Bum, cyk, cyk i Wielki Kamor wylądował w okolicy brzózek. Z hukiem! Podczas transportu mało nie przeważył transportującego spychacza ( trzeba było trochę głazisko podnieść spychaczową łapo - spychaczką ). Nic zdziwnego, w końcu przy ubiegłorocznych wykopkach o mały włos a udałoby mu się załatwić koparkę. Ludziska pytajo "A na co ten kamor?" a ja na to że do podziwiania. Ni w pięć ni w dziewięć on do ogroda i podwórka pasuje ale własny głaz narzutowy z matkowizny wykopany ( "O prapolska moreno!", he, he, he ) zasługuje na adorację. Przez najbliższe miesiące będę przy nim tygodnice urządzać albo cóś. Oczywiście teraz jeszcze nie wygląda jak należy, on łysy i nieomszony, za nim trzepak o wściekle zielonej barwie co to nie jest jeszcze wykopany i ogólnie tzw. rozpiździej późnojesienny po całości w tle. Ale za jakiś czas czyli gdzieś tak na wiosnę trzepak odfrunie ( są gryplany z nim związane, takie bardziej roślinne - znaczy renowacja, zmiana przeznaczenia czyli odtrzepakowanie i przydanie mu czegoś co spowoduje że będzie wyglądał jak porządny stelaż do rozpięcia ciężkich długopędowców ), bałagan roślinny zniknie, małe cisy kolumnowe będą trochę większe ( docelowo bujną do 4 - 5 metrów ), wokół kamora rozrośnie się barwinek i inna bergenia i kto wie czy nie trafią się jakieś mniejsze ale jednak okazałe granitowe kamory do towarzycha ( he, he, he, kromlechy i menhiry ). No słabość jakaś we mnie związana z granitami jest, może to sentymenta z dzieciństwa spędzonego nad Bałtykiem się odzywają ( granitowe kamory na plaży w okolicy Rozewia, podmywane przez morze, miejscami porośnięte przez zielone wodorosty zapadły mi mocno w pamięć ). Najbardziej podobają mi się te różowawe granity i szczęśliwie mój eratyk jest właśnie taki.
Jak bliżej przyjrzycie się brzózkom którym obecnie towarzyszy Wielki Kamor zobaczycie niezabliźnione nadal miejsca po przymusowym podkasaniu konarów ( efekt wichury i ciężkiego śniegu sprzed paru lat ). Niedobrze to wygląda, doczytuję obecnie w necie o środkach zaradczych. Trochę mi się rzadki włos jeży bo metody takie dla mnie radykalne ale Mamelon ksywa Morderczy Sekator twierdzi że przesadzam. No może jednak lepiej żebym tak się brzózkom za bardzo nie przyglądała, dla nich lepiej. Mogę pogapić się gdzie indziej, szron upięknił nawet najbardziej badziewne miejsca Alcatrazu i podwórka. Bez szronu takie widoczki są troszki deprymujące, ze szronem prezentują się uroczo.
Ta bardziej zadbana część ogrodu też zyskuje na urodzie, nie jest to może aż tak spektakularne w przypadku odlistnionych stanowisk po zamarłych bylinach ale nasadzenia azalkowe ( z japońskich azalek ) i towarzyszących im miniaturowych iglaków w szronie wyglądają całkiem nieźle. Nawet krasnale zzieleniałe ( cały sezon czekałam żeby Manfred i Zygfryd nabrali odpowiedniej barwy ) w te oblukrowania się jakoś wpisują.
