Siedzę sobie sama z sobą i staram się sobie nie przynudzać ( ciężko idzie ale w końcu ze sobą jest się come rain or come shine ). Koty mnie zlewają bo marzec za pasem, Ciotka Elka w pączkach, Cio Mary zalatana po szpitalach ( mama Wujka Jo walczy nie tylko z chorobą ale też z Narodową Fikcją Zdrowia, dobrze że szpital wielkomiejski bo mogłoby być jeszcze groźniej - choroba pryszcz ale NFZ może być śmiercionośny ), Mamelon ma nastrój podobny do mojego więc na duchu mnie raczej nie podtrzyma. Męska część rodziny wyalienowana, męscy przyjaciele i kumple takoż ( co to się z samcami porobiło ). No do doopy nastrój nierozświetlany przez wizję zbliżającego się przedwiośnia. Nierozświetlany bo leje i cóś nie zamierza przestać. Znaczy nici z przycinania róż i grabienia byłego Tyrawnika, nici z różnych innych ogrodowych prac - jak tak dalej pójdzie to do Alcatrazu będę płynąć łódką. W dodatku zeszłe śniegi ujawniły całą mizerię łysego ogrodu - smętek nad smętkami. Serbinów miejscami.
Polityczni urządzają ostatki - rzundzący właśnie wpadli na pomysł że z tą wycinką drzew to chyba jednak nie tego. Wszystko w zgodzie z najlepszą tradycją słusznie minionego ustroju, który głównie likwidował problemy które sam starannie stworzył. W bonusie mamy Himalaje arogancji oraz szybkich i wściekłych + dobrego batiuszkę i złych bojarów. Łopozycja jest przeciw a nawet za, no a mnie pomysł ustawienia wszystkich politycznych przed cekaemem coraz bardziej się podoba. Takie marzonka w stylu Tarantino, wicie rozumicie - krew po ścianach i śmiech szaleńca.
Ostatnio zrobiłam sobie leciutką powtórkę z Tarantino , "Pulp Ficktion" obejrzawszy z przyjemnością, Mój boszsz... jakoś łatwiej mi zrozumieć Marcelusa Wallace'a niż bohaterów współczesnych hiciorów kinowych ( taa, niełatwo człowiekowi identyfikować się z komiksowymi postaciami ). Na szczęście nie tylko hiciory produkują na tym świecie - oblookałam dwa porządne nowe filmy, z których jeden wydaje mi się być czymś więcej niż tylko dobrze nakręconą historią ( nie ma zmiłuj, nie dostanie żadnej porządnej nagrody, zbyt trudna historia zbyt prosto opowiedziana - nie ma artystowskiego zacięcia tak obecnie cenionego przez różne jury - po prostu świetne kino ). Dobra, zacznę od tego który zrobił na mnie mniejsze wrażenie, "Manchester by the Sea" czyli jak żyć z rzeczą z którą żyć się nie da. Prosto opowiedziana hamerykańska historia, która mogłaby być "okruchem życia" gdyby nie dobry scenariusz i świetne aktorstwo. Dobre kino, uciekające od jednoznaczności i uproszczeń. Na hicior rzecz jasna się nie nadaje ale jak dla mnie to trzy półeczki wyżej niż faworyt oskarowy Srala land. Natomiast na całkiem innym regale znajduje się "Milczenie" Scorsese, film niełatwy w odbiorze, przegadany ale taki z którego obrazy zostają w pamięci ( nie tylko dlatego że za kamerą stał Rodrigo Prieto ). Bardzo się boję że ten film będzie traktowany ideologicznie, zagorzali wyznawcy chrześcijaństwa i ateizmu poplują się i zajmą się przywalaniem światopoglądami na potęgę ( potrafią się popluć nawet przy "Sausage Party" ), nie zwracając uwagi na to czego tak naprawdę dotyczy film. Przyznaję że historia opowiedziana z perspektywy jezuitów będzie trudna do zrozumienia dla kogoś kto nie wyrósł w chrześcijańskiej kulturze ( nie chodzi o poglądy religijne ale o nieuświadomione a obecne wciąż w nas zanurzenie w chrześcijaństwie - w przypadku wzmiankowanego wyżej "Sausage Party" wyglądało to tak: "Słuszna krytyka wciskania bajek ale ten seks to całkiem niepotrzebny" ).
