sobota, 28 grudnia 2019

Codziennik - międzyświątecznik


Mła  przeżywa  zadziwienie    charakterem  Mrutka,  Mrutek  niby  kot  ale  jakby  całkiem  psi. Przede  wszystkim to  jego  bieganie.  Hym... to  nie jest  ten  szybki  a  elegancki, cichy bieg,  kocia  sylwetka sunąca  w  przestrzeni zwinnie i  celowo. Mrutek  biega jak  młody labrador, głośno  i  ciężko, cud  że  mu  uszy  nie klapią.  No  wiecie, poruszanie się   skokami i  jeszcze  do  tego  otwarty  pyszczek.  Zabawy  Mrutka  z  mła tyż  nie  przypominają  zwyczajnych kocich karesów.   Mła  na  ten  przykład  go  leżącego pogłaskuje  a  on  postanawia  podgryźć jej rękę, delikatnie, zabawowo. Kładzie  się na  grzbiet i udaje że obrabia dłoń  mła  zębami.   Normalnie  w  kocich  zabawach  jest tak że  podczas  podgryzań  na grzbiecie włącza  się  tylne  łapki (  rozdrapywanie ofiar, he, he, he ) ale  Mrutek stosuję  tę  taktykę   bardzo  rzadko  i cóś  niechętnie.  Mruczy, ślini, podwarkuje, całą  główką wykonuje ruchy ale pazurów przednich  łapek   nie używa (  na  szczęście  )  i  tylnych łap  tyż  nie.  Mła  rozmawiała sobie z  Mrutkiem  w  związku ze  spsiałością  jego  charakteru i  nawet  wyraziła  przypuszczenie że   kocia matka  Mrutka  musiała  się  "zapatrzeć"  na  jakiegoś  dużego  psa, któren  latał  po  okolicy.  "Madka pieprzysz!"  rzucił  jej  króciutko  Mrutek  znad    kapcia, którego właśnie  był  zaciekle obgryzał. Taa... dobra, niech  będzie -  Mrutek  to  typowy kot, zachowujący  się jak przystało na przedstawiciela  gatunku Felis catus. A  madka  to  ma  zwidy  i  się  czepia.  Zamiast  Mrutka  na  spacer porządny  zabrać  i  cóś  fajnego  mu  porzucać tak  żeby  mógł przynosić  to jej  w  pyszczku.

Mamelon i  mła  zakupiły  z  okazji  świątecznych  promocji bilety lotnicze  do  Rzymu.  No  i one  są  teraz obkupione  we  wszystkie  potrzebne  im  na  wojaże   bilety. Tak  szczerze  pisząc  to za  ostatnią kasę  Mamelona i  dopożyczoną  od  Sławencjusza ten  zakup  był. Takie  kupowanie  biletów na  parę  miesięcy  przed  wylotem  daje  szansę  na  przyoszczędzenie troszki  grosza.   Niby  spontaniczne  last  minut  może  być  tańsze  ale  Mamelon i mła  są panie  starsze  i trudno  im  odkryć urok  lotu  za  złotówkę na  kawę  do  Amsterdamu czy  lotu  do  Londynu na jeden  dzień (  czytaj  pół  dnia ), a  tak często  wyglądają czasowo te  słynne  promocje lotnicze  czyli  dopchnięcie pasażerów coby  statystyki ładnie  wyglądały.  Jak  lecisz na  dłużej to  musisz  nieźle  w  ofertach  grzebać  i  naprawdę polować na  korzystne  ceny.

