Mła sprtząta ale tak fragmentami. Co sobie usprzątnie to ją ściąga w okolice kuchennego stołu na którym wykonuje świąteczne ustrojstwa. Bo tak po prawdzie to wcale mła się sprzątać nie chce, mła się chce tylko bombkować, gwiazdkować i bawić szklanymi zabaweczkami. Hym... mła znów jest na poziomie dziecinnego pokoju, cóś jakby zestarzała się z pominięciem fazy dojrzewania. Sprzątanie nie działa na nią uspokajająco, porządki są dla niej za mało twórcze. Poza tym porządkowanie niesie ze sobą różne ryzyka, np. porządkowanie w okolicach biblioteczki jest bardzo niebezpieczne. Książka w łapie, kartkowanie, zainteresowanie tematem lektury i tak się jakoś robi przerwa w porządkowaniu. Kurze się dalej kurzą a mła sobie czyta powieść "Huzar na dachu" albo przegląda rocznik pisma "Bluszcz" z 1927 roku. Bardzo, bardzo niebezpieczne są porządki biblioteczne, trza mieć wolę ze stali żeby tak bez zaglądania w kartki, na ślepo tą ściereczką półki z książkami solidnie odkurzać ( znaczy wyjąć knigi, półkę umyć i wytrzeć, następnie odkurzyć książczyny, ustawić ) i ani razu do żadnej nie zajrzeć. Mła podchodzi do odkurzania biblioteczki jak pies do jeża, z respektem.
Co do mycia okien to w mieście Odzi mycie okien zimą jest syzyfową pracą. Przynajmniej w okolicy mła. Sąsiadka Ola umywszy swoje okienka onegdaj ( w przestarzałym znaczeniu czyli przedwczoraj ) a dziś psioczyła. Tak piętrowo psioczyła. A przeca dzień za dniem ciepłe, deszczu nie było. Ha, ale była mgła! Mgła miejska jak się patrzy i cud białe okienne ramy znów pożółkły a i na szybach jakby złotawy filmik się zrobił. Mła oglądała ściereczkę którą sąsiadka Ola dziś przecierała szyby i kiwając ze zrozumieniem i jednoczesnym potępieniem głową - mła tak potrafi - wysłuchała narzekań na jakość tego czym oddychamy, oraz gróźb ciężko karalnych pod adresem "onych". Mła już i tak na "onych" narzeka, okna myła cóś tak na jesieni i da sobie spokój z ich czyszczeniem aż do końca sezonu grzewczego. Po co ma się denerwować i narabiać bezskutecznie, nastroju świątecznie radosnego sobie tym sposobem nie załatwi.
Za to może sobie załatwić przeziębienia albo co. Mamelonu na ten przykład zrobiło się zapalenie oczka, nie żeby jej odpadło jak temu misiu ale boli i sprawa jest dość upierdliwa ( szukanie okulisty, jazdy po zatłoczonym niemiłosiernie mieście, kropelki itd. ). Tatusia z kolei bolą zrosty pooperacyjne ale Tatuś gra twardziela i postanowił nie dopuścić do siebie medycznych ( "Medycyna?! Medycyna?! Przez 1000 lat konowały głównie krew upuszczaly a teraz to tomografy - srafy! A skąd ja mam wiedzieć że ta nauka dziś to nie zabobon jutro? Nie nudź dziecko!" ). Jak w okolicy mła kwękają to ona nie może powiększyć grona kwękających, a przy myciu okienek łatwo sobie zrobić gugu. Świąteczne szorowanie ram i szyb zatem odpada w przedbiegach z powodu bezskuteczności i możliwości narażenia cennego zdrówka. Mła ma znaczy wymówkę i to taką porządną.
O wiele milej niż latać ze ścierą jest wyciągnąć z głębin szafy pudełka z bombkami i pobawić się w ubieranie gałązek a nawet podjąć temat chujinki. Przy okazji przeglądu wieszadeł choinkowych można wypróbować jak słynny bałwanek w kuli będzie wyglądał na pobielonym ( ze srebrnym prześwitem ) postumenciku i czy ta chromo - niklowa powierzchnia pociągnięta białą farba nie zrobi się cóś jakby bardziej szlachetna. No i można sobie radośnie przypominać przeszłe ustrojstwa świąteczne, prezenciki bombkowe i przede wszystkim ofiarodawców tych prezencików. Same miłe sprawy, żadnej nudy typu " A teraz jeszcze te kafelki octem przelecę." Mła by sobie mogła bombkować wyczynowo, bardzo lubi to robić bo czynność jednocześnie działa na nią stymulująco i uspokajająco ( taki przedświąteczny paradoks odczuciowy u mła się robi, przed wszystkimi świętami z okazji których w zwyczaju jest szykowanie ustrojstw, mła tak ma ). Mła wie że i w tym roku otrzyma w prezencie cóś "na chujinkę", a poza tym już się szykuje do poświątecznych polowań na bombki, pod tym względem jest niepoprawną zakupoholiczką. A teraz mła się bierze do najważniejszej dekoracji - chujinka będzie ubierana. We wszystkie ohydne źwierzątka, które czekają na swoją wielką chwilę w pudłach! A tak w ogóle to muszę kupić nowe pudła na bombki. Profesjonalne, he, he, he!
A jak zrobiłaś te błyski i cienie na ścianie koloru czekoladooberżyny?
OdpowiedzUsuńKedyś, kedyś, jak była wielka przecena bo zamykali przed remontem i powiększeniem lokalu "Home and You" to mła wyczaiła tam cud firaneczki kulturalnie przecenione o całe mnóstwo procent. Pokazałam je nawet na blogim ale nie pamiętam kiedy to było. W każdym razie firaneczki w słoneczne dni robio pokazy typu światło a koty zapewniają dźwięk i wdzięk. Firanki są tak miłe dla oka że nawet słodkiej pamięci Felini ich nie niszczył, wolał motylki naścienne śledzić. Takie to są pożytki z przecen sklepowych ( tak nawiasem pisząc to te firanki nie cieszyły się specjalnym powodzeniem u klientów, srebła i błysków nie majo ). :-)
UsuńFantastyczne ozdobniki świąteczne. Ja też nie lubię sprzątać biblioteczki, bo też kończy się czytaniem.
OdpowiedzUsuńMła ma takie napady od czasu do czasu że od porządków np. bibliotecznych cudem oderwana ( czyli od lektury ) upieprza świątecznictwo. Może za to w przyszłym roku zrobi sobie pauzę bombkową i skupi się na czymś innym. Mła ma takie fale uświąteczniania które ją zalewają a potem odpływają. Były takie lata że w ogóle sobie bombkowanie odpuszczała, wiadomo koty , brak ochoty albo co inszego ja interesowało. :-)
Usuń