Dziś mła zapoda Wam tekst o tym co mła najbardziej w Brukseli przypadło do gustu, gdyby mła obejrzała tylko te trzy miejsca i nic więcej to i tak uznałaby wycieczkę za udaną, taka to klasa. Mła pokaże Wam zjawiskowy gotyk brabancki w trzech odsłonach: Cathédrale des Saint-Michel-et-Gudule, położoną na wzgórzu Treurenberg, Église Notre-Dame des Victoires du Sablon na Grand Sablon, Église Notre-Dame de la Chapelle w dzielnicy Marolles. Nie za bardzo wiadomo kiedy na wzgórzu Treurenberg ( z francuska zwanego Mont des
pleurs - górą boleści ), w najważniejszym wówczas punkcie Brukseli, miasta na skrzyżowaniu dwóch szlaków handlowych: pierwszego łączącego hrabstwo Flandrii z
Kolonią i drugiego łączącego Antwerpią i Mons, stanęła budowla będąca miejscem kultu. Historycy zgodnie ćwierkają że już w IX wieku
na tym miejscu stała kaplica poświęcona św. Michałowi, co było przed nią nadal jest zagadką. Tuż obok, w tzw. pierwszych murach miejskich ( z czasem Bruksela dorobiła się większej ilości murów miejskich ) znajdowała się Brama Św. Guduli, budynek bramny nieco później służył jako więzienie o wyjątkowo złej sławie. Pierwszy kościół z prawdziwego zdarzenia powstał na wzgórzu Treurenberg w połowie XI wieku, oczywiście świątynie zbudowano w stylu romańskim. W 1047 roku hrabia Lambert II z Leuven i jego żona Oda z Verdun założyli w
tym kościele kapitułę i wykombinowali dla niej relikwię świętej Guduli, które wcześniej znajdowały się w kościele świętego
Gaugerikusa. Kościół na wzgórzu odtąd był zarówno pod wezwaniem świętego Michała, jak i świętej Guduli. Święty Michał jak wiadomo był archaniołem, a kim była Gudula? Na tych ziemiach wysyp świętych był w pierwszym tysiącleciu naszej ery ponadprzeciętny. Święta Gudula była córką księcia Witgera, władcy Lotaryngii i świętej Amalbergii z Maubeuge. Żyła w latach 659 - 721. Jej bratem był święty Emebert,
biskup Cambrii, a siostrami były święte: Reinelda i
Farahilda. No czujecie bluesa? Jakby było mało wychowywała ją matka
chrzestna, św. Gertruda z Nivelles, ta od kotów. Odpowiednio ukształtowana Gudula miała wszystkie cechy jakie wypadało mieć wczesnośredniowiecznej świętej; skłonność do ascezy, bojaźń bożą, ufność w łaskę Pańską, walecznego ducha. Vita sanctae Gudilae
podaje, że pewnej nocy gdy szła do świątyni, diabeł usiłował sprowadzić ją na manowce zdmuchując
płomień lampy, którą sobie oświetlała drogę. Gudula niezrażona diabelskimi knowaniami wymodliła ogień.
Taka to była święta. Św. Gudula wraz ze św. Michałem są patronami Brukseli, ponoć nadal się opiekuje choć miasto potrafiło swojej patronce dopiec. 6 czerwca 1579 roku świątynia będąca wówczas kolegiatą została splądrowana i zniszczona przez wyznawców doktryny Kalwina, tzw. Geuzen, co oznacza żebraków, choć z żebrakami ci ludzie mieli mało wspólnego, a relikwie świętej, hym... jakby zaniknęli. Ostała się jeno czaszka przechowywana w kościele św. Hildegardy w niemieckim Eibingen.
Dobra, teraz o najważniejszym czyli o architekturze. Konstrukcja większej części katedry to gotyk nastojaszczij, oczywiście jest to wersja stylu zwana gotykiem brabanckim. Katedra jest zbudowana z
kamienia pochodzącego z kamieniołomu Gobertange, który znajduje się na
terenie dzisiejszej Brabancji Walońskiej, w sumie niedaleko od Brukseli.