Mła   przyznaje  że Mamelon i  ona  się rozbisurmaniają i  coraz  częściej zaglądają w  tzw.  oferty  egzotyczne.  Mamelon  co  prawda  protestuje  (  na  szczęście  słabo  )  przeciwko lotom  trwającym  powyżej  ośmiu  godzin ale  mła ma  opracowany  system zapobiegania  zakrzepicy  i   Mamelon wie że  zagrożenie  wyjazdem  do  Miami  albo na  Mauritius jest  realne. Trza  zebrać  nieco kasy czyli  nie  szaleć  z  zakupami  dla  się (  rozsądny  człowiek  ma  dwie pary  butów  na  sezon ), popracować   nad  sobą (  zdrowie ) i postarać  się obejrzeć   choć kawałek  świata. W  czasach  młodości  Mamelona  i mła  to  można  było co  najwyżej   do Bułgarii pojechać, skądinąd egzotycznej, za  dalsze kawałki  świata częstą  ceną  było kablowanie a  to  nie była i  nie  jest  waluta którą  Mamelon  czy  mła  chciałyby  płacić. Komuna  uziemiła  Mamelona i mła  w  młodości  to  one  sobie  teraz odbijają. Mamelon miała  raz  wizję  jak obie stareńkie z  chodzikami łazimy po pacyficznej  plaży i oby  to  była  wizja  prorocza!



Jak  na  razie  te  zakupy  biletowe to jedyne  trofea  ze świątecznych  polowań. Poświąteczne  wyprzedaże się   naprawdę  jeszcze  nie  rozkręciły  tak jak  mła  lubi (  znaczy  nie ma  przecen 50% -  75% ) i mła  jak  na  razie sobie  odpuszcza szaleństwa  nabywcze.  Tym  bardziej  sobie  odpuszcza im  bardziej  sobie  przypomina  własne  zobowiązania i gryplany  podróżne. Zresztą mła  pomna  zeszłorocznych poświątecznych  szaleństw  ludzkich w sklepach, cóś się  nie  pali do przebywania w  dzikim  tłumie, który  dyszy  chęcią wykupienia  czego  się  da  po  obniżonej  cenie.  Mła  polezie  jak  się  przewali, tym  bardziej  że ona  kupuje  rzeczy które  nie  cieszą  się  jakimś  straszliwym  powodzeniem (  jest  pewną  tajemnicą  dla  mła  dlaczego  ludzie  rzucają  się  najbardziej  na  największe  paskudności, znaczy  takie  przy  których  nawet  kiczowate i  ohydkowate  bombki mła są wysmakowanym  szczytem  wyrafinowania ).


Pogodowo  jest  dodupnie  mimo  tego  pseudośnieżku który  robi  za "zimową okrywę".  Śnieżna  kordła cóś za  krótka, nawet  koty  wzgardziły  zabawami na  tym niby  śniegu. No  cóż, taki mamy  klimat że  dzisiejszy   śnieżek  to  bardziej  ersatz  niż  ten  białych  puch  z lutego  tego  roku. jednak  zawsze  to lepsze niż  ta  mżawa  która końcówkę  grudnia uczyniła ciężko znośną (  Małgoś  - Sąsiadkę  bolały   "wszystkie  protezy",  Cio Mary   podłamało a  Ciotę  Elkę  wykręciło w  jednym  miejscu ).  Z tej  dodupności  mżawkowej naszej  cooleżance  Lucy udało  się  solidnie połamać.  Ptoszkom  szła zanieść  przedświąteczne  papu, bowiem  zamierzała  wraz  z  rodziną   wyjechać  w  góry.  Zamiast tego pojechała  jednak  do  najbliższego  szpitala a  dziś ją, ofiarę  mżawki,   kroją bo  złamanie  było  z  przemieszczeniem. Ech...  to  dopiero   były  święta!  Dobra, jednak  patrzmy  optymistycznie -  złamania  się  zrastają a okres  świąteczny  nadal  trwa, do  Trzech  Króli  jeszcze  daleko. W  związku  ze  związkiem  mła zapodaje  Wam  kolędę  dzieciństwa (  mła  jako  czterolatka  wypiskiwała   piosenki  Skaldów ) i  moja  ulubioną  piosenkę  o  tym  jak  poradzić  sobie  w  życiu kiedy  człowiek  nijak  nie  czuje  chęci  do pracy. Hej, góralskie  to  rytmy, z  dedykacją  dla  uszpitalnionej  Lucy.


