Mła teraz Wam napisze o miejscu w Rzymie dla niej szczególnym, znaczy takim do którego wie że będzie wracała mimo tego że cena biletów z tych wysokich a na zwiedzanie przeznaczono dwie godziny. Będzie wracała bo miejsce magiczne, nadal zamieszkane przez potomków ( część budynku Palazzo Pamphilj jest przeznaczona na mieszkania dla rodziny z pociotkami, pomieszczenia galerii to w sumie niewielka odcięta od reszty część budynku ). Zatem jest to takie niemuzealne muzeum z żywymi potomkami schowanych za okiennymi żaluzjami. W galerii portrety rodzinne a oni tam egzystujący w tzw. resztkach świetności rodu. A ród ciekawy, Pamphilj pochodzili z Gubbio, miasteczka zacnego w Umbrii, znanego z układów św. Franciszka z wilkiem, trafili do Rzymu za pontyfikatu papieża Innocentego VIII ( znaczy gdzieś tak w latach 1484–1492 ). Szczyt potęgi rodu Pamphili przypadł na połowę XVII wieku, wraz z wyborem Giovanniego Battisty
Pamphili na papieża Innocentego X , który panował niemiłościwie w latach 1644–1655. Niemiłościwie bo niewiniątko Innocenty X kontynuował starą i lubianą w Państwie Kościelnym tradycje wciskania nepotów gdzie się tylko dało. Ba, nawiązał do rządów papieży z czasów tzw. pornokracji, kiedy najwięcej do powiedzenia mieli nie papieże a żeńska linia ich rodów.
No bo po prawdzie to ani kardynał Camillo Francesco Maria Pamphilj, bratanek papieża ( to jego popiersie dłuta konkurenta Berniniego, Alessandro Algardi widzicie powyżej ), ani Camillo Astalli-Pamphilj, przybrana siódma woda po kisielu, nie mieli tyle do powiedzenia w sprawach Państwa Kościelnego co Olimpia Maidalchini, o której grzecznie mówiono jako o doradczyni papieża, podczas kiedy to ona nosiła spodnie w tej rodzinie. Hym... właściwie to głupie określenie, bo papież nosił suknie ale wiecie o co chodzi. Do Olimpii mła jeszcze wróci bo niezwykła była z niej kobitka, nawet jak na rzymskie warunki. Pamphilj nie różnili się zbytnio od innych arystokratycznych rodzin związanych z papiestwem, kombinowali na całego - skupowali majątki, wyłudzali tytuły a jak się nie dało wyłudzić to zostawali samozwańczymi książętami i uważali że patronat nad artystami i kolekcjonowanie dzieł sztuki jest ich obowiązkiem. Namiętnie żarli się i godzili z rodem Barberini, prowadzili wojenki z księstwem Parmy, byli skłóceni między sobą jak każda porządna rzymska rodzina bytująca u korytka władzy.
Palazzo Doria - Pamphilj w Rzymie
to akurat nie wynik takiego skupowania co lepszych miejscówek rzymskich i budowania na nich reprezentacyjnych budynków. Insza jest jego historia. Nie jedyna to zresztą nieruchomość z nazwiskiem rodu w nazwie. W zachodniej części miasta leży słynna Bel Respiro, znaczy Villa Doria - Pamphilj a oprócz palazzo mieszczącego Galerię Doria Pamphilj na rzymskim Piazza Navona znajduje się kolejny Palazzo
Pamphilj, w którym obecnie mieści się ambasada Brazylii ( budynek autorstwa architektów znakomitych architektów Girolamo Rainaldi i Francesco
Borrominiego, jest położony na południe od kościoła
Sant'Agnese in Agone w której pochowano Innocentego X, tę część miasta nazywa się z powodu nagromadzenia budynków związanych z historią rodu Isola de 'Pamphilj ) . Jest jeszcze jeden Palazzo Doria-Pamphilj, letnia
willa w Valmontone koło Rzymu. Już po samej mnogości pałaców widać że Pamphilj byli w Rzymie i okolicach naprawdę kimś. Pałac w którym mła zwiedzała galerię sztuki mieści się przy Via del Corso i Via della Gatta, Via del Plebiscito i Piazza del collegio Romano ( to olbrzymi budynek uchodzący za największy pałac rzymski pozostający w rękach prywatnych ) . Jednakże żadna chwała nie trwa wiecznie, rzymska gałąź rodu Pamphilj zakończyła się w 1760 rokupo śmierci niajakiego Girolamo. W 1671 roku Anna Pamphilj poślubiła genueńskiego arystokratę Giovanniego Andreę III
Dorię Landi, który uznał że połączenie jego nazwiska z nazwiskiem rodu małżonki podniesie prestiż rodziny.
