Powojniki bylinowe udają mi się całkiem nieźle ale w styczniowych roślinnych postach narzekających ( no tak się jakoś składa że że te pierwsze roślinne posty w tym roku są o roślinach na których w jakiś sposób się zawiodłam ) nie mogło zabraknąć miejsca dla roślin z rodzaju Clematis posiadających dłuższe pędy, które przyprawiają mnie czasem ( rośliny nie pędy ) o ból głowy. No bo wicie rozumiecie, lubię jak rośliny budzą się do życia po zimie a nie okazują się być roślinami przeszłymi w stan wiecznego spoczynku. Nie znoszę nagłych ataków chorób grzybowych, takich co to w parę tygodni powodują że z całkiem żwawo wyglądającego pnącza robi się zeschnięte wspomnienie. Lubię też kiedy rośliny których głównych ogrodowym atutem są kwiaty po prostu dobrze kwitną. Obficie, moi Drodzy, obficie!
Najbardziej przypadły mi do serca powojniki pnące o niewielkich kwiatach. Nie dla mnie czar wspaniałych wielkokwietnych hybryd, choć mam ledwie dychających przedstawicieli takiej grupy. Liczba sztuk dwie ( 'Madame Baron Veillard' i 'Proteus' ), żyją jeszcze chyba z przekory wobec mojej wizji Alcatrazu zapowojnikowanego "na drobno" i bardzo starają się nie produkować kwiatów. Żadnych kwiatów, nawet takich najmniej podobnych do tych z fotek odmiany. Wywalić ich nie wywalam, bo jak tak można - roślinę żywą jeszcze?! Trzeba by być ostatnim koszonem, nie obrażając świni. Jest też powojnik nieznanej odmiany, o dość dużych ciemno purpurowych kwiatach, przywleczony do Alcatrazu w zamierzchłych czasach, który w porównaniu do tych dwóch wcześniej opisanych zdechlaków przejawia wigor. No ale właśnie - w porównaniu. Kwitnie ale nie jest to kwitnienie jakiego bym oczekiwała. Jakoś nie po drodze mi z powojnikami o większych kwiatach. W Alcatrazie głównie porastają powojniki z grupy Atragene i Viticella ( ten o purpurowych kwiatach to jednak twarda sztuka, więc myślę że to też chyba ma cóś wspólnego z grupą Viticella ), w wypadku roślin z obu tych grup mogę liczyć na to że ich pędy wyprodukują kwiaty, których będzie więcej niż kilka.
Rosną sobie różnie, są odmiany które corocznie bezproblemowo kwitną ale są i takie które miewają wzloty i upadki. Parę lat temu wprowadziłam do ogrodu pierwszego powojnika z grupy Flammula, 'Sweet Summer Love', licząc na olśniewające widokiem ( morze malutkich kwiatków ) i oszałamiające zapachem kwitnienie. Jak do tej pory jest średnio zarówno z jednym jak i z drugim, być może jest to kwestia stanowiska ( chyba za mało słoneczka, zbiorę się na wykopki ). Znacznie lepiej pnie się powojnikowi 'Anita' z grupy Tangutica. Tangutica to w ogóle dobra grupa dla początkujących ogrodników, żelazne rośliny. Swego czasu na Ciepłym Monstrum porastał sobie taki zwyczajny "czystogatunkowy" , zginął starannie wypielony przez osobę która bardzo, ale to bardzo chciała mi pomóc w ogarnięciu ogrodu i wyrywała w związku z tym to co nie miało sztywnych pędów. Nad powojnikiem solidnie się spociła a ja miast okazać wdzięczność wyraziłam tzw. brzydkie uwagi. Szczerze pisząc to przez moment miałam myśl że szkoda że pieląca nie padła przy tej czynności. Zdarzenie wywarło na mnie takie wrażenie że nawet dziś, gdy ciężko mi ogarnąć ogród, wszelka myśl o pomocy w pieleniu wywołuje u mnie dreszcze. 'Anita' ( krzyżówka Clematis potaninii var. fargesii x Clematis tangutica ) jest trochę bardziej delikatna niż reszta znanych mi powojników z grupy Tangutica, ale nie jest z niej znów jakiś straszny delikates.