Budynek wzniesiono na planie krzyża łacińskiego z długim,
trójprzęsłowym chórem zakończonym pięcioboczną absydą otoczoną
obejściem. No jest dużawy, znaczy prawdziwa katedra. Ma 110 metrów
długości, 30 metrów szerokości ( 50 metrów na
poziomie chóru ) i 26,5 metra wysokości ( wieże przy portalu głównym mają
wysokość 69 metrów). Główna czyli zachodnia fasada przypomina bardzo katedry francuskie, znaczy z trzema
portalami zwieńczonymi szczytami i dwiema wieżami. tym co odróżnia gotyk brabancki od francuskiego sposobu budowania katedr jest brak rozety nad portalem głównym. Zamiast niej w kościołach Brabancji umieszczano nad portalem duże ostrołukowe okno.
Całość wsparta jest na solidnych, latających przyporach o podwójnych
przęsłach, inspirowanych katedrą w Soissons, zwieńczoną sterczynami i
rzygaczami.
Projekt dwóch wież, zbudowanych w latach 1470–1485, których górne partie ułożone
są w tarasy, przypisuje się Janowi Van Ruysbroeckowi, nadwornemu
architektowi Filipa Dobrego, temu samemu który stworzył belfort brukselskiego ratusza. Uchodzą za niedokończone, brakuje im bowiem iglic spotykanych w innych
gotyckich katedrach. Zdawa się że pierwotnie miały być znacznie wyższe, w stylu
zbliżonym do wieży ratuszowej lub północnej wieży katedry Najświętszej
Marii Panny w Antwerpii. Na mła niesamowite wrażenie zrobiła lekkość tej konstrukcji i koronkowe wręcz ornamenty. Hym... jakby to najkrócej ująć - mła zrozumiała dlaczego latające przypory tak się nazywają. Teraz z inszej bajki, katedra oprócz tego że jest domem sokołów, jest tez "domową" katedrą belgijskiej monarchii. Tu się chrzczą, żenią i wyprawiają nabożeństwa żałobne władcy kraju czekolady i koronek.
Kolejnym kościółkiem na naszej trasie był Église Notre-Dame des Victoires du Sablon czyli kościół Naszej Pani Zwycięskiej vel Wyzwolicielki w Sablon, świątynia o mieszczańskim rodowodzie. Mieszczańskim i hym... wojskowym. Historia kościoła sięga początków XIII wieku, kiedy to książę Brabancji Henryk I uznał hym... Szlachetne Bractwo Kuszników za gildię i nadał im pewne przywileje, m.in. prawo do korzystania z działki przy Sablon vel Zavel ( no nie wysilił się, to był wówczas kawałek piaszczysto - gliniastego terenu poza murami miasta, żaden cymes ). W 1304 roku, siostry i bracia z Hôpital Saint-Jean przekazali gildii kuszników obszar przylegający do Sablon, gdzie kusznicy przystąpili do budowy skromnej kapliczki poświęconej Matce Bożej. Kaplica ta stała się siedzibą gildii, a z czasem do kuszników doszli szermierze, łucznicy, arkebuzjerzy. No i teraz robi się ciekawie, niejaka Beatrijs Soetkens miała wizję, w której Najświętsza Panienka cóś mało święcie poleciła jej ukraść cudowną figurę Onze-Lieve-Vrouw op 't Stocxken ( to się tłumaczy jako Matka Boża na małym kiju, nie pytajcie mła dlaczego ) z Antwerpii i przywieźć figurkę pobożnie do Brukseli, gdzie miała być złożona w kaplicy gildii kuszników. No wiecie, taki normalny zabór mienia świętego, w którym Maryja uprawia sprawstwo kierownicze. Na wizje z Najświętszym Autorytetem nie ma mocnych, Beatrijs podprowadziła rzeźbę i ponoć dzięki serii cudownych wydarzeń, czytaj sprytowi własnemu, zdołała w 1348 roku przewieźć figurkę łodzią do Brukseli, gdzie następnie uroczyście umieszczono ją w kaplicy i czczono jako patronkę gildii, czerpiąc przy okazji korzyści z przebywania cudownej Madonny we własnej świątyni. Tacy to pobożni ludzie zaludniali wówczas Sablon. Gildia kuszników obiecała organizowanie corocznej procesji zwanej Ommegang na pamiątkę zbożnej kradzieży, podczas której to procesji figura była niesiona przez Brukselę. Ten Ommegang stał się ważnym corocznym wydarzeniem religijnym i obywatelskim w Brukseli. Mieszkańcy Antwerpii cóś nie podzielali entuzjazmu, do dziś ich stosunek do pomysłów Brukseli jest tego... ten... Żebyście zbyt surowo nie oceniali Beatrijs, w kościele znajduje się też posąg świętego Huberta, wykradziony w przeszłości z Brukseli i zabrany do Antwerpii. Taa... powrócił stamtąd triumfalnie w 1348 roku.