Ród Doria - Landi - Pamhilj to taka arystokratyczna międzynarodówka, wywodzą się z Włoch ale jego członkowie mają dziś równie dużo co italskich korzonków, korzeni rosnących w glebach Niemiec i Wysp Brytyjskich. Księżna Orietta Pogson Doria Pamphilj, córka księcia Filippo
Andrea VI w połowie Brytyjczyka, żona komandora Frank
Pogsona, który dodał jej nazwiska do swojego przekazała opiekę nad kolekcją adoptowanym, urodzonym w Anglii
dzieciom - Jonathanowi Doria Pamphilj i Gesine Pogson Doria Pamphilj, którzy obecnie mieszkają w pałacu. Arystokratyczne elity tak naprawdę nigdy nie tworzyły się przez więzy krwi, jak to mawiał jeden polski hrabia znany mła osobiście "My arystokracja, potomkowie lokajów i co ładniejszych pokojówek", he, he, he. No cóż miłościczki i miłośnicy prawdziwnych książniczek i książciuniów mogą się poczuć nieco rozczarowani. Mła się nie poczuła i uważa że opowiastka oprowadzająca nagrana przez członków rodziny robi lepsze wrażenie niż zwykłe przewodnicze pitulenie słyszane w słuchawkach.
Ta kobieta z popiersia powyżej to kolejna Olimpia mająca wielki wpływ na dzieje rodu, Giovanni Lazzoni wykonał tę podobiznę principessy di Rossano. Dama ta była współautorką, razem z przyszłą teściową i jej szwagrem - choć wersja oficjalna głosiła że Camillo przeciwstawiał się mamusi jak mógł i sam z siebie purpurowe szatki odarł, jednego z największych rzymskich skandali XVII wieku, cała rzymska wierchuszka się zapultała. Panna Aldobrandini di Rossano była chyba najmajętniejszą panną w Państwie Kościelnym, w dodatku bardzo urodziwą. Syn potężnej Olimpii Pamphilj, kardynał Camillo Francesco Maria Pamphilj porzucił dla jej wdzięków kardynalską purpurę i przeszedł był do stanu świeckiego. Taki numer był do wykonania bezproblemowego w czasach Borgiów, ponad sto pięćdziesiąt lat później opinia publiczna zatrzęsła się pełnowymiarowym oburzeniem, no bo jakże to tak? To właśnie skandalistka Olimpia wniosła w wianie Palazzo Alnobrandini znany dziś jako Palazzo Doria - Pamphilj.
Pałac został wzniesiony w XVI wieku na działce zakupionej od zakonu dominikanów przez kardynała Giovanniego Fazio Santoro. Zachowany do dziś arkadowy dziedziniec najprawdopodobniej projektu Bramantego tak spodobał się papieżowi Juliuszowi II że przymuszony kardynał podarował posiadłość bratankowi papieża, księciu Francesco Marii della Rovere, który czym prędzej pałac rozbudował na szczęście nie przytłumiając piękna arkad. W XVII wieku pałac przeszedł w ręce rodziny Aldobrandini, którzy też poczuli że muszą coś tu nadbudować, a jako posag Olimpii wszedł w posiadanie rodu Pamphilj. Po owym pamiętnym ślubie z 1647 roku pałac został solidnie doinwestowany, ponieważ miał się stać główną siedzibą rodu ( konkurował z papieską siedzibą na Piazza Navona ). Złoty czas dla budynku, który stał się ogniskiem życia towarzyskiego w Rzymie. Camillo Pamphili otrzymał po zrzuceniu kardynalskich szat otrzymał tytuły księcia San Martino i księcia Valmontone ( kupił gminę Valmontone w czasach "kardynalskich" 1634 roku od rodziny Barberini ) więc życie pałacowe toczyło się z prawdziwie książęcym przepychem. Od 1654 roku Camillo zaczął się wręcz rozychać - sąsiednie domy i klasztor zostały kupione i zburzone coby palazzo mógł się rozrastać. Wszystko to mimo sprzeciwu ze strony sąsiadującymi z siedzibą rodu Papmhilj jezuitami z Collegio Romano. Architektem odpowiedzialnym za projekt pałacu kolosa został Antonio Del Grande.