Chłopaki w ogóle sobie radzą, postanowiłam zostawić ich zimą na stanowisku. Krasnale nie trolle, zimą chyba nie zasypiają, choć coś mi się tam przypomina że do ciepłych ludzkich domów jak te myszy ściągają. No moje będą miały tzw. zimny chów, paproci i bluszczy pilnować a nie grube, omszone tyłki wygrzewać! Porządny krasnoludek zimuje! Tylko cienkie krasnoludkowe Bolki po domach i kanciapach siedzą. Dopóki mrozów syberyjskich nie ma krasnoludki stoją na straży ogrodu tak jak ci żołnierze wartownicy, którzy za głębokiej komuny szpitali wojskowych pilnowali. Krasnoludki same z siebie o tym wiedzą i stąd ich zzielenienie, szata maskująca im się wytworzyła. Moi mali wartownicy w szpiczastych czapeczkach.
W ogrodzie najpiękniej pod szronem prezentują się paprocie. Nawet bluszczowe liście nie są w stanie dorównać urodą oszronionym paprociowym frondom przypominającym wzorki na szkle tworzone przez siarczysty mróz. Ile się da paprociumów posadzę w Alcatrazie, nerecznic, paprotników i języczników. Nawet zimą robią paprocie w ogrodzie wrażenie. No a teraz po przeglądzie ogrodowym fotka z domu - Szpagetka z przyjacielem Burczysławem. Burczysław jest nowym misiem ( do mojego, zabytkowego już Kalasantego koty nie mają dostępu ) i może być traktowany przez kocie towarzystwo per noga. No i trochę jest tak traktowany, znaczy Szpagetka z lubością go udeptuje wszystkimi czterema łapkami. Rzecz jasna jest o niego wściekle zazdrosna, jest jej ulubionym poduszkiem - nie ma to jak oprzeć się o leżącego Burczysława. Tu sfoceni przyjęli pozę "grzeczną", zazwyczaj Burczysław wygląda na ofiarę ataku misiofoba ( muszę przycinać wydrapywane z niego podczas udeptywania nitki ) .
znaczy menhir Ci się objawił w ogrodzie, możesz zacząć druidzkie czary-mary odprawiać :D
OdpowiedzUsuńw moich okolicznościach przyrody brzózki już byłyby obrośnięte bluszczem i rany szarpane nie byłyby widoczne, może zapuść coś pnącego ?
a tak wogle gdyby to były moje czy brzózki to pokulałabym kamlot dalej w czepak a w brzózkach zapuściłabym hamak ;)
wiem, ze jest to heroiczna robota ale niejeden kamlot kilkusetkilogramowy z chłopem przesuwałam (ręcznie) to wiem, ze się da. wkopałabym Kamora na jakieś 20 cm, wyglądałby bardziej naturalnie teraz widać, ze nakulany. ewentualnie usypać mu wokół sztuczno górkę, mniej roboty ;)
Objawił się chyba głównie ku radości kotów, one teraz obchodzą go z nabożną czcią ( no może poza Lalkiem, bo on kamora dosłownie olał rycząc po tym zdrożnym czynie z ukontentowania ). Bluszcz nie da rady na tych piochach, lepiej tam idzie barwinek, no ale on wiadomo, wspinać się nie będzie ). Hamak odpada bo to podwórko nie ogród, na widoku publicznym. Co do jego "wpisania" w podwórko mam nadzieję że on tak samoczynnie nieco się zagłębi ( trochę inicjacyjnie gleby podsypię ), cholernik waży około trzech i pół tony. Głównie jednak liczę przy tym "wpisywaniu" na omszenia od północnej strony.:-)
UsuńNa wiosnę możesz kamora trochę jogurtem maznąć, to się szybciej omszy. Fajny jest! My też namiętnie kamienie ściągamy na podwórze i do ogrodu, ale jednak trochę mniejsze. Brzózki zarosną, nie martw się. Dwa minione lata suche były, ale to przyszłe zapowiada się w miarę normalnie, to im odbije. Pozdrowienia ze śnieżnego Podlasia.
