piątek, 10 lutego 2017

Ogrodowe rozmyślania przedwiosenne - oczkowanie

Wszystko przez lekturę bezprojektu , wpisu w którym Meg szczuła oczkiem ponoć bezproblemowym ( aha, staram się uwierzyć - ciężko mi idzie ). Smętnie spoglądam na zdjęcia mojego wyprojektowanego do bólu oczka z dni jego chwały, starannie nie patrzę na jego stan obecny i powoli zbieram się w sobie żeby w końcu coś z bajorem zrobić ( znaczy myślę co by tu, skąd wziąć na to kasę, rozważam co dam radę zrobić sama a czemu absolutnie nie podołam, co chciałabym zmienić a co zostawić ). Dawno, dawno temu wymyśliłam sobie takie a nie inne oczko wodne i teraz poruszam się po starych śladach, ślizgam "bezprojektowo" po starym projekcie, który przestał pasować do mojego ogrodowania i który jako ten "zbyt pochopnie podjęty krok" niechcący zejść z moich oczu i z myśli, zaczyna mnie wkurzać. Meg jest w tej szczęśliwej sytuacji że w ogrodach które dostała do roboty w stanie "dojrzałym" może sobie spokojnie myśleć "Co oni tu odwalili", ja mogę tylko przeprowadzać tzw. konstruktywną samokrytykę, a to nie wpływa dobrze na mój humor, co z kolei rzutuje na mój i tak już nie najlepszy charakter. Oczko jest problematycznie wpływowe, he, he, znaczy wpływa na mnie i czuję że mam problema a zaraz potem inni mają problema ze mną. No dobra, teraz będzie zgodnie z Megową "wytyczną" - opowiastek bez liku o jednej rabatce, w tym wypadku wodnej. Konkrety!

Na skarpce nad oczkiem wodnym posadziłam swego czasu iglaki. Klasyka - iglak nie zaśmieca oczka liśćmi i nie trzeba czyścić nieustannie. W praniu wyszło że liście mogą być  przywiane skądinąd  a iglaki rosną i tworzą "ścianę" ( i nie są to smreki czy inna kosodrzewina nad górskim jeziorem ), która nad wodą wygląda jak to określiła Cio Mary "niekoniecznie dobrze". Szczerze pisząc wygląda  doopiasto, wręcz przygnębiająco.  Swego czasu usiłowałam załatwić tę iglaczą nużącą jednorodność sadząc miskanty. Pomogło ale w 2012 część z nich wymarzła. Młode sadzonki rosną źle bo  drzewka szpilkowe też rosną. Niby mogłabym posadzić miskanty przy sąsiedztwie posiadającym  korzenie palowe ( Abies lasiocarpa 'Compacta' ) ale zasłaniać miskantami igieł takiej jodły się nie godzi. No i jest zagwozdka bo przy cyprysiku i jałowcach trawska ( nie tylko sztywne miskanty ale i mniej wybredne od nich hardcory )  nie mają specjalnej ochoty się rozwijać i nici wychodzą z prób rozbicia zwiewnością traw tego szeregu iglaków. Współpracy odmówiły też te pnącza które powinny z takimi  iglakami jakoś tam koegzystować ( choć z nimi  zdaje się tak naprawdę mało co  koegzystuje ). No iglakowisko sobie zrobiłam, konifery po całości, w dodatku sadzone bez  ładu i składu, na zasadzie "bo te igiełki się tak pięknie różnią, choć wszystkie jakby srebrzyste".  Patrzę na to, na rzyg mnie się zbiera ale siekierki nie ostrzę. Szkoda mi drzewek, które nie chorują, dobrze rosną i osłaniają mnie od świata. Będę musiała żyć z błędami swojej "ogrodniczej młodości", nie ma lekko. Może coś tam kiedyś do głowy mi wpadnie w temacie "odścienniania"  iglaków.