Potomkowie Olimpii i Camillo przejęli po rodzicach ambicję stworzenia najbardziej okazałej rezydencji w Rzymie. Zatrudniali najlepszych architektów ( między innym Carlo Fontanę, który budował kaplicę ) i namiętnie kupowali dzieła sztuki ( nabyli między innymi nabyli sporą liczbę dzieł bardzo cenionego w tym czasie malarza Gasparda Dugheta, znanego też jak Gaspard Poussin ). W XVIII wieku zmoderniozwano, moim zdaniem mało szczęśliwie, dziedziniec rezydencji nadając mu wygląd zabudowanej loggi co było związane z planami utworzenia galerii. To działo architekta Gabriele Valvassori. W tym czasie uzyskała obecny wygląd fasada budynku od strony Via del Corso, również dzieło Valvasorri. W 1767 roku sklepienia sal reprezentacyjnych zostały ozdobione freskami przez
późnobarokowych artystów, takich jak Crescenzio Onofri , Aureliano
Milani i Stefano Pozzi ( Sala degli Specchi ).
Pałac został odrestaurowany z okazji ślubu Andrei IV Dorii Pamphilj
Landi z księżniczką Leopoldiną Marią Sabaudzką, córką Ludwika Wiktora,
księcia Carignan i Krystyny z Hesji-Rotenburga w 1767 roku. Prace
prowadzono pod nadzorem architekta Francesco Nicoletti z Trapani.
Ogromna kolekcja obrazów, mebli i rzeźb która była gromadzona od XVI wieku przez rodziny Doria, Pamphilj, Landi i Aldobrandini, obejmują między innymi obrazy i meble będące niegdyś w posiadaniu Innocentego X. Kolekcja jest eksponowana w salach reprezentacyjnych, w tym w kaplicy w której złożono zmumifikowane zwłoki świętych rodu, oraz w czterech galeriach otaczających dziedziniec. Oprócz tego przekształcono wiele innych sal w dobrze oświetlone galerie we których wystawia się średniowieczną i bizantyjską sztukę z kolekcji. Jako pierwsza z rodu kolekcję udostępniła do publicznego oglądania księżna Orietta. Mła sunęła po galeriach jak zahipnotyzowana, no bo wicie rozumicie, tu Breughel starszy a tam zaraz niesamowity Velázquez, na tej ścianie Rafael z najwyższej półki a za rogiem Caravaggio. Mła nie wiedziała gdzie patrzeć bo nagromadzenie dobra takie że na trzy wizyty muzealne by starczyło.