Dobra, teraz jak sadzę. Klasyka, znaczy przy różach czepnych lub wysokich krzewach, żadnych trejażyków i innych kratek pod pnącza nie stosuję. Z lekka dziko wspinają się te moje powojniki ale tak właśnie zapowojnikowany Alcatraz mi się podoba. Są też powojniki które kiedyś tam posadziłam przy siatce, cały czas się odgrażam że wykopię tak posadzoną świetną odmianę z grupy Viticella, 'Minuet', ale na odgrażaniu kończę ( jak powinnam robić wykopek to akurat w pobliżu zaczynają kwitnąć wczesnowiosenne rośliny których nie chcę tratować a jesienną porą po prostu o tym zapominam ). Czasem zdarza się że muszę pod powojniki przygotować lżejszą glebę, w niektórych miejscach ogrodu w których je zapuszczam ziemia jest dla nich zbyt ciężka. Powojniki lubią glebę zasobną ale nie ciężką. Superpodłoże powinno być próchnicze, o neutralnym lub leciutko zasadowym odczynie, w miarę przepuszczalne ( a w przypadku Clematis montana nawet mocno przepuszczalne ).
Prawdą jest że na ogół jest dobrze jak powojnikowe "nóżki" rosną w cieniu a im wyżej od gleby tym więcej słońca dobrze robi powojnikowi. Piszę na ogół bo są odmiany ( np. niektóre z grupy Atragene które wolą półcień "po całości"). Czy mimo tego że nie wszystkie powojniki rosną tak jakbym tego od nich oczekiwała zamierzam wprowadzać je dalej do Alcatrazu? Yes, Yes, Yes! Ogród zapnączowany to ogród tajemniczy a ulubione przeze mnie i przede wszystkim przez Alcatraz powojniki o drobnych kwiatach pasują do tzw. dzikich klimatów które sobie dla Alcatrazu wymarzyłam. Mam swoją listę przebojów, powojników hardcorowych jak np. genialna krzyżówka Clematis vitalba z Clematis potaninii 'Paul Farges' czy w miarę prostych w uprawie jak prześliczna odmiana 'Fay' z grupy Viticella. No dużo jeszcze powojnikowego sadzenia przede mną.
hymmm... ciągle nawiązujesz do różnych chorób i szkodników, czy możliwe jest, że skoro mam ogrodo-działkę czyli przepelatankę z chwastami to nie mam chorób? Czy po prostu nie znam się i nie widzę chorujących roślin?
OdpowiedzUsuńAgatku szczęśliwie nie rzuca Tobą w tzw. odmiany najnowsze bylin i niespecjalnie gustujesz w ogrodowych do niemożliwości roślinach. Stąd ta boska nieświadomość czyhających na takowe rośliny zagrożeń. Akurat powojniki grup Viticella i Atragene uchodzą za takie odporne na uwiąd powojników ale choroba grzybowa która ów uwiąd powoduje potrafi niemal błyskawicznie zniszczyć wydawałoby się zdrowe i dobrze rosnące okazy. Oczywiście tralala, profilaktyka, dobre warunki i w ogóle ale widziałam powojniki przez trzy lata przyrastające jak marzenie, które w czwartym roku uprawy padły w dwa tygodnie. Sorry Gregory ale jak uwiąd dopadnie powojnika wielkokwiatowego to w w ośmiu przypadkach na dziesięć żegnamy się z rośliną. Smętna prawda. Bardzo dobre warunki to oczywiście podstawa przy uprawie ale odmiany wielkokwiatowe po prostu czasem chorują dlatego że nie mają odporności dziczyzny. A bioróżnorodność zawsze polecana, o czym staraj się nie zapomnieć przy okazji liliowcowych marzeń, he, he.;-)
UsuńNie nadążam za Tobą. Na powojnikach poległam, a miało być tak pięknie!
OdpowiedzUsuńMróz tak zrobił że piszę znów szybko. Kureiro Naczelna czy byłe powojniki to były byłe wielkokwiatowce?
OdpowiedzUsuńJeden był. Drugi ma drobne kwiatki niebieskie i jeszcze daję mu szansę. Czasem widuję w jakichś byle jakich ogródkach takie powojniki, że dech zapiera. O co cho?
OdpowiedzUsuńChodzi oto że gleba jest najprawdopodobniej "marglowa", znaczy mało kwachu w glebie. Podręcznikowo gleba pod powojniki powinna mieć odczyn obojętny lub lekko zasadowy, ale ja najpiękniejsze powojniki widziałam uprawiane na glebie zasadowej. I stąd ta moja "dekukcja".:-)
OdpowiedzUsuńTa pomoc w pieleniu :)) U mnie czasem bezcenna, a czasem - jak u Ciebie. Zęby zaciskam albo wargi przygryzam, żeby nie powiedzieć za dużo. Moja pomoc w pieleniu wyrwała mojego jedynego powojnika. Alpejski 'Ruby' to był. Wdzięczny, bezproblemowy, kwitł bardzo wcześnie nie zważając na przymrozki. Czasem tylko podsypałam lekko dolomitem. Rozważam jego ponowny zakup. I jakiegoś tanguckiego, bo jak piszesz "żelazne rośliny"
OdpowiedzUsuń