O przylaszczkach pisałam już w zeszłym roku we wpisie Przylaszczkarnia , dość szczegółowo "odbębniłam" wtedy europejskie Hepatica nobilis. Dziś będzie tak bardziej o wykorzystaniu przylaszczek w ogrodzie i o tym że jednak nie każdą przylaszczkę wystarczy tylko posadzić w odpowiednim podłożu, w cieniu drzew a jej uroda porazi nas przy pierwszym kwitnieniu. Niestety tak prosto z przylaszczkami nie jest. Nie da się ukryć że przylaszczki najlepiej wyglądają w ogrodzie naturalistycznym, trudno je sobie wyobrazić jako na przykład tzw. rośliny obwódkowe czy sąsiadujące z topiarami. No nie ta bajka. Jak wszystkie maluchy przylaszczka najlepiej wygląda sadzona masowo, czasem jednak masowe sadzenia "jak w naturze" nie załatwia sprawy. Tak się dzieje kiedy nas podkusi i postanowimy sobie zafundować odmianową przylaszczkę o zwiększonej ilości płatków albo ciekawych pylnikach, albo cud cieniowanych płatkach ( odmiany o płatkach innego koloru ale jednorodnie wybarwionych nie są tak wymagające, często są mutacjami powstałymi na "łonie przyrody" więc są na tyle silne by na tym łonie przetrwać ) lub marmurkowych liściach. No mamy okaz, chcielibyśmy go jakoś pięknie wyeksponować a tu kicha bo okaz nam niknie w towarzystwie "dzikich" przylaszczek.
Metoda nr 1 - załatwienie problemu przez zahandlowanie przylaszczką ( odmianowe przylaszczki są cholernie drogie ) lub jej wydanie. Pozbywamy się wszelkich zmartwień wraz z przylaszczką. Mało kto jest jednak w stanie twardo wymóc na sobie pozbawienie się takiej słodkiej, małej i niewinnej przylaszczki szczególnie jak na nią od dłuższego czasu polował, więc najczęściej bierzemy na klatę wszystkie "ale cósie" ( od "ale cóś ona tu nie pasuje, ta roślinka" ). Metoda nr 2 - w masie siła, więc mnożymy przez podział i kibicujemy. Zonk, przyjęły się podziałkowe egzemplarze ale rosną trochę wolniej i nie kwitną tak obficie jak dzielone w tym samym czasie przylaszczki "czystogatunkowe". Śliczne egzemplarze z marmurkowymi liśćmi przyrastają średnio, pełnokwietne odmiany na ogół przyrastają bardzo dobrze ale ich kwiaty nie są zazwyczaj tak okazałe jak kwiaty zwyczajnych, poczciwych przylaszczek. Nie da się ukryć że dwu czy trzyletnie kępy ogrodowych odmian nie wyglądają zbyt ciekawie zestawione z gatunkiem. Nie ta siła rażenia, że się tak wypiszę. Dowody przytaczam poniżej, na ostatniej fotce w tym wpisie na pierwszym planie widać zwyczajne przylaszczki a gdzieś tam w tle majaczą różowości odmianowej 'Rubra Plena', kępki w tym samym czasie były dzielone i rozsadzane. Przylaszczki o niebieskich kwiatach zmieniły się w w dobrze widoczne rośliny natomiast odmianówki niby widać. Znaczy żeby uzyskać efekt podobny do tego jaki tworzą pospolite przylaszczki niepospolitość potrzebuje znacznie więcej czasu. Możemy się z tym pogodzić i twardo realizować wizję kęp odmianówek przerastających łany dziczyzny, co nam dobrze wpłynie na charakter ( ćwiczymy cierpliwość ) lub zastosować metodę nr 3 na odmianową przylaszczkę.