A teraz o twórczyni potęgi rodu, która wcale z urodzenia nie była Pamphilj. Urodziła się jako córka rodu Maidalchini, w 1591 roku w Viterbo. Była najstarszą z trzech córek Sforzy
Maidalchiniego, pochodzącego z rodu kondotierów i Vittorii Gualterio, patrycjuszki z rodu związanego z Orvieto i
Rzymem ( była wnuczką Sebastiano Gualterio, biskupa Viterbo i nuncjusza
papieskiego we Francji w czasie Soboru Trydenckiego ) . Rodzina Maidalchini była umiarkowanie zamożna, więc coby nie rozdrabniać majątku rodzinnego na wiano dla córek , stary Sforza wpadł na pomysł żeby je oddać do klasztorów, bo posag klasztorny był znacznie mniejszy niż ten którego wymagał tzw. przyzwoity ożenek. Hym... nie przewidział biedaczek że najstarsza córcia to wykapany tatuś. Coby uniknąć nudy życia za kratą, mało kontemplacyjnie usposobiona Olimpia w 1608 roku poślubiła Paolo Niniego, jednego z najbogatszych ludzi w
Viterbo. Ponoć sama się koło niego zakręciła i nie było że nie ma, ślub siedemnastolatki się odbył choć w atmosferze skandalu. Niestety dwoje dzieci pary zmarło w niemowlęctwie, a sam Nini nie zdzierżył i zmarł w
1611 roku w wieku dwudziestu trzech lat. Po śmierci męża zamożna wdowa uznała że w Viterbo jej ciasno i udała się do Rzymu, stolicy Państwa Kościelnego. To nie były czasy dla wesołych wdówek, Olimpia postanowiła więc poszukać sobie kolejnego małżonka. Nie miała wyjścia bo nie była z tych cichego serca. Wynalazła zubożałą rodzinę Pamphili która "miała w zasobach" dwóch braci, którzy byli ostatnimi w linii męskiej z rodu. Egzystowali zadowolenie ze swojego losu w podupadłej rodowej siedzibie przy Piazza Navona. Młodszy z braci, Gianbattista był księdzem i prawnikiem kanonicznym ( to ten na obrazie pędzla Velázqueza, zamówionego przez Olimpię, który mła wstawiła powyżej ), starszy, Pamphilio, zajmował się resztkami majątku rodzinnego. Olimpia a właściwie jej środki były tym czego bracia potrzebowali, i jeszcze w tym samym, 1612 roku, mając dwadzieścia jeden lat, poślubiła starszego od siebie o dwadzieścia dziewięć lat Pamphilia. Mąż miał sprecyzowane poglądy na prawa kobiet i szybko odsunął Olimpieod spraw majątkowych. Stworzył sobie wroga we własnym domu bo Olimpia nie mogła mu wybaczyć czegoś takiego, szybko zrekompensowała sobie brak zarządzania jednym facetem, zarządzaniem innym przedstawicielem płci brzydkiej - stałą się przyjaciółką szwagra, który po pewnym czasie palcem w bucie bez zgody Olimpii nie ruszył. Charaktery mieli podobne - Innocenty X był przez współczesnych uważany za mściwego despotę - więc dobrze się rozumieli, Olimpia jednak była od swojego szwagra o wiele bardziej cwana.
W Galerie Doria - Pamphilj znajduje się popiersie szefowej kampanii wyborczej kardynała Pamphilj a od 1644 roku kadrowej papieskiej dłuta Alessandro Algardiego z roku 1651 ( to jest na zdjątku powyżej, spojrzenie jak u mojej Szpagetki i te ustka zaciśnięte jak u koty ) uchodzący za wiernie oddający nie tylko fizys ale ukazujący ducha portretowanej. Olimpia wszystko przeliczała na kasę i wzrost znaczenia rodu, najpierw uczyniła przy pomocy szwagra syna kardynałem, podtem go odkardynalizowała i pomogła zrobić mężem Olimpii Aldobrandini, wnuczki papieża Klemensa VIII i wdowę po Paolo Borghese ( kiedy szczęśliwie odumarł ją w 1639 roku mąż, Olimpia i kardynał Pamphilj wykombinowali to odkardynalnienie "coby ród zachować" i długo szukali odpowiedniej partii ). Olimpia działała na wielu frontach jednocześnie, usiłowała zwielokrotnic majątek wydając córki: jedną za genueńskiego patrycjusza Andreę Giustinianiego, drugą za Niccolò