Ubiegły tydzień był do doopy. Cały. Same bardzo złe wieści, odejścia kochanych zwierząt i ludzi, takie nad którymi ciężko przejść do porządku dziennego bo niespodziewane, choroby w rodzinie, latanie po lekarzach bo wyniki nie takie, więc trzeba było powtórzyć ( uff - powtórzone, porządnie zrobione i oddech! ), Małgoś odczuwa swoje 94 lata, Pan Dzidek zgubił Bejbiego, na szczęście odkryliśmy psa w schronisku i już z powrotem jest w domu i po weterynarzu, bo stres mu zaszkodził a Pan Dzidek po lekarzu z tego samego powodu. No i jakby było mało Gienia nam się rozłożyła, trzeba było szybko jechać na usunięcia ropnia ( rozważana była opcja weterynaryjna - mła ma nadzieję że żartem bo ropień w okolicy oczodołu - jakby się podjąć nie chcieli czy cóś, na szczęście się podjęli ). W ramach uprzyjemniania życia Najwyższy Pogodowy katuje okolice upałami, deszcze tyż padają ale dziwnie jest bo jakoś nie robi się chłodniej tylko bardziej sauniasto. Dzieje się i mła jest nie w sosie, przestraszona i nawet nie chce jej się niczego czytać a już info ze świata to najmniej ( mam podejrzenia graniczące z pewnością że polityczne się na ludziów uwzięły i kombinują żeby nam dokopać choćby poprzez próbę rozciągnięcia na ile się da konfliktu na Ukrainie żeby zwalić całe zło kryzysu na łonych jednych albo drugich, jeśli chodzi o próby zabaw covidowych to mła przeprasza za to co zaraz napisze ale "Wersal się skończył!", jak mawiał jeden polityk - niech spierdalają! ). Katować się lekturą info mła nie ma zamiaru bowiem przyuważyła że korespondenci wojenni pitulą o geopolityce, panie od kultury o zagrożeniach epidemiologicznych, ekonomiści o prawach LGBT a ci od mody o zagrożeniach klimatycznych. Wicie rozumicie, teraz jest tryndne pitulić o tym co nie jest akurat tym na czym człek się zna najlepiej. Mła pisze bo obiecała sobie że pisać będzie bo w ludziach razem siła a blog to taki kolejny kukardek wiążący nas razem. Przyznaję jednak że czasem jestem klepaniem w klawiaturę zmęczona i ciężko mła się zbierać do postów miłych, przyjemnościowych kiedy wcale miło się mła nie czuje. Jednakże nie ma się co nad sobą użalać, do roboty. Kiedy zamykają się drzwi, otwiera się okno i tego się trzymajmy.
Ze spraw pocieszających to kwitną sukinkulenty. Nawet kaktusy zbierają się do kwitnienia. Mła ma pierwsze niemiłe doświadczenie z eszewerią i ślimakiem, nie zauważyłam żeby coś podżarł ale bezczelnie siedział czy też raczej zalegał na mojej roślince. Hym... w naturze eszewerie raczej ze ślimakami do czynienia nie mają, mła nie zauważyła też żeby ślimory były zainteresowane rojnikami, które są do eszewerii podobne. No ale jak nie są zainteresowane to dlaczego się taki do eszewerii zbliżył i na niej zaległ?! Mła podejrzewa ślimory o najgorsze, nawet o to że mogą próbować podżerać co mniej kolczaste kaktusy. I nie piszcie mła że one to majo słabe otwory gębowe czy cóś, pełne poświęcenia nawet czyśćca wełnistego potrafio żreć! Mła przyuważyła że ślimaki są jakby upałoodporne, pewnie dzięki tym deszczom zamieniającym ogród w saunę.
