Wielebny Joseph Pemberton wyuprawiał tę odmianę hybrydowej róży piżmowej w 1918 roku. To mieszaniec polyanthy 'Marie Jean' z różą herbacianą 'Perle des Jardins'. Krzew w optymalnych warunkach osiąga około 150 cm wysokości. Ma w miarę odporne na choroby ciemnozielone wydłuzone liście. Kwitnienie zaczyna jako pąk w kolorze morelowo - żółtym, w miarę rozwijania się kwiaty o 17 - 25 płatkach zmieniają kolor na jasno kremowy. Kwiat ma niewielką średnicę, około 4 - 5 cm i nazwijmy to nieuporządkowaną budowę róż z dużą ilością chińskich genów. Zapach od razu daje nam do zrozumienia że mamy do czynienia z różą piżmową, tej woni nie da się pomylić z żadną inną różaną "perfumą". 'Thisbe' zalicza się do tych bardziej wytrzymałych "piżmowców", znosi z godnością strefę 6b. Jak przystało na różę piżmową kwitnie tzw. uderzeniami przez cały sezon. Tej odmiany nie należy mylić z różą którą wyhodował Louis Noisette w roku 1820 ( choć o tę noisettkę toczył się nazwijmy to, lekki spór, pomiędzy Vibertem, Lafayem a Noisettem - synonimy, sporty, te sprawy ). Mieszaniec noisette nie nadaje się do uprawy w naszym klimacie. Tak po prawdzie to nawet nie wiem czy owa pierwsza 'Thisbe' dotrwała do naszych czasów. Krzew niby był "very vigorous, very thorny" ale mieszańce noisette to bardzo delikatne róże, nawet w cieplejszej znacznie od Polski południowej części Wielkiej Brytanii potrafią niemile zaskoczyć ogrodników którzy je uprawiają. Na szczęście 'Thisbe' Pembertona nadaje się do uprawy w mieście Odzi. Co prawda tegoroczne upały nie pozwoliły jej pokazać się z najlepszej strony, znaczy kwiaty rozwijały się błyskawicznie i niemal schły na krzewie a zapach jeszcze silny o świcie już o poranku stawał się ledwie wyczuwalny ale jednak zakwitła i całkiem nieźle przyrosła. Zainteresowanym ćwierkam że róże piżmowe przycina się przy końcu zimy ( oszczędnie - raczej formuje się krzew niż "po różanemu" za którymś tam oczkiem przycina ). 'Thisbe' jest odmianą kolekcjonerską, przynajmniej u nas. Do ogrodu mła trafiła dzięki pani Małgosi Kralce.
ŚLiczna. Ciekawa jestem na jakiej zasadzie one zmieniają kolor płatków, jak przebarwianie się liści na drzewach? Ja mam różową, która właśnie zmienia kolor w fazach swojego kwitnienia. Kiedyś miałam żółtą, która na koniec zamieniała się w różową. Nie zapisałam sobie jej nazwy a chętnie bym ją znów u siebie posadziła :) U mnie róże są kupowane z przypadku.
OdpowiedzUsuńMyślę że proces może być podobny, szczególnie w przypadku tych róż zmieniających kolor na różowy. Insze po prostu płowieją w wyniku rozkładu barwników pod wpływem światła.
UsuńNo u mnie kupowanie z przypadku różanych krzewów już jest przeszłością, Ogród miejski z gumy nie jest, niestety. To wymusza ograniczenia a co za tym idzie przemyślenia nasadzeń. :-)
Moje ukochane kwiaty to róże. Cudowne kwiaty. Cudownie wyglądają i pachną tak,że czasem aż zapiera mi dech w piersiach. Super blog. Zapamiętam go. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńWitam w moich blogowych progach. Blog jak blog, w zasadzie niby ogrodowy ale czasem się mnie ulewa na różne inne tematy. Co do róż - zaczynam znów snuć niedorzeczne plany. Naprawdę niedorzeczne bo ogród słabo rozciągliwy.;-)
Usuń