Znacznie lepiej ( moim zdaniem  ) poszło mi z południowym brzegiem oczka. Ta część skarpki utworzonej z ziemi z wykopu wymieszanej z  wysokim torfem okazała się fajnym stanowiskiem dla rodków. Są częściowo zacieniane przez duże drzewa liściaste rosnące w pobliżu ( ale nie takim bardzo bliskim pobliżu ) a wilgoć oczkowa korzystnie wpływa na ich bytowanie. Rododendronarium nadoczkowe mnie w miarę zadowala, do pełni szczęścia brakuje mi obsadzenia małymi rodkami yakuszimankami niższej części skarpki. Rododendronarium byłoby jakoś dopełnione, wielopoziomowe i może zrównoważyłoby optycznie ten plastron z iglaków w zachodnio północnej części skarpki. Do towarzystwa rodki mają paprocie, byliny cieniolubne i trawy. Bezpośrednio przy oczku królują trawy, od pewnego czasu królują też  w oczku i to one przede wszystkim z oczka i jego okolic wylecą. Nie ma zmiłuj! Oczywiście nie wszystkie trawy eksmituję, są gatunki które nie są bardzo ekspansywne a nad wodą wyglądają wręcz genialnie np. turzyca sztywna Carex elata 'Aurea', całkiem dobrze rośnie też w takich warunkach kosmatka śnieżna Luzula nivea.  Wszelkie sity i inne trzcinowate paskudniki zarastające podstępnie lustro  wody won! Tam gdzie potrzebuje wysokich roślin  posadzę długosza królewskiego Osmunda regalis, nie sądzę  żeby próbował pełzać kłączami po dnie i wybijać w nieprawdopodobnych miejscach ( co prawda Wilczyca kwestionowała urodę długosza ale dla mnie on urodziwy i na pewno milszy od wrażego situ ). Czeka mnie mnóstwo pracy przy linii brzegowej oczka, zimno mi się robi kiedy myślę o rozmontowaniu "konstrukcji", czyli odkamienianiu brzegów. Jest to konieczne, nie robiłam tego od bardzo dawna ( bo to katorga ) a bez tej czynności jakiekolwiek roboty oczkowe tracą sens ( sprytne korzonki wrażych roślin na pewno siedzą pod kamieniami ). Gdzie się da to miedzy kamory planuję wpuścić kopytnik, wiem że to będzie tak sobie wyglądało ale kopytnika zniosę a trzcinkę to już nie koniecznie.



Lustro wody, uff,  myślę i myślę - chyba niedługo zostanę myśliwą ( Blogger podkreślił to słówko  na czerwono - myśliwa nie istnieje ).  Myślę czy nie zrezygnować z barokowych kształtów akwenu i części oczka po prostu nie zasypać i przeznaczyć pod uprawę irysów mieczolistnych Iris kaempferi a w tych najwilgotniejszych miejscach nie pokusić się o uprawę irysów gładkich  Iris laevigata. O czyhających  na Irysowych nowych hybrydach międzygatunkowych ledwie napomknę. Tylko że to jest takie ciut głupawe - wykopać oczko, część zasypać, o pieleniu wilgotnego  gruntu lepiej nie wspominać - no czuję  że to jest droga prowadząca nie w tym kierunku co trzeba. Jeżeli zmniejszę lustro wody to będą to zmiany minimalne, w końcu po to jest sadzawka żeby niebo mogło się w niej przeglądać ( choć trochę bo oczko bez grzybieni jest dla mnie półprawdziwym oczkiem ). Dochodzimy teraz do problemu przejrzystości wód, oczko niby  głębokie ale woda w płytszych miejscach się nagrzewa i sprzyja rozwojowi alg. Oczko będzie bezrybne bo zarybianie oczka przy tej ilości kotów traktujących ogród jako swój salon  jest bez sensu.  Jednak bezrybność oczka nie oznacza  z automatu braku problemów z algami. Pompa ciągle pracująca nie służy uprawie grzybieni, a po cholerę mi oczko w którym grzybienie źle rosną. Przychodzi mi do głowy sprytny plan doprowadzenia strumyka ( o leniwym nurcie ) do  oczka, he, he, tak, niedługo renowacja bajora przejdzie w budowanie oceanu. Albo  będę wyławiać algi albo coś rzeczywiście  wykombinuję z przepływem wody bo do chemii oczkowej mam jeszcze mniej zaufania niż do chemii ogrodowej.



A co z roślinami porastającymi w płytkiej wodzie? Zostają, mimo tego że rosną jak wściekłe i parę razy w sezonie przerzedzać trzeba stanowiska. Kiedy o nich myślę nawiedzają mnie największe wątpliwości co do posiadania oczka wodnego. Jednak bez nich bajoro czy sadzawka zamienia się dla mnie w zbiornik wodny, sztuczny twór z folii czy tworzywa  i kamieni, coś na siłę wpakowanego do ogrodu. Tak szczerze pisząc zniosłabym ( z bardzo dużym, wręcz "ciężkowyobrażalnym" trudem ) brak grzybieni ale nie widzę  mojego oczka wodnego bez roślin porastających  płycizny, a nawet głębsze wody ( jak na przykład  ukochana przez mnie przęstka Hippuris vulgaris czy też osoka aloesowata Stratiotes aloides ). Zniosę bez  najmniejszego bólu brak oczeretów, pałki wodnej, z radości będę skakać  kiedy pozbędę się ponikła ale nie wszystkie rośliny rosnące w płytkiej wodzie chcę bezwzględnie wywalić. Przemawia do mnie urok czermieni błotnej Calla palustris ( ciekawe czy ten kwasolub dałby radę gdyby go posadzić przy planowanym stanowisku długoszy ) czy bobrka trójlistkowego  Menyanthes trifoliata. Jednak za dużo grzybków w barszcz w przypadku nie największego oczka wodnego to przepis na zupkę ciężkostrawną, ból pleców i jeszcze parę innych dolegliwości oraz wieczne niezadowolenie z siebie ( za mało czasu poświęcam bajoru i zarasta, o bozsz... jaka ja leniwa jestem ). Najlepiej liczbę gatunków rosnących w płytszej wodzie ograniczyć do  dwóch, góra trzech tak żeby można było nad tymi nasadzeniami wodnymi zapanować.

Część zachodniego i wschodni brzeg bajora, strefa okresowo zalewana jednak tak naprawdę będąca znacznie częściej lekko tylko podmokłą niż solidnie bagienną - sen z powiek spędzają mi te nasadzenia. Etap kontrolowanej łąki zakończył się chynszorami po całości, znaczy kontrola była za słaba i trawska wydusiły co słabsze bylinki łąkowe. Pojawił się też problem wierzb ( cholerny prezent od kaczuszek odwiedzających oczko albo przybyło te wierzbowe nasionka z wiatrem ). Koszenie malutkiej łączki nadoczkowej kosiarką czy podkaszarką odpada ( stoję w kaloszach w wodzie i koszę sprzętem elektrycznym, zastanawiając się przy tym jak to dokładnie jest z tym przepływaniem prądu przez ciało, gumowym obuwiem i w ogóle ), cięcie sierpem pozostaje albo strzyżenie nożycami do trawy. No i ta trawa, która za nic ma ochronne donice, wory, wiaderka itp., wypełzająca i podstępnie zdobywająca nowe tereny. O nie, nigdy więcej! Firletka poszarpana Silene flos-cuculi bez towarzystwa traw lubi się wykładać - co robić? Zrezygnować z firletki! Jakże to tak, z firletki?! Never! A co z kaczeńcami, a kuklik? Przecież one do nasadzeń z kosmatką  śnieżną to zupełnie nie tego. Ech, grupa jednogatunkowa chyba tylko mi zostaje i raczej nie będzie to grupa  firletkowa . Może gdzieś tam uda się przemycić cebulki szachownicy kostkowatej Fritillaria meleagris  ( w okolicach rodków czyli na południowym brzegu bajora , tam jest odpowiednia kwasowość gleby ). Dużo jeszcze do przemyślenia przed wiosennymi robotami oczkowymi mam, na prostym wywaleniu wszystkiego wrażego pełzającego to moje oczkowanie się nie skończy.
Przepraszam za jakość fotek, różne aparaty fociły ale  z drugiej strony była zawsze ta sama niewprawna focistka i zdjątka są w związku z tym "różne, różniste" że zacytuję klasyka.


10 komentarzy:

  1. A ja myślałam, że będzie o szczepieniu drzewek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko raz próbowałam zaoczkować czyli szczepić. Nic z tego nie wyszło więc dałam sobie spokój raz na zawsze.:-)

      Usuń
    2. A ja zamierzam spróbować tej wiosny.

      Usuń
    3. Szacun, rzecz niby prosta ale nie prosta. Będę trzymać kciuki.:-)

      Usuń
  2. Widzę, że mam dużo do czytania :)
    Od razu napiszę, że ja również czytałam wspomniany post na blogu ale u mnie nie sprawił takiego negatywnego osądu nad własną działką. Moje oczko wodne czyli stawik również nie prezentuje się wspaniale, jest jak wszystko raczej w nucie naturalizmu, a czytając twój opis oczka jakbyśmy się zmówiły projektowo :P, to mimo wszystko bardzo go lubię. Właśnie za jego naturalność. U mnie również iglaczki rosną z myślą, że nie będą brudzić :D I mnie one bardzo odpowiadają bo posadzone są głównie po to aby cień rzucały na wodę i tak na nie patrząc odpowiadają mi idealnie. Może Ty też powinnaś na swoje nasadzenia przyoczkowe spojrzeć inaczej i od razu będzie idealnie i pięknie :))))
    Czytam dalej....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kwestii ,,odściemniania iglaków" jeśli tylko nie zaburzy to twojej jakiegoś botanicznego sąsiedztwa roślin to odętki (nie mylić z onętkami) kłonczowe i jak raz się zadomowią to idą, kwitną latem na różowo lub biało, potem się je przycina... przecież je znasz na pewno [mina zawstydzona] i zimujące, zwykłe lilie, raz posadzone będą sobie same torować miejsce.
      Czytam dalej...

      Usuń
    2. hymmm... widzę, że obydwie wiosną zajmiemy się naszymi oczkami wodnymi ale w różnych skalach pracy :)

      Usuń
    3. Agatku jak bym nie patrzała to idealnie i pięknie nie jest. Odętka odpada, nie te klimaty ( wiesz rodki i paprociumy w okolicy ), takoż samo lilie ( które i tak nie dałyby rady w tak bliskim sąsiedztwie iglaków ). Roboty dużo mam ciężkiej przed sobą, to na prawdę będzie solidny remont oczka. Z jednej strony już mnie nosi żeby coś tam zacząć, z drugiej to myślę sobie że może zima nie jest taka zła.;-)

      Usuń
  3. Oczko mam nieświetne, ale lubiane przez nas. Problem alg jakoś się rozwiązał, kiedy zrobiłam rzeczkę. Mąż marudził jak uparty trzylatek, żeby mu zrobić "górkę z kaskadą" (zobaczył u znajomych taki koszmarek) i próżno było tłumaczyć, że w naszym krajobrazie to się kupy dupy nie trzyma. No to kompromis - jest rzeczka, zarosnięta trzcinami. Woda se tam tryska do kamienia z "ula" drzewnego, potem płynie wolniutko wśród sitowia i trzcin. No, oczyszczalnia trzcinowa po prostu. I działa! Żadnych alg (tfu, tfu) już od 16 lat. Za to brzegi to koszmar! folia była ładnie zakryta kamieniami, a teraz wyłazi, bo "się rozmyły"! Przykrywamy, jak się da. Mimo to oczko przyciąga nas, fajne jest. A że niedoskonałe? A my to niby jesteśmy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz ten pomysł z rzeczką jest cool, coraz bardziej takie rozwiązanie do mnie przemawia. Na kaskadkę nikt mnie nie namówi choć próby były ( osobniki samcze mają jakieś zafiksowanie na punkcie kaskadek ), moje oczko ma mieć w miarę spokojną wodę, bez plusków i szmerów które działają na mnie moczopędnie. Woda pompowana w rzeczce to jest to!:-)

      Usuń