OdpowiedzUsuńTak właśnie zamierzałam go potraktować produktem mlecznym. Ciągle mam nadzieję że u mnie coś tam jeszcze wykopią kamiennego, naprawdę mieszkam przy morenowym wzniesieniu i stąd gliny i piochy takie przekładane kamorami dużym i olbrzymimi w okolicy. Oby brzózki jakoś się wyładniły, bardzo je lubię i braki w ich urodzie zniosę z godnością, ale wiadomo że chciałabym żeby były najpiękniejsze. Oby rzeczywiście przyszłe lato było takie bardziej tradycyjne.:-)
UsuńIntrygujące plany z tym trzepakiem... Ciekawa jestem efektów.
OdpowiedzUsuńPrzemyśliwuję kwestię wisterii.;-)
UsuńOooo! Wisteria! Super.
UsuńW ogóle intrygująco to wygląda - głaz i brzózki tak mi się jakoś skandynawsko kojarzą. No i te dwa krasnale przecudnie Ci tam widoki robią w tym oszronionym otoczeniu. Jakoś tak Żwirkowo i Muchomorkowo mnie za serce chwyciły, bo ja bardzo bajkowa jestem (ale nie bajeczna, hehehehe ;)
No i Szpagetusia z miśkiem :) Jakoś moje takich ciągot nie mają, choć Jupi się ostatnio wgniatała łapami w dyżurnego, czapkowego jeża.
Krasnale w kontrze do kortenu i innych takich, bezczelnie proniemiecko rezydują w ogrodzie.;-) Szagetowska właśnie katuje Burczysława, udeptywanie z mruczeniem odchodzi. Myślę że to dlatego tak się z Burczyslawem porobiło bo sobie biedak zalegał w okolicy poduszek, ulubionych "podkładek" do udeptywania. I Szpageterii sie wydawało że to super poducha.:-)
OdpowiedzUsuńAle wisterię pokażesz jakby co? To znaczy, kiedy już będzie.
UsuńA jaka kolorystyka?
Na razie toja się zastanawiam jak to będzie z wykopaniem i ponownym wkopaniem tego trzepaka ( betonem zalanym i jeszcze dospawanie elementów mu potrzebne, no i oczywiście farba w kolorze mniej jadowitym ), kupa roboty zanim się go obsadzi. Miejsce pod wisterię jest przygotowane ( była studnia, wisteria ma takie korzonki że lepiej izolować od nich fundamenty budynków ). Wisterię chcę najprostszą z możliwych w obsłudze, co prawda podoba mi się odmiana 'Isai', której kwiatostany nie są straszliwie długaśne ale nie wiem jak to u niej z koniecznymi do szczęścia temperaturami ( to mieszaniec, z nimi różnie bywa ).
OdpowiedzUsuńA czy pójdzie Ci na metalowym trzepaku? Bo metal się rozgrzewa i np taka fasola, niby głupie warzywo, a po metalu piąć się nie chciała tylko po zwykłych tyczkach. U mnie na balkonie też nic się metalowych prętów nie chwyta, a bardzo mi zależało swego czasu, żeby dołem balkon umaić.
UsuńDo ruszenia trzepaka mus wynająć jakąś nieskomplikowaną intelektualnie, za to mocno testosteronową siłę roboczą ;)
Wisteria drewnieje w miarę szybko, powinna dać radę na pomalowanym metalu, drewno w jej przypadku musiałoby być baaaaardzo solidne ( potrafi wywalić solidną "budowlaną" kantówkę na kotwie - naocznie stwierdzono ). Do wykopków planuję nająć dwa testosterony, takie duże i silne.;-)
Usuńwiekowa glicynia podniesie żelbetonowy balkon, również z autopsji :) metal jej nie straszny, gorzej może być z mrozem.
OdpowiedzUsuńU mnie w okolicy rośnie, w takiej wersji mniej potwornej ( co nie znaczy że łagodnej jak baranek ).;-)
Usuńkamyczek niczego sobie :D Też lubię ale mimo, że mam do nich wiele serca to mało pomysłu i tak leżą i czekają, ale takiego okazu to ja nie mam :)
OdpowiedzUsuńNic na siłę, poczekaj aż w Tobie kamieniarstwo zakiełkuje.:-)
Usuń