Budowę kościoła, który miał zastąpić kaplicę w której mizerocie nie wypadało przebywać podprowadzonej Maryi, rozpoczęto około roku 1400. Cały proces budowy trwał coś ze sto lat. Chór ukończono w roku 1435, o czym świadczą malowidła ścienne datowane na ten okres. Prace przerwano z powodu kłopotów po śmierci Karola Śmiałego w 1477 roku, jednak dość szybko je wznowiono i po koniec stulecia konstrukcja była w większej części ukończona. Nawę kościoła oparto na kolumnach i przykryto siedmioma przęsłami, z czego dwa ostatnie powinny być zwieńczone wieżą, której nigdy nie udało się ukończyć. Sacrarium zbudowane za chórem pochodzi z 1549 roku. Pod koniec XVI wszystko się w Brukseli zmieniło, nastał czas kalwinów i kościół został splądrowany a podprowadzoną przez Beatrijs Soetkens figurę Matki Boskiej zniszczono. Dopiero w XVII wieku, kiedy sytuacja religijna w Brukseli się wyklarowała to ród Thurn und Taxis, którego rezydencja znajdowała się niemal naprzeciw południowego wejścia do kościoła, kazał wybudować w jego wnętrzu dwie kaplice: położoną na północ od chóru kaplicę św. Urszuli ( z lat 1651-1676 ) autorstwa flamandzkiego rzeźbiarza-architekta Lucasa Faydherbe i uzupełnione przez Vincenta Anthony'ego, oraz kaplicę św. Marka ( z roku 1690 ), znajdującą się na południe od chóru. Kościół Notre-Dame des Victoires du Sablon miał sporo szczęścia w pamiętnym dla Brukseli roku 1795. Duch przetrwania maluczkich, do których przeca należała ta świątynia okazał się nadal żywy, proboszcz kościoła postanowił ułożyć się z antyreligijnymi okupantami i ich zwolennikami i złożył przez przysięgę wierności Republice. Wicie rozumicie, taki odpowiednik polskiego księdza patrioty z lat pięćdziesiątych XX wieku. Budynek ocalał i mimo tego że kościół pozostawał zamknięty przez kilka lat, nie uległ dewastacji. Otwarto go dla wiernych za czasów Napoleona.
Potem niestety nastąpiła nieszczęsna przebudowa Brukseli. W 1872 roku usunięto budynki wzniesione przy
kościele. Po tych wyburzeniach kościół wyglądał na tak zniszczony, że
natychmiast przystąpiono do prac konserwatorskich.
Pierwsze prace powierzono w 1870 r. miejscowemu architektowi Augustowi
Schoyowi. No i niby pojechał. Początkowo Komisja Pomników odmówiła zatwierdzenia projektu przebudowy, uznając go
za zbyt fantazyjny. Prace Schoya ograniczyły się do : renowacji naw bocznych przy Rue de la Régence, ponownego
otwarcia ostrołukowych okien od strony Rue des Sablons,
zamurowanych w XVIII wieku w celu zainstalowania organów i zastąpienia
rozety portalu północnego ostrołukowym oknem. Po Schoyu prace nad renowacją budynku powierzono
belgijskiemu architektowi Julesowi-Jacquesowi Van Ysendijckowi, a
następnie jego synowi Maurice'owi. Teraz zaczęła się prawdziwa jazda bez trzymanki. Od 1895 do 1912
roku, podczas sześciu kolejnych renowacji ci dwaj architekci stworzyli praktycznie całkiem nowy kościół, własną wersję brabanckiego gotyku. Taki budynek, który w dawnych, złotych latach Sablon
nigdy nie istniał. Dodali dzwonnice, szczyty, ażurowe balustrady, "latające" przypory ze sterczynami, które niczego nie podtrzymywały. Taka zabawa w zdobienie tortu. Od
1917 do 1937 architekt François Malfait dopieścił to dziełko instalując 57 posągów
27 różnych rzeźbiarzy.