18 komentarzy:

  1. A mnie się nawet nie chce podróżować. To i na dyrektora się nawet nie nadaję. Wczoraj wyciągnęłam z półki "Odyseję" i na razie czytam sobie wstęp, który też bardzo lubię. Ale zaraz, zaraz, Odys zacznie podróżować a ja po cichutku, razem z nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła się ustanowiła dyrehtorką domu, kontrkandydatów do stanowiska spławiła za pomocą miąska i obecnie dyrehtoruje na wyrku. Mła tyż na razie podróżuje głównie w wyobraźni ale przyjdzie młoda wiosna to się wypuści. Mła potrzebne jest takie oderwanie podróżne od codzienności. :-)

      Usuń
  2. Trafiłam wczoraj... albo przedwczoraj (nie pamiętam) na stoisko poświąteczne i kurcze, oglądałam, a jakże, żałowałam, że zamiast latać przed świętami po innych sklepach nie przyjechałam do tego i z takim postanowieniem na następny czas przedświąteczny wyszłam, ale wcześniej, tak oglądając wiele ciekawych ozdób ciągle powracała myśl do mnie, że to już po czasie. Ty lubisz wyprzedaże poświąteczne... aż się zastanowiłam nad tym. Sama lubię wyprzedaże sezonowe ciuchowe bo to co kupię po sezonie jesiennym założyć mogę już wiosną itd ale o ozdobach świątecznych jakoś nie myślę w takich kategoriach... hymmm...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zacznij Agatku, ceny zmniejszone o połowę albo i o trzy czwarte to radość dla kieszeni czyli jak najbardziej rozumne zakupy. Płacisz rzeczywistą cenę, zapewniającą normalny zysk i nie dajesz się wkręcać w nienormalność przedświąteczną. Co z tego że w przyszłym roku pojedziesz na właściwe stoisko kiedy ceny bombek mogą okazać się zaporowe. Około 2 - 6 stycznia ceny bombek w niektórych sieciach lecą na łeb na szyję i to jest właściwy czas na robienie bombkowych zakupów. :-)

      Usuń
  3. Roslinki w lerla i ozdóbki już przeceniają.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mrutek faktycznie wykazuje zpsienie,a to niespodziewajka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Mrutka jest "rablador"! ;-) Mła też zaobserwowała pierwsze przeceny w granicach 15% - 30%. :-)

      Usuń
    2. Moja kota też jest psem. Ale dla równowagi mam psicę o kocim charakterze.

      Usuń
    3. Mrutek niedługo zacznie żądać klepania po zadku i ciamkania "Dobry piesek!". Taa... byle tylko nie zaczepiał innych ( prawdziwych ) psów. :-)

      Usuń
    4. Jeżeli sika nie podnosząc nogi tylnej, to chyba jest kotem.

      Usuń
    5. Sika jak suczka! W końcu jest kastratem. ;-)

      Usuń
    6. Moja suka sika jak pies ( ale i jak suka ). Jest obojnakiem?

      Usuń
    7. Może ona jest czecia peć czyli niezdecydowana ( obojnactwo to taki przygnębiający termin )?

      Usuń
  5. Byłam w owadzie w piątek i kupiłam na klipsach, ala kwiaty, rozety na choinkę, dwa w cenie jednego. Do lerła się wybieram, będę polować na tkaninę do obicia mebli, ale nie teraz, bo pustka w kieszeni, przy kuracji Gutka i przez nowe opony...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogusiu, w kwestii materiałow podpytaj Tuv, ona wszak u źródła.

      Usuń
  6. Ja tyż mam kruchość finansową ( choćby Mamelonu muszę kaskę zwrócić za bilety ), koty szczęśliwie nie chorzeją ( tfu, tfu, tfu! ) ale zobowiązania wobec Lekstrycznego, tzw. zwyczajne rachunki które czekają mła w przyszłym miesiącu, każą czekać na naprawdę solidne przeceny. :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Prad u mnie nawet super, bo mam nadpłate i dopiero w marcu mam termin, za to ubezpieczenia akuratnie w styczniu trzeba wznawiać, sie zatem nieco wyrowna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła sobie przyobiecała oszczędność i nawet jej się udaje. Koty za to nic o oszczędzaniu słuchać nie chcą, wymagania jak u XVIII wiecznej arystokracji! ;-)

      Usuń