Post się narodził z zakręcenia - znaczy Megi w swoim poście ogrody bez granic- Findlingspark Nochten zadała przemyślenia na temat "Tryndy długofalowe w ogrodnictwie ogólnym i szczególnym" a ja ciężko wkurzona na politycznych ( co ja mam z tej całej grandy budżetowej? ) polazłam się odstresować do netowych szkółek i natychmiast natknęłam się na egzoty. No i mnie olśniło - tryndy są dwa, przeciwstawne. Z jednej strony pojawia się oferta mnóstwa roślin jeszcze nie testowanych w europejskich warunkach lub też słabiutko przetestowanych, które mogą być tworzywem ogrodowym dla projektantów czy takich zwyczajnych ogrodników. I jakby w odpowiedzi na ten zalew nowych roślin z różnych stron świata całkiem spora rzesza ogrodniczej braci zaczyna sobie zadawać pytanie "Po cholerę odkrywaliśmy Australię czy tam inne Borneo?". Grupa naturalistów preferuje nasadzenia z roślin "zapłotowych" czyli takich występujących w naszej dziczy. Oczywiście nasza dzicz też skażona przybyszami z innych części świata tylko że przybysze już zdążyli wrosnąć w krajobraz, dokonać szkód, zająć te nisze i w ogóle najlepiej o tych obcych zapłotowych nie wiedzieć . Oba tryndy w wydaniu ekstremalnym są ciężkie do strawienia, bo ekstrema tak majo. Sadzenie na siłę egzotów, uporczywa ich uprawa z pominięciem wszystkiego innego zielonego co tylko ma coś wspólnego z miejscem w którym istnieje ogród i wyłączne sadzenie gatunków rodzimych w przekonaniu że zatrzyma to ekspansję gatunków obcych i nie zmieni stanu środowiska ( mrzonki - panta rhei - zawleczenie do Ameryki holenderskiej choroby wiązów nie miało nic wspólnego z sadzeniem "łobcych" w ogrodach, świństwo przyjechało jako drewno, znaczy import szkodników może być pozaogrodowy ) - jazda po krawędzi. W tym poście przyjrzę się jednak bliżej sadzeniu w ogrodzie egzotów, jako tryndowi mocno wspieranemu przez handel.
Czy zastanawialiście się kiedyś co jest a co nie nie jest w Waszym ogrodzie egzotem? Jak to naprawdę jest z tymi swojskimi floksami wiechowatymi, dzielżanami, marcinkami czy jeżówkami? Wiejskie rabaty szczerzepolskie gatunkami obcymi rosną, ogromna część bylin uprawianych w naszych ogrodach to tzw. antropofity - gatunki z innych części świata, obce naszej pradziczy. Przybywają do nas takie rośliny od czasów prehistorycznych, łatwo o to bo Europa i Azja to w sumie jeden kontynent ( łańcuchy górskie nie są zaporą nie do przebycia ) a od Afryki nie oddzielają nas oceany. Z grubsza to antropofity dzieli się na te przywleczone celowo ( kochane ziemniaczki, boskie pomidorki, luba papryka ale także nieuprawiane już dziś rośliny które "uciekły" z pól i ogrodów czyli okrutnie rzecz nazywając - przeniknęły do środowiska ) i te których przywleczenia wcale nie planowaliśmy, po prostu któregoś dnia okazało się że już tu są ( cholerna moczarka kanadyjska ). Klasyfikacja bardziej szczegółowa prowadzona jest "po czasie przybycia" i "stopniu zadomowienia". Mamy metafity które już tak wrosły w środowisko że są jego częścią "niezbywalną", mamy archeofity czyli rośliny zawleczone przed rokiem1500, które pojawiają się na tzw. wtórnych siedliskach ( chaber bławatek, cud niebiewskość błyszcząca w zbożach co to też nie zawsze u nas porastały ), mamy kenofity czyli rośliny zawleczone po roku 1500 które dzielą się na kolejne fity że względu na rodzaj środowiska w którym się pojawiają i trwałość występowania. Znaczy strasznie mundrze i określeniomnożąco, ale nawet bez włażenia w te mundrości szybciutko człowiek się orientuje że środowisko naturalne w którym żyje to sobie stworzył sam, dzicz trwa jedynie w rezerwatach. Co więc jest w takim stworzonym przez człowieka środowisku egzotem?