Lodovisi księcia di Piombino . Nawet od rodziny żądała łapówek za "dostęp do ucha", do kardynalskiego a potem do papieskiego, czyli intratniejszego, nic zatem dziwnego że jej majątek był gigantyczny. Nazywano ją papessa, układano o niej brzydkie fraszki ( olim pia, nunc impia - czyli kiedyś pobożna dziś bezbożna ). Szczególnie pastwiono się nad nią w czasach kryzysu zbożowego u progu lat pięćdziesiątych XVII wieku, Olimpia ostro spekulowała i zrobiła sobie wówczas wielu wrogów. Chwały nie przysporzyło jej też u współczesnych objęcie opieką prostytutek w Rzymie, nazywano ją największą burdel mamą papiestwa. Wiele brzydkich opowieści o Olimpii zawdzięczamy szczerze nienawidzącej jej synowej, no cóż - Olimpia może być tylko jedna. Jednakże nie wszystko co robiła Olimpia nr jeden było paskudne, to jej zawdzięczamy Fontannę Czterech Rzek na Piazza Navona. Wpływy zaczęła tracić pod koniec życia Innocentego X, nie dało się dłużej nie widzieć pomiatania papieżem i zawiązano przeciwko niej spisek. Jednakże nie w ciemię bita Olimpia jeszcze przed śmiercią papieża zdołała obrobić pokoje papieskie z kosztownych rzeczy. Po śmierci Innocentego X ( na fotce powyżej jego podobizna dłuta Berniniego wystawiana w galerii ) jej największą zgryzotą było to że nie udało jej się wynieść wszystkiego, zapomniało jej się za to o tym czego wymagano od papieskiej rodziny - o trumnie, szatach itp. . Następny papież usiłował postawić Olimpie przed sądem za sprzeniewierzenie środków ale Olimpia Maidalchini wyjechała do San Martino al Cimino w Viterbo i ani jej się śniło zawracać sobie głowy papieskim sądem. Chyba chciała przeczekać ale szalejąca w Italii dżuma przekreśliła te plany i Olimpii zmarło się w 1657 roku. Charakteru słodkiego nie miała ale zostawiła coś po sobie, ceniła artystów i była dobrym mecenasem. Co prawda sztuke traktowała jako narzędzie propagandy ale zawsze to cóś.
A teraz do dzieł i dziełek - mła pokaże Wam przy czym najdłużej się zatrzymywała.
Niewielki rozmiarami bo ledwie czterdzieści cóś na siedemdziesiąt cóś cm a wielki sztuką obraz Piertera Breughla Starszego. Obraz powstał koło 1563 roku, przedstawia widok na Zatokę Neapolitańską. Nie jedyny to zresztą Breughel w kolekcji, jest w niej sporo dzieł Jana Breughela.
Również niewielki rozmiarami a wibrujący przełamanymi barwami, wiem że to dziwne ale technika malowania za tym stoi, obraz Paolo Veronese "Zdjęcie z krzyża"
Kameralny, bardzo jak na Rafaela, podwójny portret z 1517 roku. Żadnej słodzizny przypisywanej mistrzowi, czyste pogłębione znajomością życia spojrzenie na portretowanych , żadnej litości dla modeli.
Caravaggi - mój ulubiony anielski koncert podczas ucieczki do Egiptu i Maria Magdalena.
Maleńka a przykuwająca wzrok Wizja św. Eustachego kopia wg. miedziorytu Albrechta Dürera, żadna fota nie oddaje kolorów, znaczy trza żywcem oglądać jak obrazy Pietera Breughela Starszego. Mła nie wie kiedy kopia powstała ale jest urocza. Oryginalny drzeworyt to zdaje się ostatnie lata XV wieku.
Mła lubi bardzo obrazy tego malarza choć nie jest on specjalnie znany, Domenico Fetti się nazywał. To jest jego św. Magdalena rozmyślająca nad nicością świata. Żył niezbyt długo na przełomie wieków XVI i XVII, pochodził z Rzymu ale zauroczył się Wenecją i jej malarstwem. Dla mła jedyny który mógł wdać się w pojedynek malarski z Caravaggiem, bowiem znalazł swój własny styl, wyrwał się spod wpływu wielkiego Michelangelo.
Paskudny, jak to u Quentina Matsysa, obrazek ludzi pieniądza - Lichwiarze malowani w 1520 roku.
No i tyle tego bo mła by tu Was zaobrazkowała na amen.
