile mi to czasu zajęło, styki w mózgu coś mi słabo pracują ) żeby na szynach do suwania zastosować blokadkę. Teraz kotom zostało tylko żałosne porykiwanie, interesowne czułości i zaglądanie w oczy. Drzwiczki sezamu już się nie rozsuną, he, he. Może to nie najlepiej o mnie świadczy ale czuję pewną złośliwą satysfakcję kiedy patrzę na te nieudane próby dostania się do szafy a potem na to "przymilanie się na intencję". Wreszcie pani we własnym domu, niepokonana władczyni niepodzielnej szafy, obrończyni prawa ludzkości do samostanowienia przed napastliwą kocią chęcią zdeptania tego prawa. Teraz , kiedy nie muszę czyścić ubranek z sierści, kiedy pralka milczy bo wreszcie nic się w niej nie pierze, mogę sobie pozwolić na docenienie przeciwnika z którym toczyłam wojnę o szafę. Dość powszechne jest traktowanie tzw. szafiarek i szafiarzy jako przykładów chodzącej głupoty ( nie wiem czy to prawda, do blogów modowych tak mi daleko jak do blogów politycznych ), moje koty jako pięciogłowa hydra szafiarska nie potwierdzają słuszności mniemań o szafiarskiej głupocie. Moje szafiarki i moi szafiarze okazały się stworzeniami bystrymi i inteligentnymi. Do tego należy dodać jeszcze silne i nieprzejednane charaktery ( nawet wołanie do żarcia nie skusiło kotostwa do opuszczenia szafy ). No krótko pisząc to mieszkam pod jednym dachem z godnym przeciwnikiem, he, he. Obecnie przeciwnik zamienił się w mruczące na ciepłym kocyku szczęście. Na szczęście, he, he!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Miałam swego czasu, w latach panieńskich kota - Pana Macieja. Był to osobnik bardzo dobrze ułożony sam z siebie, zwykły dachowiec w kolorze rudym. Przepiękny rudas, boski i grzeczny. Ale tak samo lubił włazić do szaf wszystkich, gdy tylko zaczynało się chłodniej na dworze. Najgorzej było gdy przydybał czarną bluzkę, spodnie lub sweterek. Wtedy ubrania nabierały takiego włochatego nalotu w kolorze piwa. Jezu, to było straszne. Zatem ubrania powędrowały na górne półeczki, a na dole leżały koce albo poduchy, i tam ten leniwiec sobie spał, bo wspinać mu się już nie chciało. Teraz, to znaczy w sezonie, gdy drzwi są stale otwarte na zewnątrz, przychodzi do nas w odwiedziny kotka sąsiadów, która ma na imię Negra, ale my ją nazywamy Czarna Kocia. Panienka ta, gdy tylko może, pakuje się do niszy na drewno pod kominkiem, mimo, że już się przecież nie pali lub włazi do kartonu po książkach, który specjalnie dla niej stoi w pokoju córki. Kocia jest łobuzem, poluje na motyle i pasikoniki i przy okazji tratuje mi kwiaty w ogródku lub tarza się pomiędzy irysami ze skutkiem takowym. Ale to dzięki niej zobaczyłam po raz pierwszy pazia królowej na heliotropach. Na szczęście nie udało się jej go złapać i poszła na łąkę po myszy.
OdpowiedzUsuńU mnie w miejscach zakazanych stoją stołki albo kosze, w szafie blokadki i tak dalej. Najgorzej jest z lodówką, Felicjan wykumał swego czasu że można się położyć i pazurem kombinować z uszczelką i że to jest najlepsza metoda żeby drzwiczki od ulubionej szafeczki otworzyć. Twardo nie ustępuje pola, gady mają tyle miejsca do zabawy ale nic tak nie kusi jak miejsca zakazane. Kocie wizyty sąsiedzkie w domu wzbudzają wielkie niezadowolenie mojej gromady, zazdrocha po całości! Nawet Okularia ryczy że jakże to tak, na jej krześle, na jej poduszce całkiem obcy kot?! To że ten całkiem obcy to stary znajomy Epuzer, który został zwabiony jej seksmiaukami się nie liczy. Do ogrodu zwabiała a nie na salony!;-) Tratowanie zielonego wliczam w koszty, trudno - koty też muszą mieć swoje prawa. Czasem się wkurzam i ryczę jak na ten przykład irysy na kwitnienie których czekałam połamią ale to tak "po wierzchu", trudno żeby jak przyklejone na kanapie wiecznie siedziały.
Usuń