Na szczęście trochę prawdziwego, dawnego kościoła przetrwało W kolumnach nawy znajduje się dwanaście posągów
apostołów z połowy XVII wieku, wykonanych przez czołowych rzeźbiarzy
barokowych tamtych czasów. Triforium wyróżnia się rytmicznymi motywami
vesica piscis ( rybich pęcherzy ).
Polichromia w chórze pochodzi z pierwszej połowy XV wieku. W kościele znajduje
się wspaniały tryptyk flamandzkiego malarza Michiela Coxie
przedstawiający Zmartwychwstanie Chrystusa, a także obraz Ścięcie Barbary,
dawniej przypisywane Erazmowi Quellinusowi, a obecnie przypisywane
Gasparowi de Crayerowi. Oczywiście jest tam też wspaniała barokowa ambona, dzieło Marca de Vosa, wykonane w 1697 roku dla
nieistniejącej już świątyni augustianów w Brukseli. Zdobią ją medaliony
ze świętym Tomaszem z Akwinu, Marią Dziewicą i świętym Tomaszem z Villanova.
Podstawę, na której opiera się ambona, tworzą cztery rzeźby: anioła, orła, lwa i wołu. W kościele
znajduje się kilka barokowych pomników nagrobnych, głównie w barokowych kaplicach, które zdaniem mła są najciekawszą częścią tego kościoła. Tam się człowiek natknie na prace dłuta Jérôme'a Duquesnoya Młodszego, czy Grupello a Jeana van Delena. Są tu też przechowywane skarby innego rodzaju, relikwiarze itp., między innymi z kośćmi świętej Wiwiny. Większość wyposażenia wnętrza jest niestety XIX wieczna do bólu. No cóż, kościół Notre-Dame des Victoires du Sablon, mimo swej niezaprzeczalnej urody i stylistycznej jednorodności bryły budynku jest kościółkiem nieszczerym.
W przypadku kościoła Notre-Dame de la Chapelle o jednorodnej stylistyce nie ma mowy, fani gotyku nie mogą przeżyć barokowej wieży. Jeśli chodzi o mła to jej zdecydowanie bardziej pasi ta wieża niż neogotyckie nadbudówki Notre-Dame des Victoires du Sablon. Kościół Notre-Dame de la Chapelle znany też pod skrótową nazwą Kapellekerk, jest jednym z najstarszych zabytków miasta. Jego poprzedniczką była kaplica, przebudowana w roku 1210 w kościół. Możność postawienia kaplicy dał benedyktyńskim mnichom z opactwa Grobu Świętego w Cambrai przywilej księcia Gotfryda Brodatego z 1134 roku. Na mocy tego przywileju książe podarował mnichom zbudowaną przez siebie kaplicę, położoną poza murami ówczesnej Brukseli ( extra oppidum Bruxellae ). Wraz z rozwojem miasta i jego wylezieniem za pierwsze mury nasilała się potrzeba rozbudowy świątyni. Kaplica stała się kościołem parafialnym, była to druga parafia Brukseli. Prace nad przebudową zaczęto, jak wspomniałam, w roku 1210, chór i transept budynku wzniesiono stylu romańsko-gotyckim w latach 1250-1275, później w XIV wieku dobudowano co nieco. Bardzo efektowną gotycką nawą zbudowaną w początku XVI wieku. Dlaczego taki późny ten gotyk? Po częściowym zniszczeniu budynku w 1475 roku w wielkim pożarze, który spustoszył okolice kościoła, odbudowywano go w stylu dobrze znanym, takim, który budowniczy z Brabancji mogli budować "z zamkniętymi oczami". Północna Europa była dość odporna na przyswajanie renesansowej mody rodem z Włoch, na północy naszego kontynentu na początku XVI wieku raczej twórczo modyfikowano gotyk, czego najbardziej reprezentatywnym przykładem jest styl Tudorów w Anglii. Kościół Notre-Dame de la Chapelle w swych
dziejach był wielokrotnie naprawiany i przebudowywany w następstwie
klęsk żywiołowych lub działań ludzkich. Tak to się układało. W roku 1579 kościół został zajęty
przez wyznawców kalwinizmu i zamieniony w świątynię reformowaną. Już wiecie z czym się to wiązało, bielenie ścian, rozbijanie posągów i niszczenie obrazów. W 1585
roku, po kapitulacji Brukseli, przywrócono obrządek katolicki ale co wyznawcy kalwinizmu zdążyli poniszczyć to ich. W 1695
roku, po zbombardowaniu miasta przez Francuzów, kościół wymagał pilnych prac restauratorskich.
