Jak na razie to mnie boli rachunek za wodę i ścieki, cóś podejrzanie dużo. Oby to żadna dziurwa ruły nie zniszczyła, działania sprawdzające muszę podjąć. Mamelon ma doła, ja mam doła, Małgoś - Sąsiadka ma wysokie ciśnienie, Ciotka Elka i Cio Mary cierpią na nadaktywność ( inaczej objawianą ) a Lalek ma pchły urojone ( dostał je na widok Rudego podżerającego na parapecie za oknem żarcie dla dzikich kotów - nieustannie Lalentego Hedoniusza muszę iskać, mimo tego że od pcheł futro wolne a przez szybę kontakt z Rudym to tylko był foniczny ). Mam nadzieję że reszta sobie nic nie uroi bo w odpowiedzi na tzw. potrzeby musiałaby mi wyrosnąć trzecia ręka na brzuchu. Za oknem jak na razie spokój, oczekujemy na Dietera czy jak mu tam ( osobiście wolałabym Marlenę albo Helgę ). To że spokój nie oznacza bynajmniej że jest przepiąknie czy cóś - wszawo jest.
Polazłam do pierwszego otwartego w styczniu netowego sklepiku z nową ofertą - oglądałam tzw. rarytety. Oko mnie się zaczepiwszy o Pteridophyllum racemosum, taką japońską kruszynkę porastającą liściaste lasy, no podszyt znaczy i o masę epimediów. Polookałam, polookałam i postanowiłam sobie rarytety odpuścić - za mało cienia mam na ich stanowiska. Drzewa muszą trochę podrosnąć, nie ma zmiłuj. Potem polazłam do Szewczykowa i wyhaczyłam szałwię lekarską o białych kwiatach, taka w sam raz do upchnięcia na przyszłej Suchej - Żwirowej. No i paprotniki mi w oko wpadły, to fajne paprocie, nie potrzebują bardzo wilgotnego podłoża i "poprawnie" rosną w półcieniu. Ponieważ dalej było mi mało poshoppingowałam do sklepu z pnączami. Hym... ciekawe jakie szanse ma na przeżycie w naszych warunkach Clematis armandii? Może takie jak rarytet drzewkowaty z tego sklepu - Sassafras albidum, choć drzewku dawałabym większe szanse. Sasafras do tej pory kojarzył mi się z Luizjaną i kuchnią kreolską ale drzewo porasta też w południowej części stanu Maine, więc nie jest aż tak bardzo ciepłolubne. To ładne "dżewko" o dużych liściach, pięknie się przebarwiających jesienią. U nas będzie znacznie niższe niż w warunkach naturalnych, bardziej krzewiaste niż drzewkowate. Sasafras pasi do ogrodów dendrologicznych ale nie jestem pewna czy każdy ogród naturalistyczny zniósłby sasafrasego. On jest jednak troszki egzotyczny. No i to przebarwianie! Jako obcująca na co dzień z ambrowcem odmiany 'Gumball' przestałam być ciężko wierząca, wizja jesiennego "trzymania" przez sześć tygodni przebarwionych liści jest dla mnie równie odległa jak te siedemdziesiąt sześć hurys z mahometańskiego raju. Owszem 'Gumball' trzymał dzielnie niemal wszystkie swoje liście do grudnia, były piękne, z lekka tylko podmarznięte i jadowicie zielone! Sceptycyzm znaczy we mnie istnieje co do jesiennej orgii kolorystycznej w wykonaniu sasafrasa. Z drugiej strony egzot pasiłby do mojej grandiflorki, znaczy zimozielonej magnolki ( ksywa "Fikus" ). Taa, tylko cypryśnik błotny walnąć w oczko wodne i mam bayou. Może przy następnej wizycie sprawdzającej ofertę pozostanę na stronie oferującej powojniki włoskie. Chyba będzie bardziej bezpiecznie dla Alcatrazu. I to by było na tyle po wstępnej przebieżce po netowych szkółkach.
A teraz obabrazki ilustrujące - Claire Basler jest absolwentką l'Ecole Nationale des Beaux-Arts w Paryżewie. Nazywam ją Klarą od błogosławionego kwiecia . Wicie rozumicie, tych delikatnych kwiatowych osobowości rozrzuconych na srebrnych i złotych tłach. To sztuka dekoracyjna, Claire maluje ściany domostw, panele itd. Mamelon jest jej zagorzałą fanką. Claire podobnie jak Mamelon i ja jest już nieźle rurowata, może dlatego jej prace do nas przemawiają. Mieszka i pracuje w Chateau de Beauvoir, miejscu gdzie ogród zajął wnętrza domu - dosłownie. Poniżej zestawy z różykiem, dla Mamelona to zestawy szczytujące, he, he.
A ja tak w trawiastych klimatach, choć nie do końca pastewnych. Też jest kwiatowo ale nie calkiem ogrodowo.
Piękne portrety kwiecia.
OdpowiedzUsuńSkąd Ty bierzesz takie cuda, przy każdym wpisie coś wyjątkowego wizualnie...
Wciskam tych artystów poprzez ściągactwo na granicy podkradziejstwa i promuje do upadłego. Mam wrażenie że tyle jest tego wizualnego dobra tonącego w powodzi pinterestów i takich innych zbieranek że ludzie przestali zauważać indywidualne podejście twórcy do tematu i jakoś te prace nikną. To może nie jest Wielka Sztuka ale to jest sztuka przyjemna, robiąca mi dobrze. I dlatego się nią dzielę, piejąc ma cześć Claire Basler.
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny przekonuję się że ja jednak trawiasta jestem ;). Te dwa ostatnie obrazki z wielką przyjemnością oglądałabym u siebie na ścianie :)
OdpowiedzUsuńTrawka nęci ( jaka radosna dwuznaczność mnie się nasunęła, he, he ).;-)
UsuńMoże więc warto spróbować przy nękających człowieka dołach ;)
UsuńTrawka wzmaga apetyt a to nie jest pożądane w moim wypadku. Przytrawie, pojem a potem będę musiała w lustro spojrzeć i znów będę miała doła. Tym razem z powodu konieczności zakupienia kółek pod brzuchol i stelażu pod biust.:-/
UsuńTwoje opisy są barwne a pomysły przednie :). To ja chyba muszę spróbować bo M mówi że niedługo kości będą klekotać ;)
UsuńNie przesadź bo będziesz ćwierkać jak nakręcona, a potem dokonasz pogromu w lodowce.;-)
UsuńMalarstwo Clair zdominowało Twój post, niestetyż. Gdzieś już ją widziałam, jest zachwycająca! Znaczy jej malarstwo. Takie zwiewne i uspokajające. I niedościgłe:(
OdpowiedzUsuńClaire ofkors.
OdpowiedzUsuńPewno w jakichś pismach o wnętrzach albo innym "dizajnerstwie" Klarę naszłaś. Klara bardzo me gusta.:-) Niech dominuje dominatorka jedna!
UsuńKlarę już kiedyś znalazłam, chyba, kojarzę te jej trawy, powoje i pasternaki zestawione w jakimś wnętrzu z więdnącymi naturalnymi roślinami, prawda?
OdpowiedzUsuńSasafrasa nie kupuj może jednak, u mnie zdechł był.
Dobrze kojarzysz!:-) Sasafras odfruwa z listy zakupowej, ja ku Ciebie nie zdzierżył to u mnie padnie na bank.
Usuń