Egzotem są nowości ale także rośliny które nie radzą sobie bez ludzkiej opieki w naszych warunkach klimatycznych. Tak, tak, egzotami są dalie, kanny , krokosmie, większość uprawianych u nas mieczyków. Jednak nas jakoś okrucieństwo estetyczne nie zatyka kiedy w wiejskim ogródku na rabacie dalie "rwą oczy", nie czujemy że to egzot z Meksyku czy tam innej Gwatemali. Dalie zostały oswojone przez czas, przywykliśmy do nich, wrosły w krajobraz. Bardziej nami wstrząsną tuje z tyrawnikiem wśród pól niż rabata z obcych roślin, wśród których są takie które naszego klimatu nie znoszą. Któż zatem może z całą pewnością stwierdzić że hamerykańskie żywotniki z tyrawniczkiem w pakiecie to za lat sto nie będzie ów sielski swojski ogródek znany z opowieści dziadków do którego tęsknić będą prawnuki, he, he. Czas wpisuje egzoty w krajobraz i jedyne co może takim egzotom wymagającym opieki zagrozić to bogatsza oferta spędzania wolnego czasu. Wymiera powolutku pokolenie działkowców uprawiających rośliny a grillowanie staje się sportem narodowym. Energia skierowana jest w innym kierunku, zielone koło domu czy działka to głównie plac zabaw, grunt żeby tyrawnik był. A jak teren duży to i drzewa, najlepiej iglaste. Egzot w takich "po nowemu" ogrodach jest o tyle mile widziany o ile nie sprawia kłopotów. Ma być efektowny, nieznany w sąsiedztwie i świadczyć o wyrafinowanym ogrodniczym guście właściciela. Jak egzot się sprawdzi i jego uprawa nie będzie upierdliwa to z czasem pojawi się w innych ogrodach a potem ujrzymy go poza nimi. Za sto lat olbrzymia większość z nas ( optymistcznie z tymi nami pojechałam, he, he, ale o ludziów mi chodzi ) nie będzie świadoma że to "cóś obcego".
Taa, może jednak skuszę się na kwaśnodrzew konwaliowy albo sasafras, w miejskich ogrodach więcej nowych egzotycznych nasadzeń uchodzi bezkarnie. Nasze przyzwyczajone do utrwalonej wersji krajobrazu wiejskiego mózgi mogą nie zdzierżyć nowości w takim otoczeniu, dysonansik się pojawia, ale miasto czyli środowisko zmienione w takim stopniu że już bardziej się nie da pod groźbą utraty życia, to inna bajka. W miejskich ogrodach ( takich nie na obrzeżach miast, gdzie już widać pseudodzikie środowisko ) egzotyczne perwersje nie rażą, jak wszystko zielone wygląda na wyalienowane to jeszcze jeden wyalienowaniec niczego nie zmienia. A czas i tak sporo egzotów odegzotyczni.
A teraz o grafice ilustrującej wpis. Nie wiem czy Wam się spodoba, Ciotka Elka twierdzi że jej się podoba pod warunkiem że ktoś to wydrukuje na lnie czystym polskim i ona zrobi sobie wreszcie prawdziwe zasłony, dla mnie może być bez lnu - podobie mnie się! Te na wpół fantastyczne rośliny powstały gdzieś koło 1888 roku. Są takie egzotyczne że bardziej już się chyba nie da. Czuć Williama Morrisa w tle ale temacik potraktowano subtelniej, już w duchu Art Nouveau. Niestety nie udało mi się ustalić nic więcej o artyście noszącym nazwisko Buchert ( pewnie za płytko kopałam ), no ale cieszyć się należy że przynajmniej jego prace do mnie dotarły ( jak dotarły nie bezimienne to i nazwisko nie zginie w powodzi tylu innych ). Paście oczy egzotyką! Nie tylko od egzotycznego San Escobar człowiekowi weselej.