W latach 1699-1708 do kościoła dobudowano wieżę - dzwonnicę, która tak dziś kłuje w oczy maniaków gotyku i tzw. czystości stylu. Barokowa
dzwonnica z łupka,
zaprojektowana przez brukselskiego architekta Antoine’a Pastoranę zastąpiła iglicę wieży zachodniej. W 1797 roku kościół został zamknięty po raz
drugi.Otwarty w 1800 roku jako oratorium, stał się w 1803 roku, w
następstwie konkordatu, ponownie jednym z kościołów parafialnych
Brukseli. W 1813 roku budynek kościoła po raz pierwszy poddano
restauracji, a w następnych zmieniać się zaczęło także wokół świątyni. Do roku 1822 przy kościele znajdował się cmentarz, zlikwidowano go a na jego miejscu powstał plac publiczny, na
którym odbywały się targi i jarmarki. To dzisiejszy Place
de la Chapelle. Największe prace konserwatorskie kościelnego budynku rozpoczęły się około
1860 roku. Kierował nimi architekt Jamaer. Szczęśliwie kościół Notre-Dame de la Chapelle nie oberwał tak mocno jak inne zabytki Brukseli. Bardziej niebezpieczny okazał się dla budynku wiek XX. W pobliżu wiercono tunel dla kolei Północ-Południe, co wzbudziło obawy ekspertów co stabilność gruntu na którym wzniesiono świątynię. Kościół
odnawiano w 1933 roku pod kierunkiem architekta Van Ysendijcka, odrestaurowano wówczas ściany nawy, dach prezbiterium i kaplicę Matki Boskiej.
Ten etap prac został ukończony w 1934 roku, w roku następnym wyremontowano
nawę północną, a w roku 1937 mury zewnętrzne kaplicy Świętego Krzyża.
Restauracja Notre-Dame de la Chapelle została ukończona w latach 1949–1951. Ponownie restaurowano budynek w latach
1989-1996, była to renowacja z tych gruntownych. Pracami restauratorskimi
kierował architekt Marcel Mignot. Dziś budynek kościelny stanowi rzadką mieszankę stylu romańsko-gotyckiego i o gotyku.
Oczywiście w środku tyż jest interesująco, choć nie aż tak jak mogłoby być gdyby nie kalwińskie umiłowanie prostoty. W kaplicach bocznych znajduje się interesująca kolekcja obrazów autorstwa Hendricka de Clercka, jest troszki rzeźb, witraży i kościelnego osprzętu.
Chrzcielnica pamięta czasy gotyckiej świetności, pochodzi z 1475 roku. Drewniana statua Małgorzaty Antiocheńskiej pochodzi z kolei z XVI
wieku.
Jest też figura Nuestra Señora de la Soledad ( to z hiszpańskiego tłumacząc na nasze Matka Boża Samotna ),
którą ofiarowała córka Filipa II. To typowe dla hiszpańskiego imperium przedstawienie Madonny okrytej czarnym płaszczem, blisko typu stabat mater dolorosa, Matki Boskiej Bolesnej. Oryginał przedstawień Matki Boskiej Samotnej powstał około roku 1565, od typu Matki Boskiej Bolesnej odróżnia go mniejsza ekspresja wyrazu. Hym... czasem mniej znaczy więcej, na mła ta Matka Boska skamieniała w rozpaczy po śmierci syna zrobiła spore wrażenie. Zresztą nie tylko na mła, belgijski dramaturg Michel de
Ghelderode opublikował w 1941 roku utwór "Sortilèges", w którym przetwarza historię Notre - Dame da la Solitude. Opisuje w nim jak posąg Przenajświętszej Dziewicy przybył z kastylijskimi oddziałami Fernando Álvareza de Toledo, krwawego księcia Alby i jak Madonna została zapomniana we Flandrii, kiedy imperium Hiszpanii opuściło na zawsze obecną stolicę Belgii. Dla de Ghelderode była to ostatnia taka Madonna, wspomnienie po byłej hiszpańskiej prowincji. Dla katolików każde przedstawienie Madonny jest święte, wizerunki mają swoiste życie, opuszczenie świętości w żałobie wzmaga jej osamotnienie spowodowane śmiercią syna. Matka Boża Samotna jest rzeczywiście wyjątkowa, mła się nie dziwi że przed kaplicą w której znajduje się posąg ludzie zatrzymują się na dłużej.