Mła wytargowała w lumperionku za tzw. marne rupie poduszeczkę do koszyka Szpagetki, tylko nie wie czy hasło nie zaszkodzi i tak nadmiernie pewnej kociej kobitce. Jak na razie Szpagetce poduszeczka się spodobała, co znalazło wyraz w tym że nadpruła ją pazurkiem na niewidocznej na fotce stronie. Ja tu pieszo w upale chodzę żeby kociemu trójnogowi życie na poziomie zapewnić a ona dary mła pazurem traktuje. A przeca lubi łepek na poduszeczce trzymać, albo tyłek jak jej akurat pasi. No mła nie rozumie i wypomniała to gwieździe. Gwiazda ma to gdzieś, przychodzi do domu pachnąca żubrówką ( trawą a nie alkoholem ), uwala się na stole obok kubańskich żab i skrzeczy coby posiłek jej podać. Na szczęście posiłek spożywa normalnie, nie osiąga tym razem wyżyn zdobytych i ustanowionych jako wzorzec kociego rozbajdania przez Felicjana - żarcia na leżąco. Reszta stada zachowuje się w miarę normalnie, mła ma wrażenie że upał służy nadrobieniu normy rocznego leżakowania i drzemek. Mła stara się nie drzemać choć oko jej się zamyka, pracuje szydełkiem nad ubraniem imbryczka. A w ogrodzie kwitną róże, o których mła stworzy wpis dla zainteresowanych. Tak troszki później, jak upał zelżeje.
A wiesz, że ta piosenka AMJopek dzwoni mi w głowie od jakiegoś czasu ....?
OdpowiedzUsuńRabarbara
Mła lubi całą płytę, z której pochodzi ten utwór. A piosenka jest pocieszkowa i jest na utulenie serc.
UsuńOj tak ! I tak - też mam tą płytę i też lubię całą :).
UsuńA dla pocieszeń i utuleń to jeszcze wdycham zapach lip i migdałową ostrość kozłka lekarskiego i nieco róż, i resztki wiciokrzewu, i myślę, że tyle dobrego z tego upału - wszystko pachnie z całych sił.....
Rabarbara
Hym... U mła w ten upał przez słodkie wonie przebija się z lekka paskudny smrodek miasta. :-/
UsuńUbranko dla indyka! Znowu!
OdpowiedzUsuńAle mam migrenę to mogę widzieć wszystko.
Np. przemiłą kocię Pi, która przyniosła nam dwa pisklaki sikorze, świeżo ubite, żebyśmy podziwiali, i może nawet zjedli. Ale skoro nie chcieliśmy, to zjadła sama.
Napisałam u Ciebie komentarz i nic.......... :(
UsuńRabarbara
Wcala nie nic, tylko moderacja zapewnie. Poszukam.
UsuńTo co ostatnio wyprawia blogger wnerwia mła do białości. Nie mogę komentować jako ja tylko jako anonim, nie mogę komentować bo nie a za pięć minut mogę po czym znowu nie mogę, z publicznych blogów mła wywala, potem z prywatnych, za chwilę mogę wchodzić wszędzie. Bordello. :-/
UsuńMatka Natura to suka a Pi jest jej ukochano... wnuczko. ;-D
OdpowiedzUsuńZrobiłam zdjęcia. Słodki kotuś ładnie się chciał zaprezentować pomiędzy swymi łupami.
UsuńTo jest dowód winy, wykadruj czym prędzej bo ekolodzy zdzwonią się telefoonami które działają dzięki falom zakłócającym ptasie migracje, wsiądą w lekstryczny samochód napędzany prundem z wyngla, przyjadą i zanudzą Pi czytaniem powiastek i żądań tej nowej szwedzkiej Grety ( mła zdecydowanie wolała starą czyli Gretę Garbo ).
UsuńUpał pemamentny i bezdeszczowy kompletnie - przynajmniej u mnie. Slimaków niet. Wszystkie chyba sie zeschły - to jedyna korzysc z upału. A do tego blogger nadal szaleje - raz daje pisać komenty a raz nie. I tak jak Ty dostrzegam całą tę ruinę i ohydę polityczną i medialną, którą nam sie bezczelnie wciska. I stara płyta covidowa znowu zaczyna grać.I niedobrze się od tego wszystkiego robi.
OdpowiedzUsuńA świat nadal taki piękny. Na przekó wszystkiemu i wbrew. I niech mu tak zostanie, bo w tym pieknie cała nasza ostoja.
Tabo, pozdrawiam Cie serdecznie z mojego skwarnego zakątka naszej ojczystej krainy.