Trafiłaś w dziesiątkę z tymi roślinami. Od jakiegoś czasu i my się zastanawiamy co jest nasze a co nie. Dalie, floksy, malwy nawet róże to kwiaty wiejskiego ogrodu i parę innych, które łatwo się uprawiało i właśnie tej cesze zawdzięczały istnienie w wiejskich ogrodach, bo zwyczajnie gospodyni nie miała czasu na prace ogrodowe a ogródek na froncie domu musiał być bo miała go sąsiadka po lewo i po prawo i jak można było nie mieć również :P. A jeszcze mieszkało się często z teściową, która miała wiecej czasu to jak można było nie mieć własnego ogródka? A dzisiaj jest inaczej? Może, nie wiem. W każdym razie wydaje mi się, że style wiejskie, miejskie itd to przede wszystkim wiążą się z naszymi wspomnieniami z dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńCo do roślin w moim ogrodzie to ja próbuję niestrudzenie mieć ogród bezobsługowy i staram się sadzić te rośliny, które się w mojej ziemi przyjmą i często rozglądam się po okolicy.
He,he, he, ogród bezobsługowy to oksymoron, nie ma takiego zjawiska. I dobrze bo raczej by Agatkowi nie odpowiadało, Agatek od czasu do czasu lubi się upielić albo cóś w tym guście. Tylko zatyrać się przy okazji obsługi ogrodu nie ma zamiaru, co jest działaniem racjonalnym ( dzieci, zwierzaki i jeszcze mąż "do odchowania" ).;-) Ogródki dzieciństwa zawsze z nas wyłażą i to ma jedną zaletę - jest szczere. Nieupozowane na rabatki z Wierandy czy inszej modności ogrodowej.
UsuńA co do roślin uprawianych w ogrodach - Kochana nawet Twoja Rosa multiflora ( ta z mnóstwem małych, białych kwiatków )to przybysz z Azji. O tzw. bylinach podstawowego wyboru lepiej zmilczę. Ogrodnictwo importem stoi chyba od swojego zarania ( Totmes III sprowadzał do Egiptu rośliny z Azji Mniejszej, jego poprzedniczka na tronie, królowa Hatszepsut przywoziła "drzewka kadzidlane" z dalekiej krainy Punt ).
Tak, mnie się też podobają te graficzne egzoty, tym bardziej, że nie są zupełnie fantastyczne, ale jak dwugłowce czy okapi- każdy ma coś z realnego bytu ;-) roślinne bestiarium.
OdpowiedzUsuńZdechłam, słabo zatem z wypowiadaniem się, ale: ogród "małoobsługowy" to nowy bożek, więc dla egzotów- egzotów mało miejsca widzę w przyszłości. Ponieważ wymagają opieki i czasu, gorzej nadają się do chwalenia sobą, niż nowy elektrośmieć. Można by przypuszczać, że umiejętność opieki i poświęcony czas to powód do chwały, ale jednak nie.
Nie przeglądam też ofert szkółek w internetach, może dlatego egzotów nie widzę, w realu tego nie ma, bo zaraz by sczezło. Wydaje mi się, że szersza oferta była 15- 20 lat temu, kiedy szkółkarze szukali i próbowali, więcej też było wśród nich pasjonatów. Chyba.
Rośliny zapłotne mają się w trendach dobrze, bo odpowiadają zapotrzebowaniu na ogród bezobsługowy. Chyba.
Ciekawe, jakie egzoty rosną w deszczowym lesie San Escobar?
Też przyuważyłam że one są takie na wpół fantastyczne te rośliny.:-)
UsuńZmartwiłaś mnie wizją nowego grilla wygryzającego rośliny ( nawet te egzotyczne efektowności ) z ogrodu. Źle bardzo znaczy się dzieje.
Ja po szybkiej przebieżce znalazłam egzoty bez trudu ale też mam wrażenie że to są często importy a nie rośliny uprawiane u nas. Chyba, he, he.