W kaplicach kościoła znajdują się też inne skarby, jest dobra kopia obrazu Petera Paula Rubensa "Jezus przekazuje klucze Królestwa
Niebieskiego Szymonowi, który stał się Piotrem" czy relikwie świętego Bonifacego, vel Vinfrida, apostoła Niemiec, patrona Holandii i Anglii, któren zginął był śmiercią męczeńską z rąk Fryzów, którym nie przypadła do gustu ewangelizacja. Większość świętych szczątków Bonifacego znajduje się w Fuldaer Dom czyli katedrze w Fuldzie ale troszki świętości rozproszyło się na inne kościoły. W Notre-Dame de la Chapelle stoi też cud urody ambona z 1721 roku, która jest dziełem Pierre - Denisa Plumiera, urodzonego w Antwerpii rzeźbiarza uznanego za czołowego przedstawiciela tzw. szkoły brukselskiej. Tematem przedstawień jest fragment z z Pierwszej Księgi Królewskiej - anioł Boży karmiący proroka Eliasza na pustyni. Anioł z tych na których trudno nie zawiesić oka i do tego ta egzotyka. Sklepienie ambony to baldachim rozpostarty pomiędzy palmami. Mła się przyznawa że chodziła kole tej ambony i mlaskała. Dla mła w ogóle kościół Notre-Dame de la Chapelle ma specjalne znaczenie. Nie tylko dlatego że jest kościołem polskiej wspólnoty w Brukseli i swojski napis "Woda święcona" można zobaczyć w okolicach kropielnicy. W tym kościele w roku 1563 wzięli ślub Pieter
Bruegel Starszy, zwany też Chłopskim i Mayken Coeke, córka pierwszego nauczyciela Bruegla, Pietera Coecka van Aelsta. Tu też oboje małżonkowie spoczęli, Pieter w roku 1569 a Mayken w 1578. Obydwoje malowali, choć to Pieter robił w tym stadle za prawdziwą gwiazdę. Mayken najprawdopodobniej malowała miniatury, podobnie jak jej matka, Mayken Verhulst. Breuglowie założyli prawdziwą malarską dynastię, z trojga dzieci tylko córka Maria nie malowała. Dwaj synowie: Helse Bruegel, z polska Bruegel Piekielny, czyli Pieter Bruegel Młodszy i Jan, zwany Fluwelen Bruegel, Breuglem Aksamitnym, byli malarzami wybitnymi. Jedyny syn Pietera Bruegla Młodszego, Pieter Breugel III też był malarzem, podobnie syn Jana, zwany Janem Brueglem Młodszym. Rodzina była spokrewniona z Teniersami, van Kesselami. Kawał historii sztuki stanowią dzieje rodziny Brueglów. W Notre-Dame de la Chapelle Jan Brueghel Starszy ufundował tablicę upamiętniającą rodziców. Kiedyś nad ta tablicą wisiał oryginalny obraz Rubensa.