Olu dwa razy mła wywaliło z Twojego blogiego, mła śledzi ale pisać nie może już nawet jako anonim. Czytałam i fotki psie podziwiałam, u Ciebie to już lato jest w pełni od jakiegoś czasu. Susza jest dodupna ale sauna tyż paskudna a ślimory są po prostu bezczelne. Oślizgłe chamstwo, wiecznie nienażarte. Co do politycznych i cinżko piniężnych - na Marsa z nimi, księżyc za blisko, mogliby wrócić. Polityczni mają w sobie mnóstwo ze ślimorów. :-/
UsuńUff! Cosik sie póki co w bloggerze odblokowało. Może więc i ten upał wreszcie odpusci. A co do porównania polityków do ślimaków, to jest bardzo adekwatne! Ohydni, rozłażacy sie po świecie jak zaraza nie do wyplenienia, i wszędzie zostawiający oślizgłe ślady swej obrzydliwej obecnosci!:-))
UsuńWyjatkowo trafne porownanie!👍 Oslizla ohyda i nie do wyplenienia. Jedynym sposobem jest metoda jak na prawdziwe slimaki : branie za leb i usuwanie po kolei jeden po drugim ... Zmudne i malo obiecujace, ale czasem doraznie pomaga
UsuńNapisałam wczoraj koment dość przydługichyba, bo zniknął był zamiast sie opublikować. U nas padało od poniedziałku do dzisiejszego ranka.Teraz jest 20 stopni na plusie. Dodupny ten koniec czerwca. Przedwczoraj był pogrzeb naszego najlepszego majstra od kamienia i tynków historycznych. Teraz to już całkiem zdana jestem na siebie. Nasze koty nietety polują nieustająco na kosyi insze ptaszęta oraz krety.Nie wiem o co chodzi z tymi kretami. Codziennie jeden przed domem, żywe też. Te żyjące wynoszę nad potok.
OdpowiedzUsuńZ rozrywek,to robię podłogi z desek modrzewiowych takich zwykłych, bez wpustu i pióra. jest to praca bardzo koncepcyjna, gdyż wszystko jest krzywe, deski też.
Lipy pachną i róże. Różom deszcze nie za bardzo służą. Siano skoszone przed tygodniem i zabezpieczone przed deszczem wreszcie pod dachem stodoły. Co roku, gdy owce ostrzyzone a siano w stodole, mogę odetchnąć.
Czekam na różany post. Moja versicolor gdzież zniknęła.
Radościom bloggera powinnam poświęcić jakiś złośliwy wpis ale szczerze pisząc to mła się nie chce. Od czasu sławetnej zmiany "na lepsze" ten społeczniak jest tak prosty w obsłudze jak prom kosmiczny. Jeszcze troszki a dojdę do wniosku że prom kosmiczny najprościej obsługiwać za pomocą młotka. Jednakże knujstwo wrodzone każe mła podejrzewać że ta "prostota obsługi" jest celowa, chcą mła zmęczyć żeby się przesiadła na społeczniaka lepiej uczącego sztuczną inteligencję. ;-D Niedoczekanie. Popacz jako zgrabno teoryjke spiskowo uknułam.
UsuńPana Majstra żal, odchodzą tacy którzy świat obsługiwali bez naciskania guzika. Koty polują bo są kotami, człek by się tak nie stresował gdyby hodował gryzonie. Hym... z drugiej strony te bobry "niszczące drzewa". ;-D Sorry, mła ma alergię na tzw. nową ekologię, najmodniejszą obecnie formę głupoty, która ma tyle wspólnego z ochroną środowiska co wałki na biodrach mła z anoreksją. Wg. nowych ekologów Twoje owieczki rogate to chodzące emitenty metanu, Ty sama osobiście niszczysz biedne modrzewie i jeszcze bezczelnie pozbawiasz owady kwitnących roślin , kosząc łąki ( do licznej rzeszy nowoekologów jeszcze nie dotarło że łąki utrzymuje się w stanie łąkowym dzięki przynajmniej jednokrotnemu koszeniu i prawidłowemu wypasowi zwierząt ). Jak tak dalej pójdzie z to ekologio to mła zacznie na podwórku w ramach protestu opony wkopywać i na biało malować. Widzisz jak to upał źle wpływa na słodycz charakteru u mła, cóś ona zanika. Knuję, snuję i jadem pluję. Ech... do lip i do róż. zabiorę się do postu różanego.
Sukinkulenty tym pieknym kwitnieniem postanowiły Cię pocieszyć .
OdpowiedzUsuńNiech lipiec bedzie pozytywny i bez zawirowań.