Co do San Escobar to wg. Piątka rosną tam palmy, które często odbijają ( gatunek Phoenix pazdierito dostarcza surowca w postaci liści, które po wysuszeniu i sprasowaniu w sam raz nadają się do zagradzania niektórych sal w parliamento ). Lasy deszczowe są gęste i ukrywają się w nich partyzanci guerillas wkurwas, którzy są nie do wytropienia przez jedyny dron ( El Dron unico ) będący w posiadaniu sanescobarskiej armii. W związku z tym powstał projekt żeby zamienić San Escobar w Dubaj, z tym że bez wieżowców żeby ekologiczie było. No musi być ekologicznie - w San Escobar czuwa nad eko ministro Chichiko. Jego światła wizja jest taka - w San Escobar będzie Dubaj w oparach carbonito.;-)
źle, źle. Oni mówią, te ludzie, co ogrody chcą mieć, że bukbroń roślin obłsługowych, nawet kosztem piękności. Już nawet o klonach palmowych nie marzą, o rodkach nie.
UsuńA skoro znalazłaś egzoty- importy, to znaczy, że albo bywasz w innych głębiach (w ogóle w jakichś głębiach), albo że te egzoty jak gorące kartofle sprzedać mus, a jak padną, to i lepiej, bo żal po nich tylko egzot kolejny ukoić może.
Dzisiaj usłyszałam, że dobrze jest mieć ogród bez węży. Ciekawe, jak to się ma do egzotów?
W San E., widziałam (leloop podesłała) rosną też iglesiasy. Ciekawe, czy dałyby radę u nas.
Oraz winorośl, bo z czegoś trzeba robić vina Tusca, el prodotto regionale.
He,he,he, winna narośl zniesie nawet tropiki a z iglesiasów to chyba akukarie San E. porastają. Egzoty importy majo się dobrze bo ludziska nieuświadomione ogrodniczo nabywajo na okres jednego sezonu ( taa, te głębie to czasem niezła mętność ), no i kolekcjonerzy ( to głównie japońszczyzna - odmianowe kokoryczki, parniki i tak dalej ). Do rangi egzotu podskoczyła ostatnio swojska ciemiężyca zielona ( chyba na zasadzie tak jej mało że już można kolekcjonerstwo uprawiać ).
UsuńOgród bezwężowy to ceny wody zaraz wymuszą, tylko loczego zamiast macierzanki piaskowej ludzie chcą bez tych węży tyrawniki uprawiać? Łopuncja u nas raczej nie przejdzie, może sprowadzone z San E. alojalsy mogłyby się udać albo coś innego ze skurwulentów. Dadzą radę we wszelkich warunkach byleby tylko miały do czego się przyssać.
Meg może powinnaś pomyśleć o wejściu w spółkę z cementownią, będziesz gotowa odpowiedzieć na tzw. żądania rynku - beton po całości. Bezobsługowy!
A kiedy odkrywca zapodał informacje, że w San Escobar są lasy deszczowe? Ja nie słyszałam, a ciekawi mnie tamtejsza flora, fauna i aura. Tak czy siak odkrywca sam jest niezłym egzotem.
OdpowiedzUsuńW San Escobar jak to w republice karaibiańskiej musi być porno i duszno. Mój bosz... słowo odkrywca jakoś zaraz mi się kojarzy z conquiscador, ale nasz odkrywca to tak bardziej konfiskator z konfiskatorów.;-)
UsuńCiekawe rozważania. Co jest egzotyką zawleczoną a co napływowo samoistną. U mnie samoistnie byłyby tylko sosny i wrzosy z domieszką jałowca, więc wybieram odrobine floksów a nawet preriowych jeżówek ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Odkąd ludzie wleźli z tej Afryki to ciągle się, panie tego, przemieszczają. Przypuszczam że na terenie Polski byłych egzotów jest zatrzęsienie. Od czasów prehistorycznych ludziska z nasionkami się przemieszczali. Jednak dopiero "akcje zmasowane" szybko i silnie zmieniły środowisko w ciągu zaledwie paru stuleci. Ostatni hicior w tym stylu to było celowe sadzenie w lasach czeremchy amerykańskiej, zarazy jak rzadko. Dziś jakoś nikomu się ten badziew nie kojarzy ze słowem egzot.:-/
Usuń