Na mła spore wrażenie zrobiły wspomnienia po witrażach, kościelne okna są szklone zwyczajnym, przejrzystym szkłem, w związku z czym wnętrze kościoła jest bardzo jasne. Można spokojnie podziwiać szczególiki, jak choćby kapuściane ozdoby kolumn. Do dobra, podsumujmy sobie troszki tę przebieżkę bo brukselskich kościołach. Gotyk brabancki w kontekście historycznych Niderlandów określany również jako gotyk
wysoki, który powstał około XIII wieku, wydawa się mła bardzo podobny do gotyku francuskiego. Znaczy tej jego klasycznej wersji, znanej nam z francuskich katedr. Kościoły budowane były na planie krzyża łacińskiego, z nawami bocznymi, ambitem i wianuszkami kaplic. Zachowany był wyraźny podział wertykalny nawy głównej - filary, triforium ( termin ma podwójne znaczenie, w tym wypadku chodzi galerie grubości muru biegnącą między strefą okien i strefą arkad, w nawie głównej, prezbiterium czy transepcie )
i latarnia ( doświetlenie oknami górnymi nawy czy transeptu ) przy czym bardzo często triforium i okna latarni zachodziły na siebie. W zasadzie W Brabancji budowana była tylko jedna wieża zachodnia ( wyjątki stanowią budowle w Antwerpii i Brukseli ). Jak już były wieże to były masywne, często podpierane w rogach przyporami. do wznoszenia budynków używano kamienia naturalnego. Różyce nad portalem głównym występowały z rzadka, najczęściej wstawiano zamiast nie ostrołukowe okno. W architekturze świeckiej najczęściej po gotycku budowano ratusze. ie budynki również nawiązywały do religijnych skojarzeń, miewały kształty zbliżone do
relikwiarzy z wieżyczkami bocznymi i bardzo bogato zdobioną fasadą.W ogóle w gotyku brabanckim zdobiono na bogato. Nie tylko rzeźby, wieżyczki, balkony, sterczyny, pinakle i gargulce, bardzo charakterystyczne było wykończenie okrągłych kolumn głowicą z wyrzeźbionymi liśćmi kapusty.
No i to by było na tyle. Może co najwyżej jeszcze nadmienię że nie ma szans na szukanie w ww. kościołach Brukseli tego charakterystycznego wilgotno kościelnego zapaszku, snującego się po starych świątyniach. Budynki kościelne są ogrzewane, co i raz człowiek czuje powiew ciepłego powietrza. Grzybków na ścianach nie widać, zacieków od witrażowych okien też się nie uświadczy, sucho i ciepło i jakoś tak mało nastrojowo w związku z tym. Tylko w Notre-Dame de la Chapelle mła się jak w starym kościele poczuła, katedra i Notre-Dame des Victoires du Sablon bardziej mła przypominały muzea. Zresztą tak po prawdzie to częściej wykorzystywane są jako obiekty do zwiedzania a nie świątynie, znak czasu. Jeżeli Was kiedyś zaniesie do Brukseli to mła namawia Was do wstąpienia do tych miejsc, które ją urzekły, warto. Sakralne wycieczki zawsze wzbogacają duchowo, choć często inaczej niż sobie umyślili twórcy katedr i kościołów. Szczególnie polecam Wam inspekcję kościoła Notre-Dame de la Chapelle, trza odwiedzić Bruegla.
Te zakichane boty!
OdpowiedzUsuńCzytasz sobie i oglądasz przepiękne zdjęcia, mrużąc ślepia, bo wzrok już nie orli, a tu w komentarzach nasrane.
Zadziwily mnie znaki drogowe na witrażach, ale wysiłkiem intelektu pojęlam, że to jakieś herby są.
Drugą połowę wpisu zostawiam na później.
Mła właśnie rozpoczęła zwalczanie dziadostwa. Googlowaty z tymi swoimi zabezpieczeniami i "innowacjami" powoli zaczyna wszystkich wkarwiać, może w końcu mu porządnie przyłożą.
UsuńA gdzie cudny miecz ognisty i kapusta na kolumnach? Kapusta może zresztą i jest, na strajtfoniku nie wykrywam.
OdpowiedzUsuńTen brabancki gotyk rzeczywiście jest prawdziwie koronkowy, godny miasta i zachwycający. Udowodnilaś😀.
Tak dodatkowo, to nasunęły mi się po raz kolejny myśli że w temacie świętości świętych to straszna sprawa z ich szczątkami, szatkowanie godne barbarzyńców, podobnie kradzieże i sprzedaże. Fuj, fuj i jeszcze raz fuj, Jakby nie dość świętym było że poważna część z nich ginęła w mało przyjemnych okolicznościach. Ziemska kara za świętość.Równie mało mnie zachwyca serce Mickiewicza i mózg Einsteina, kara za wybitność.