Metoda nr 3 - odmianową przylaszczkę traktujemy jak roślinę "mocno ogrodową", żadnych zestawień z dziczyzną które ujawniają że ogrodowa rarytetność w przypadku Hepatica nobilis przekłada się na mniejszy wigor i tym samym na mniejsze efekty wizualne. Przylaszczka odmianowa rośnie sobie osobno a my traktujemy ją jak prawdziwą osobliwość - specjalnie wydzielone miejsce w ogrodzie, najlepiej eksponowane ( w końcu zdobyta i rarytetna ) i zestawienie z roślinami które jej nie przytłoczą. A że niemal wszystkie rośliny ją w nasadzeniu zdominują człowiek zaczyna się rozglądać za innymi odmianowymi przylaszczkami, w tym samym tempie przyrastającymi i kwitnącymi równie delikatnymi kwiatami. No tak, otchłań kolekcjonerstwa już czeka i ani się obejrzymy a zaczynamy polować na piciumy sprzedawane za setki złotych. Jeżeli kochamy przylaszczki i kolekcjonowanie ich odmian sprawia nam przyjemność to czemu nie, ale jeżeli chcemy mieć po prostu dobrze widoczne stanowisko przylaszczki odmianowej to lepiej jednak pozostać przy jednej odmianie rarytetnej, stworzyć z niej więcej kępek i czekać aż urosną na tyle by ich kwitnienie naprawdę mogło cieszyć oczy. Jak widzicie i metoda nr 3 jest z tych ćwiczących charakter, he, he. Dobrą jej stroną jest to że nie denerwuje nas widoczna różnica pomiędzy wigorem dziczyzny a ogrodowych odmian. Teraz jeszcze uwaga na koniec wpisu - przylaszczki japońskie są mniej odporne od europejskich kuzynek, ich odmiany ogrodowe to naprawdę delikatesy nadające się do nasadzeń kolekcjonerskich. W ich wypadku nawet nie ma co marzyć o dzikich łanach, he, he.
"... a za nim przylaszczka wychyla się z pączka...". Znasz ten fragment wiosennego wierszyka?
OdpowiedzUsuńJeszcze śnieżek prószy,
UsuńJeszcze chłodny ranek,
A już w cichym lesie
Zakwita sasanek.
A za nim przylaszczka
Wychyla się z pączka
I mleczem się żółtym
Złoci cała łączka.
stara baba jeste ale mnie moja rodzicielka co roku "katuje" tym wierszykiem, który podobno z wielkim uczuciem recytowałam w przedszkolu jakieś pol wieku temu :D
gorzej, mam to swoje wykonanie nagrane na pocztówce wdziękowej i nie mogę odsłuchać bo, jak mawiał klasyk, nie mam do onego kompaktu kontaktu :0
a wracając do merituma, posadziłam w zeszłym roku, najzwyklejsza, wychuchałam, dopieściłam i co ? i otusz dupa, znikła :'(
Drenażyk był jak rozumiem, kwas z lekka zneutralizowałaś a ona i tak dała ciała. Może jej zrobiłaś zbyt dobrze? ;-) Ona wyłazi zaraz po rannikach i przebibłotach, może jeszcze ruszy ( najsampierw pokazują się kwiaty, potem dopiero ruszają liście - jeżeli liści nie ma to wygląda jakby przylaszczka nie żyła, co nie zawsze jest zgodne ze stanem faktycznym ).
Usuńranniki już dawno przekwitły, przebibłota już się chylą ku końcowi. nic w okolicach plastikowego noża (moje znaczniki) nie wygląda, żeby miało się ruszyć. a taka piękną stronę o przylaszczkach znalazłam ...
UsuńUuuu, kiepsko to wygląda. Chyba czas oddać zmarłej honory i znaleźć w ogrodzie lepsze miejsce do przylaszczkowania.
UsuńNie kojarzę, pewnie dlatego że w związku z kocimi ekscesami same brzydkie wierszyki sobie przypominam.;-) A szkoda bo tak mi mało wiosennie ( pogoda paskudnie dołująca ) i wsparcie siłami poezji by się przydało. Może sobie cóś poczytam ( tralala "nim przyjdzie wiosna, nim miną mrozy..." ), dobrze mi zrobi na chandrę.:-)
OdpowiedzUsuńchyba nigdy nie widziałam przylaszczki "na żywo"...
OdpowiedzUsuńŻałuj! Szczególnie widoczków z lasów, bo ogrodowo to przylaszczki średnio wypadają ( ludziska z dzikim uporem nie chcą sadzić przylaszczek w cieniu drzew ).:-)
OdpowiedzUsuńU mnie znów biało... Miłość zimy do mnie niestety jest nieodwzajemniona :/
OdpowiedzUsuńZejdzie Agatku ta biel, zejdzie. Spoko, od jutra temperatura idzie w górę.:-)
OdpowiedzUsuń