Ludziom niewyrosłym w kulturze religii monoteistycznych, z których każda na pewnym etapie miała okres misjonarski łatwiej za to będzie zrozumieć japońskie "nie" nie tylko dla powiązań religii chrześcijańskiej z polityką ale nie dla chrześcijaństwa w ogóle ( w Japonii do dziś boją się zbyt gorliwej wiary made in Bliski Wschód, stąd dziś problem z muzułmanami w tym kraju ). W naszym kręgu kulturowym ten film powinien być prosto przyswajalny ( o ile ideologia nie zaślepi ) i odczytywanie znaczeń ( he, he, rzecz jest o wieloznaczności ) nie powinno sprawiać kłopotów. Ostrzegam - w tym filmie jest dużo słów, dla niektórych może być zbyt dużo, obraz jest ich dopełnieniem co absolutnie nie jest filmowe i kłóci się z przyjętym kanonem sztuki ( krytycy zaczną rozpaczać - mniej filmoznawstwa więcej borykania się z treścią słów, opowiadaniem bardziej literackim niż filmowym ), przypomina nieco ilustrowaną przypowieść a nie sztukę w której źródłem przekazu jest obraz. A jednak robi wrażenie i to dobra filmowa robota bo to obrazy przypisane do słów zostają w pamięci. Tak nawiasem pisząc ból dupy krytyków będzie na pewno - jakim to grymasem czółka wyrazić aktor powinien wyrazić bardzo skomplikowane egzystencjalne rozterki i wywnętrzyć wnętrze, dlaczego młodzi aktorzy rozpaczliwie żarliwie grają tak rozpaczliwie żarliwie wierzące postacie ( bo młodzi jezuici tak jak i młodzi zetempowcy z natury rzeczy pogłębioną refleksję trenują, taa ), dlaczego tak dużo słów w filmie który mówi o ich rozumieniu i tralalala, dlaczego to nie jest "ten" Scorsese od mafii i wilków byznesa. Znaczy tam gdzie kino przestaje być tylko sztuką i zaczyna się "coś z całkiem innej beczki" sporo krytyków filmowych się potknie. Tak to bywa gdy film wychodzi z ram. W każdym razie jeżeli macie ochotę zobaczyć film o potrzebie religii i całkowitej zbędności onej religii, lub o zbędności potrzeb a trwaniu w nas duchowości jakby na przekór owej zbędności lub też o cenie jaką płacimy za potrzebę wiary to nie pomińcie tego filmu, warto go obejrzeć choć nie jest to tak do końca przyjemne. Jak dla mnie to najlepsza przypowieść o to czym jest lub może być wiara od czasu "The Mission" Joffé. Qrcze, równe trzy dychy musiałam czekać!
Dobra, po przeglądzie filmowym przegląd zakupowy. W tym roku wcześniej wyszła oferta Mid - America, sporo interesujących nówek, niestety w cenach zaporowych jak dla mnie ( albo najnowsze odmiany albo podróże ). W związku ze związkiem kupiłam nie aż takie świeżynki ale też bez przesadyzmu, nie są to jakieś staruszki - wszystkie odmiany urodziły się w tym tysiącleciu. Jest tylko jeden SDB ale za to uroczy - ciemno lawendowe bródki i plikata w kolorze "orchid" na białym, znaczy 'Lucky' Blacka z 2016 roku ( no, to jest prawie świeżynka ). W tym roku nie ma sprowadzania odmian IB ale są zamówione dwie odmiany TB - 'Enter The Dragon' Blytha z 2009 roku i 'Bronze Heart' Johnsona z 2013 roku. Skromniutko ale za to sporo maluchów przyjedzie od Roberta i szykuję się na jedną jego TB. Dodać australijskie zakupy i planowane odwiedziny Irysowa i wychodzi na to że pewnie znów poszerzę suchą rabatę. Nie ma lekko, he, he. Ofert pozairysowych na razie nie przeglądam, styczniowe odwiedziny stronek utwierdziły mnie w przekonaniu że egzoty atakują i trzeba poczekać na żywcowy ogląd zielonego i majowe szkółkingi. Poza tym są plany oddrzewiająco - zadrzewiające ( przecineczka ) i renowacyjne oczkowe, co nie będzie tanie i pochłonie kasę zazwyczaj przeznaczaną na rośliny. No ale na braki roślinne nie mam co narzekać, poradzę sobie z obsadzaniem nowych rabat "zasobami własnymi" ( może tylko paprociumów będę trochę potrzebować ). Staram się nie grzeszyć postanowieniami wstrzemięźliwości zakupowej w szkółkach, czy tam abstynencji ofertowo - netowej. Zazwyczaj jak podejmę decyzję o tym że koniec z roślinnym zakupochlizmem to dopiero mnie się durchfall zakupowo - zieloniasty robi. Lepiej zatem zbytnio się nie zarzekać. Wystarczy że dziś zwycięsko wyszłam bez łupów z Leroya ( rzucili kapersy - byłam ponad to! ), w przyszłości mogę natrafić gdzieś na coś czemu się nie oprę. Bo ja taka łatwa jestem, he, he, normalnie sama siebie czasem nie szanuję.
Oho, koniec pisania - faraonka Szpagetka zwróciła uwagę że służbę pełnię niedbale. Czas na przekąskę międzyposiłkową a ja się zajmuję waleniem w klawiaturę zamiast sprawami wagi państwowej. Dzisiejszy wpis ilustrują pocztówki autorstwa Sofii Chiostri, najczystsze karnawałowe Art Deco! Przynajmniej niech ilustracje będą niesnujne.
Pisałam wczoraj, wklejam dziś. Pogoda dalej snujna ale szczęśliwie już nie leje. Ciotka Elka od bladego świtu smaży te pączki co się do nich wczoraj przygotowywała. Może mnie się lepiej zrobi po onych w Ogólnopolskim Dniu Zwalczania Depresji. Naprawdę ten Tłusty Czwartek wiedział kiedy wypaść w tym roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz