Miało być ślicznie i uroczo, szampańsko i kremowo, a także bezproblemowo a jest tak sobie. Róże tej odmiany rosną u mnie od wiosny 2012 roku, powinny już być zażytymi krzaczorkami ale jakoś nie są. Budzą się chyba najpóźniej ze wszystkich moich róż, przyznam że każdego przedwiośnia przeżywam chwilę zwątpienia ( obudzą się aby? ). Skoro rosną tak sobie, mimo dobrego pochodzenia, to widać Alcatraz im za bardzo nie służy.Wielka szkoda, bo ta róża sadzona w cieplejszym klimacie jest rzeczywiście fajna i warta miejsca w ogrodzie. Na szczęście jak krzaczorki już się obudzą to przynajmniej się cieszą dobrym zdrowiem, tej odmianie nie zdarzyło się jeszcze u mnie podłapać grzybka. Kwitną całkiem, całkiem choć nie tak obficie jak ukochany "Henio".
Z nazwą jest nieco zamieszania - róża ta sprzedawana jest w Polsce jako 'Lions Rose'®, ale w innych krajach można ją nabyć pod nazwą 'Champgne Moment', 'Moment' albo 'Lion’s Fairy Tale'. Wyhodował ją Tim Hermann Kordes. Krzew ma zwarty pokrój, dorasta do 60 cm wysokości i 50 cm szerokości, kwiaty dość duże,o średnicy 9 cm. Liczą od 26 do 40 płatków. Zapach średnio silny ale za to sama słodycz. Odmiana otrzymała niemiecki certyfikat jakości ADR w 2002 roku.Ta malutka floribunda nadaje się do sadzenia w pojemnikach ( w moim przypadku nie ma o tym mowy, rzecz jasna, he, he ). Mrozodporność zaczyna się od strefy 6 b, jednak moje doświadczenie z marnością pozimową podpowiada żeby różę tę jednak solidniej okrywać. No chyba że lubi się ten dreszczyk emocji na przedwiośniu he, he.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz