czwartek, 16 lipca 2020

Arlington Court - regencja brytyjska z przystawkami




Arlington Court to neoklasycystyczny dworek zbudowany w latach 1820-23, położony w parafii Arlington, tuż obok kościoła parafialnego św Jakuba. Posiadłość ta znajduje się niedaleko od Barnstaple w północnej części hrabstwa Devon. Budynek jak i ogród są zaliczane do zabytków klasy II. Projekt domu został zamówiony przez pułkownika Johna Palmera Chichestera ( żyjącego w latach 1769–1823 ), spadkobiercy jednego z najbardziej znanych i mogących cieszyć się najdłuższą linią genealogiczną rodów hrabstwa ( od 1384 roku ), u Thomasa Lee. Przedtem na terenie posiadłości stał georgiański dwór zbudowany koło 1790, lecz został rozebrany a nowy budynek posadowiono w innym miejscu. Coś musiało być z tym georgiańskim budynkiem nie tak, skoro ledwie trzydzieści lat postał. Dom został wznisiony w surowym niemal do bólu stylu neoklasycznym, pod wieloma względami przypomina architekturę tworzoną na początku XIX wieku przez Sir Johna Soane'a ( którego Thomas Lee był uczniem ).




Budynek Arlington Court został mocno rozbudowany w 1865 roku, przez wnuka Johna Palmera Chichestera, Sir Alexandra Palmera Bruce'a Chichestera, II baroneta. Pewnie dom musiał odpowiadać pozycji właściciela, majątek Arlington obejmował około 5300 akrów, to była duża posiadłość. Dodano wówczas tzw. skrzydło dla służby ( wynalezienie w czasach wiktoriańskich nowego dzwonka bardzo odsunęło służbę od pokoi państwa ). Układ domu został wzbogacony o galerię ze schodami ( po naszemu to taki zaschodowany hol ) którą "wygospodarowano" wyburzając ściany między pokojami parteru i piętra. Takie galerie były bardzo modne w brytyjskich dworach wznoszonych w drugiej połowie XIX wieku, a II baronet lubił być na czasie ( co zresztą przypłacił roztrwonieniem znacznej części majątku ). Przebudowa domu zniszczyła w dużej mierze oryginalną architekturę projektu Lee, jedynie układ pomieszczeń recepcyjnych i prywatnych został zachowany ( w pierwszej połowie XIX wieku piano nobile zjechało w Wielkiej Brytanii na parter ).



 
Sir Alexander miał tylko jedną córkę za to dama odznaczała się niezwykłą siłą charakteru. Jak pogrzebać trochę w życiorysach wielkich dam epoki wiktoriańskiej to człowiek nie może się nadziwić jak wielce te życiorysy odbiegały od tego z czym nam się kojarzy powszechnie pojęcie damy z epoki wiktoriańskiej. Często to były babska o nieugiętej sile woli, które świetnie manipulowały swoim otoczeniem a jak im manipulacja nie wychodziła to działały "na rympał". Prawdziwe kobietony, z Wiktorią wdową po Alfredzie na czele. Rosalie Chichester urodziła się w 1865 roku a jej tatuś kopnął w kalendarz w roku 1881, zostawiając ją i matkę z kupą niespłaconych długów ( spłacanie wierzytelności zajęło 45 lat ). Młoda panna zamiast kulturalnie wyjść za mąż za jakiegoś dorobkiewicza spragnionego arystokratycznych koneksji dla swojego potomstwa, do końca życia mieszkała w Arlington Court z towarzyszką Clarą zwana Chrissie Peters.




Jakby było mało prowadziła otwartą wojnę z krwawym sportem czyli polowaniami, świętością nie do ruszenia dla ówczesnego brytyjskiego ziemiaństwa. Panna Chichester występowała na drogę sądową dotyczącą zakazu polowań na jej włościach i uzyskiwała orzeczenia które w miarę ją satysfakcjonowały. Na stosunki rodzinne i sąsiedzkie dobrze to nie wpływało. Ale to nie była kobieta która by się takimi drobiazgami przejmowała, nad tzw. bywanie przedkładała urządzanie sesji fotograficznych, malarstwo ( była całkiem niezłą malarką, uwielbiała portretować swoją papugę Polly ), podróże po świecie z tych dalszych.




Panna Chichester zmarła po bujnym życiu w 1949 roku, w godnym wieku 85 lat, wswojej drugiej posiadłości w Woolacombe. Jej prochy zostały spoczęły w Arlington, nad jeziorem, w miejscu oznaczonym pamiątkową urną i postumentem.  Swój dom i własność  ziemską z nim związaną ( 3500 akrów ) przekazała na dwa lata przed śmiercią National Trust. Dziś dom wraz z kolekcją antycznych mebli rodziny Chichester i  kolekcją pamiątek rodzinnych jest muzeum. Oprócz tego w posiadłości można zobaczyć  kolekcję powozów i szwendające się swobodnie dzikie zwierzaki, dla których Rosalie miała tyle serducha.




Co do Ogrodów w Arlington  Court to mamy typowy ogród wiktoriański ze szklarenką ( zdobycze  panny Chichester z wypraw do Południowe Afrykii, Australii i Nowej Zelandii ), ogród  kuchenny ( typu walled kitchen ) i wspaniały park.  W parku jelenie co oznacza że psy  zwiedzające Arlington Court ( są bardzo  mile widziane, Chichesterowie słynęli z sympatii do tych czworonogów ) muszą być prowadzane  na smyczkach.




Teraz  troszki o tym dlaczego nie ma fotek  ogrodu wiktoriańskiego z pawiami w charakterze żywego ozdóbstwa i warzywnika ( fragment formalnych rabatek macie na jednej fotce z daleka widoczny ). Ano dlatego że takich wiktoriańskich rabat  to są w angielskich posiadłościach tysiące. Te nasadzenia  nie wyróżniają się niczym  szczególnym, zdaniem mła są sztampowe. Typowe dla epoki nasadzenia ( może mła wybrzydza ale ona trochę po angielskich  ogrodach przedreptała żeby mieć na sprawę pogląd ). Natomiast ogród kuchenny jest dopiero w budowie a wbrew temu co się powszechnie sądzi, budowanie ogrodu użytkowego zajmuje sporo czasu. Za to są  fotki prawdziwego angielskiego parku, klejnociku wśród pastwisk hrabstwa  Devon.



13 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Te 3500 akrów to cóś kole naszych 14 hektarów parku.

      Usuń
  2. Co to jest za stworzenie nad drzewem z porostami? Wiewiórka?!! W takiej posiadłości to zdaje mi się że spacerek zająłby z tydzień. Widoki piękne, ale i tak najfajniejsza jest lady Rosalie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest amerykańska wersja wiewiórki, w Albionie uznawana jest za gatunek inwazyjny i zagrażający europejskiemu rudzielcowi. Jedna nisza i konkurencja. Lady Rosalie , no cóż - she had balls to do something.

      Usuń
  3. Balls to w tej epoce miało zdaje się sporo pań. Ciekawe czemu jak się myśli o kobietach z tamtych lat, to raczej Czachórskie pierwsze przychodzą do głowy. Zaraz sobie sprawdzę jak wyglądała. Jeśli jak typowa Czachórska, to znaczy że to nie był ludź, tylko import z planety Supermena i Superwomen. Zapomniałam jak jej było, tej planecie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Krypton czy tak jakoś ta planeta się nazywała. Co do obrazu kobity z epoki to mła podejrzewa że to sprawka literatury tworzonej przez facetów. Oni mieli takie wyobrażenia na tematy damskie i je na papier przenosili ( a papier cierpliwy ).

      Usuń
    2. Chyba masz rację z tą literaturą. Bo na przykład "Przeminęło z wiatrem" jest zupełnie inną książką niż inne z epoki, cholernie prawdziwą i dojmującą, a różnica leży wg. mnie w płci pisarza. Howg.

      Usuń
    3. Margaret Mitchell pisze o XIX wieku ale to była kobita na wskroś XX wieczna. Jako młoda wykształcona w college'u dziewczyna została dziennikarką, za nic mając głęboki prowincjonalizm Deep South w latach 20 rozwiodła się z pierwszym mężem po to by wyjść za jego przyjaciela, jazgotała w sprawie prawa do wykształcenia czarnych obywateli USA. Żadna tam z niej Czachórska, choć była urodziwą kobitą. To nie tylko płeć, to lata powojenne i rewolucja obyczajowa która przyszło jej przeżyć pozwala nam, uczestnikom kolejnych rewolucji obyczajowych , na dobry odbiór powieści. Pisarki XIX wieczne były albo totalnymi skandalistkami ( George Sand ) albo powielały wzorce ( mam na myśli te poczytne, które zrobiły karierę ). U nas taka Rodziewiczówna np. promowała wzór skrzętnej gospodyni i dobrej obywatelki. Mła jak czytała to natychmiast dostawała globusa jak u Orzeszkowej.

      Usuń
    4. A my czytali tylko "Lato leśnych ludzi" i nam się podobało.
      A Rodziewiczówna przecież w życiu prywatnym nie była hetero.
      I wyglądała jak facet.

      Usuń
    5. To jakie nasze pisarki XIX wieczne były prywatnie to całkiem insza bajka. Fakt że naszym szczerzepolskim i pseudokatolikom kościółkowym kością w gardle nie staje "Nie rzucim ziemi skąd nasz ród" zakrawa na cud jakowyś. ;-)

      Usuń
  5. Włości zamaszyste! Jak widzę takie połacie, to zawsze zastanawiam się, ile dalii bym tam mogła posadzić... Tylko kto by to sadził? No tak, miałabym służbę przecież! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich majątkach zazwyczaj był sztab ogrodników. Główny ogrodnik to była fucha porównywalna z gospodynią lub majordomusem. Na ogół nie odpowiadali za ogród przed zarządcami a przed właścicielami. Najlepszych sobie podbierano.

      Usuń