Mła kupiła jakiś czas temu, urzekła mła ta róża zapachem. To rambler, wyhodowany przez Bernarda F. Mehringa w roku 2003, w obrocie handlowym niedawno, w Stanach np. weszła w obrót dopiero w 2007 roku. Jednakże już zyskała renomę, bo jest z tych twardych róż. Hym... takich które zakwitną w zadołowanej donicy na ten przykład. Taa... hardcore. Jest to odmiana pochodząca z krzyżowania róż 'Super Excelsa' ® i 'Veilchenblau', starej odmiany Schmidta z roku 1909. W roku 2013 uzyskała Niemiecki Znak Jakości Róż ADR, zdaniem mła jak najbardziej zasłużenie. Krzew dorasta do 250 cm wysokości ale mła widzi ze cóś wyżej jest. Nie jest ponoć jednak straszliwie ekspansywny jak insze ramblery. Pędy ma niemal bezkolcowe, upinanie to prościzna. Szerokość krzewów dochodzi do 150 cm. Kwitnie zgrabnymi kiściami małych, takich 2 - 3 cm średnicy, półpełnych kwiatuszków liczących po paręnaście płatków. Kwiaty zebrane są duże kwiatostany, także to jest tzw. burza kwiatów. Pojedyncze fiołkowo purpurowe kwiaty mają kubeczkową formę, pachną jak róże piżmowe - to jest nieporównywalna woń do inszych różanych zapachów. Krzewy kwitną w sposób ciągły przez cały sezon. Ozdobne są też liście, drobne, błyszczące, ciemno zielone, utrzymujące się długo na krzewie. Mrozoodporność odmiany określa się na granicy -25 stopni Celsjusza.
Piękna jest.Muszę jeszcze poczekać,bo miejsca brak. Od strony owiec nie mogę, gdyż zjedzą bez pardonu. Na ścianach lamusa i stodoły od strony ludzkiej rosnie sobie Veichenblau i Lykkefund.
OdpowiedzUsuńWarta miejsca, po tatusiu ma odcień fioletu na płatkach a po mamusi niesamowita żywotność. No i to kwitnienie uderzeniami przez sezon. Jak tylko się rozluźni kole domu i jeszcze owce zostaną przeszkolone w temacie " Rambler różany w diecie owcy rogatej" to można spoko zapuszczać. :-D
Usuńa tak w ogóle mama róże na działce sadzi, mówi, że dla mnie, bo ja róże uwielbiam, czy są jakieś polecanki może? bo ja zielona jestem i nie wiem kiedy się je sadzi :D
OdpowiedzUsuńmam zdjęcia zrobię nowe aparatem w niedzielę i wrzucę róże dla Tabazzy na bloga! o!
Z polecankami to tak prosto nie jest bo róż od groma a inne na kfiot cięty a insze dla urody krzewu, jeszcze insza dla tych co naturę lubiejo. Mła chyba o tym zrobi kiedyś wpis o tym co tam komu różanego w duszy gra. W doniczkach sadzone róże można wkopać zawsze, te na gołym korzeniu to w październiku i w kwietniu. A róże foć i wrzuć, mła zawsze kfiotów ciekawa. :-D
UsuńZrób wpis Tabo. Pamiętam Twe wpisy różane.
UsuńA gdzie widok krzaczka?
OdpowiedzUsuńWidok krzaczka będzie po dokładnym wypieleniu, znaczy po upałach.;-D
UsuńI ma dokładnie taki sam kolor jak "Veilchenblau"???
OdpowiedzUsuńBo jak tak, to jest godna pożądania, a jak nie to nie.
Kiedyś tak mi wyszło, że się zakochałam w "Dorothy Perkins", kupiłam jeden krzaczek, a potem to już nie było gdzie nabyć, bo pojawiła się "Super Dorothy", jako ta lepsza, ale ona jest zupełnie inna i nie tak piękna... No to se sama w końcu porobiłam sadzonki. I mam Dorothy P." po obu stronach pergoli wiodącej do warzywniaka, a nie że po jednej stronie "Dorothy P.", a po drugiej "Super Dorothy", a mnie szlag trafia za każdym razem, kiedy przechodzę pod tą pergolą.
Ani to dwie Dorotki ani to Veilchenblau. To jest cóś innego, zasługującego na osobne potraktowanie. Od Dorotek odróżnia tę odmianę wpadanie w coolor magenty. Kfiotki młode ciemno różowe jak na pierwszej fotce a potem już się zaczyna podróż w kierunku fioletu. Tak to wygląda. :-D No i zapach, to pachnienie jest nie do pogardzenia.
UsuńPiękna, jak to róże zawsze piękne. Piękne i kapryśne.Bardzo lubię róże.
OdpowiedzUsuńKapryśne to krzoczki na ogół są wtedy kiedy nie do końca rozumiemy czego potrzebują. Hym... mła ostatnio widziała różę 'Marechal Niel' uprawianą w Polsce bez osłony! To się dopiero nazywa rozumieniem roślin. :-D
UsuńRóże, ach róże, chyba nie ma takiej ktora by mi sie nie podobala.
OdpowiedzUsuńMam mile estetyczne wspomnienia z dziecinstwa, kiedy w ogrodzie dziadków bylo mnostwo róż, a nad furką pergola z czerwonymi rózami,,ktore wcale nie byly drobnymi. Dziadek pracowal w zizeleni miejskiej.
Bo climbery mają często kwiaty jak te odmiany od których zostały wyprowadzone. To są kfiotki duże, niektóre nawet bardzo. U nas swego czasu bardzo chętnie sadzono odmianę 'Paul's Scarlet Climber', odporna na grzyby i niezawodnie kwitnąca. Może to ona jest bohaterką Twoich wspominków dziecięcych. :-D
UsuńNie, nie byly tak pelne, mialy cieme srodki, ale przypominaja Paul's Scarlet Climber.
OdpowiedzUsuńZ pewnoscią dziadek sadzil je w latach 60 tych.
OdpowiedzUsuńW tamtych czasach to mogła być jeszcze 'Flammentanz' albo 'Sympathie', która wtedy była nówką. Oczywiście jak ktoś miał dobre źródło to mógł dorwać cóś rarytetniejszego i mnożyć. :-D
OdpowiedzUsuń