O matko. Na spokojnie poczytam. Obrazy na końcu ładne. A te salony o ludu kto by to sprzątał ale ile koty miałyby przestrzeni ! I jakie echo miaułków!
OdpowiedzUsuńW tym muzeum akurat mła kotów nie widziała za to w Galleria Barberini władczo zasiadały na dziedzińcu od czasu do czasu przynaglająco porykując na turystów, zwłaszcza tych którzy coś tam chyłkiem usiłowali podchlewać.
UsuńZaobrazowywuj!
OdpowiedzUsuńHosting by nie zdzierżył. ;-D
UsuńTeż bym wracała, choćby dla samych obrazków (Breughel choćby. Co tam jeszcze jest, do licha). Ale aż kuszą te niedostępne rodzinne, prywatne komnaty. Jak teraz żyje arystokracja? Jakie skarby, lub skarby nieudane ich otaczają? Meble z włoskiego odpowiednika firmy BODZIO, czy może rozsypujące się antyczne landary..
OdpowiedzUsuńOlimpia, harpia imponująca.
Jest opcja zwiedzania prajwertnych apartamentów, na razie jednak mła postara się jeszcze wrócić do galerii. Mła stawia raczej na rozsypujące się landary ewentualnie sprzęt w typie IKEA, arystokracja jak wiadomo ma zwyrodniałe gusta. Olimpia to poprzedniczka Szpagetki, tego mła jest pewna. ;-D
UsuńLandary, a przynajmniej część,może cos tam wugodniejszego do spania, i nowoxzesna kuchnia, ale reszta, cudne mebelki, porcelana, to pewnie uzywana. Ja bym uzywala .
UsuńMła tyż jest za używaniem, po co się ma marnować.
UsuńWłaśnie Jacuś, za jedną szarżą roztrzaskał w drobny mak porcelitową, wydawałoby się bardzo odporną miseczkę (śliczna była), dwie wyszczerbił. Wszystko w kosz. Jeśli bym używała, to z drżeniem. Więc cudów nie, za nic. Naczyńko z epoki Ming na oliwki? W żadnym wypadku.
UsuńJacuś naczynka z epoki Ming by szanował a porcelit to co tam, mamuś dokupi. ;-D
UsuńNajbardziej wpadła mi w oko św.Maria Magdalena,kolory,światło,nastrój,lubię takie kompozycje.Nie znałam tego Fettiego.
OdpowiedzUsuńLichwiarze odlotowi,zwierciadło ponadczasowej chciwości i przebiegłości;)
No właśnie on taki mało znany a wart zobaczenia. Mła go odkryła kiedyś tam w albumie o Ermitażu. Mężczyzna z maską, mła do dziś pamięta ten obraz choć go żywcem nie widziała. Zdaniem mła lichwiarze to się nadajo wyłącznie do portretowania przez artystów w typie Matsysa vel Massysa, dziś by pewnie portretował szefów koncernów. ;-)
OdpowiedzUsuńNo, szefów tak.Ale prawdziwi iluminaci są anonimowi,ukryci przed światem 😉
UsuńŻeby to było takie proste, sportretować iluminatów, potem ich wyrąbać i już. Taa... tylko że zawsze byli jacyś Żydzi, jacyś jezuici, jacyś cykliści. Teraz są iluminaci. Mła się wydawa że tak naprawdę to są zawsze ci od kasy i od władzy, niekoniecznie zrzeszeni, mający zarówno wspólne interesy jak i się wzajemnie wycinający. Świat nie jest prosty jak by się chciało, szkoda bo tak sobie myślę że ryjońce jak od Quentina mogłyby być znakiem rozpoznawczym. Człowiek wiedziałby kogo omijać szerokim łukiem.
UsuńBardzo ciekawe :) Wnętrza urodziwe, chociaż ja, jak to ja skupiałam się na podłodze. Dzięki wielkie za te cudne zdjęcia podłóg... przepiękne... pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo akurat w tym palazzo to z podłogami tak sobie. Na szczęście to nie jeden palazzo w Rzymie.
Usuń