Władcy tyż nie mieli lekko, te obgotowywania kości. Niektórzy święci mieli szczęście w nieszczęściu, znaczy jak wystawiali na widok publiczny to w woskowych maskach. No ale nie wszystkim się udawało, stąd czerepy w klejnotach i pierścianki na kościach dłoni powiązanych drucikami ze szlachetnych metali. Sam wdzięk i urok. Do tego wszystkiego te opowiastki o godności zmarłego, poszanowaniu zwłok i wogle. Przedziwna jest ta dychotomia - chrześcijański obowiązek pogrzebania zmarłego i handelek jego szczątkami. Za tymi wyrwanymi sercami i mózgami w słojach stoi magia, nie należy dać się zwodzić opowieściami o naukowych badaniach.
UsuńMiecz ognisty widoczny, kapusta troszki słabo uwidoczniona. Kajam się. ;-D
Miecz znalazłam, nie tam gdzie szukałam, nie mogłam pojąć dlaczego cud anielskiej urody ma miecz w kształcie kamola vel bochenka chlebka. Wersja scyzorykowa/sprężynowa i składa się tak?🤣🤣🤣🤣.
UsuńCzy miecz ognisty znajduje się w ręce faceta płynącego łodzią?
UsuńW ręce faceta płynącego łodzią wraz ze złodziejką Beatrijs Panią na Małym Kiju jest ster. Chleb jest do dokarmiania proroka Eliasza, znaczy inszy cherubin. Ten co robi za wykidajłę to parę fotek wyżej. ;-D
UsuńA może pani matka Jezusa w rączce trzyma ten kij znaczy stocxken?
UsuńBo kiedy z rana oglądałam te zdjęcia wew łożu na telefonie to doprawdy nie zauważyłam, że to Madonna z dzieciątkiem i kijem, tylko żem myślała, że to dziadyga św. Krzysztof. Takam ślepa.
He, he, he, może wzorem Kocurrka powinnaś Agniecho do oczkologa się udać? Mały kij to chyba berło jest.
UsuńMam 3 pary okularów. Nie wybieram się do okulisty.
UsuńHym... mła to ma Okularię, której gruby tyłek przesłania mła obecnie pół ekranu. Rzeczywiście, na to oczkolog nie pomoże. ;-D
UsuńZdjęcie nr 18!!! Co to jest??? Zając, w którego walnął granat?
OdpowiedzUsuńTo przy schodach? Stawiam na bardzo ale to bardzo barokową ambonę. Taką w kształcie drzewa z siedzącym na nim ptaszorem typu orzeł. Miecz ognisty jest dwie foty wyżej. A ja szukałam go na focie dwunastej licząc od dołu posta, może dlatego że ten anioł dla mnie przystojniejszy🤣. A czternasta od dołu fota też pokazuje kawałek czegoś rozbuchanego barokiem, palmy, widzę palmy🤣
UsuńNie żaden zając tylko orło - papagaje Agniecho. Te palmy to Romi od tego przystojniejszego anioła. ;-D
UsuńJeżu, a ja to w srajtku oglądam. Dziecię me Starsza znaczy się, bywszy sylwestrowo, po łebkach , ale zwiedzila parę miejsc. W zasadzie bedac u niej mielibyśmy blisko,żeby śmignąć, no ale kot, z kotem cieżkawo,żeby go zostawić na dlugo .
OdpowiedzUsuńMła cóś na temat śmigania z kotami w tle wie. Mła już teraz ugaduje Cio Mary żeby troszki z pociechami posiedziała. Najgorsze że pociechy strasznie Cio Mary po głowie jeżdżą, po tych mla wyjazdach są rozbisurmanione co cud. Mła postara się do następnego wpisu krajoznawczego zdjątka ze szczegółami znaleźć, tak żeby w srajtku tyż cóś zobaczyć.:-D
UsuńMoże w wolnej chwili zasiędę do kompa i oglądnę jak człowiek😀
OdpowiedzUsuńZdjęcia świetne nie są ale co wincyj pikselów to wincyj pikselów. ;-D
Usuń