Pamiętacie taki pościk Zjawisko - egzoty w ogrodach ? W nim już mi się udało zadać pytanie o sens uprawy w naszym klimacie niektórych roślin. Klimat nasz niby przyjazny roślinom, wszak nazwa umiarkowany sugeruje że wiele z nich powinno w nim rosnąć bezproblemowo. Wiele nie oznacza jednakże wszystkich które byśmy chcieli widzieć u siebie w ogrodzie, nie oznacza też że ogrodowe odmiany powstałe z dzikich roślin porastających naszą część Europy wytrzymają wszystkie zawirowania aury. Tak, tak, Kochani, świetnie to widać na przykładzie kosaćca ( przepraszam za brzydkie słowo ) syberyjskiego, który mimo nazwy sugerującej pochodzenie ze znacznie zimniejszego klimatu jest swojakiem. Wicie rozumicie gatunek da radę, zniesie zarówno ciężkie zimy jak i wiosenne ekscesy pogodowe, nowoczesne odmiany nie są tak tolerancyjne. Obce geny ( delikatnie japońskie na ten przykład ) które obecne są w grupie ogrodowych irysów nazywanej irysami syberyjskimi wierzgają kiedy czują że cóś nie bardzo klimacik im pasi. No i oto wprowadzamy do ogrodu roślinę której nazwa sugeruje że to hardcore, niby odpornego kosaćca, który potrafi rosnąć wstecz a w ekstremalnych przypadkach zamierać. Jeszcze gorzej jest z pochodzącym najprawdopodobniej z basenu Morza Śródziemnego kosaćcem bródkowym. Średnio rośnie się przy silnych wiosennych przymrozkach odmianom starym, odmianom najnowszym tej rośliny jakby nie było tzw. podstawowego doboru, rośnie się często bardzo paskudnie. Najbardziej narażoną na ekscesy aury jest kategoria SDB, irysowych karzełków , której kwiaty raz na parę lat są uszkadzane przez wiosenne przymrozki ( na fotce nr 1 macie taki uszkodzony przymrozkiem kfiotek ).
No to co? Przestać uprawiać? Tworzyć ogród wyłącznie z dzikich gatunków występujących u nas. Siać tylko to co rodzime. Dobra, to wypluć tę kaszę jęczmienną, gryczaną, wyrzygać pszenicę i ziemniaczki. Tak się nie da, człowiek zbyt głęboko zaingerował w środowisko, cała cywilizacja powstała na tej ingerencji. Nie ma bezbolesnego powrotu do grup zbieracko - łowieckich, mrzonka o złotej przeszłości i ludziach idealnie wpisanych w naturę jest zresztą bajką ( jak opowiadają mi o cudownym zintegrowaniu z naturą takich grup to zawsze radośnie pytam o liczebność, stopień wojowniczości i uzupełnianie diety obrzędami egzokanibalizmu albo endokanibalizmu, które pojawiają się wraz z sukcesem mierzonym rozwojem populacji ). Mamy w "repertuarze ogrodowym" gatunki obce i ich odmiany ogrodowe, które są odporne na wiosenne przymrozki. Hamerykańskie lasy i prerie podarowały Symphyotrichum novae-angliae i Symphyotrichum novi-belgii, jeżówkę Echinacea purpurea, która całkiem nieźle u nas daje radę i kupę innych roślin.To samo dotyczy sporej grupy chińskich irysów czy peoni ( no i nie możemy narzekać przy tej chińszczyźnie że kwitnie dopiero latem albo i jesienią, jest co prawda bardziej przez to narażona na podmarzanie niż hamerykańskie rośliny kwitnące latem ale nie są to straszne delikatesy ). No a poza tym nie można popadać z jednej przesady w drugą - zamiast sadzenia egzotów przynajmniej 10 dębów na działce 600 metrowej w celu odtworzenia prapolskiej kniei i żadnych chabrów bławatków bo to wraże przybłędy, parę tysięcy lat siedzą ale przybłędy, he, he. Jak martwi nas możliwość zamiany host w zgniłą papę to dosadźmy sobie pierwiosnków a przede wszystkim wykrzeszmy z siebie choć odrobinę optymizmu. Ogrodnik jakby z natury rzeczy jest optymistą ( czasem co prawda dobrze poinformowanym, he, he, ale jednak optymistą ).
Narcyzki przetrwały zimnych ogrodników i dają czadu. Przede mną dopiero kwitnienie poeticusów. Późnawo.
Ewidentny koniec kwitnień na Ciemiernikowszczyźnie. w tym roku ścinam kfioty i suszę. Siewek i tak mam od cholery!
W samym Alcatrazie nie jest tak tragicznie, mam wrażenie że mróz działał nierównomiernie - na Schrekowisku i Zabukszpaniu są miejsca gdzie wygląda jakby go nie było!
Ogólniejsze widoki Zabukszpania z dedykacją dla Kwiatowej. Reszta Alcatrazu wygląda jak pobojowisko z wbitym w środku byłego Tyrawnika szpadlem! Usiłowałam cóś robić ale oczywiście złośliwy los sprawił że zamiast przykładać się należycie do obrabiania ogrodu wylądowałam z sąsiadką Irenką ( lat 89 ) w szpitalu. Irenka miała przygodę w wyniku której ma tzw. krwiak podczepcowy ( wygląda jakby wszytkie sąsiedztwo jej wlało ) a ja wnerw na twór pod tytułem służba zdrowia! Co jak co ale na pewno nie jest to służba. No, chyba że rozpuszczona.
Jesteś wspaniałą sąsiadka, chciałabym mieć taką. Pozdrowienia dla sąsiadki Irenki, serdecznie współczuję.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak reszta, ale na zabukszpaniu masz dżungle. Ale wszystko pięknie kwitnie.
Sąsiadka Irenka cieszy się sławą tej co ma dziewięć żywotów jak ten kot. Sławę dzieli z Małgoś - Sąsiadką, też niezłą zawodniczką. Wypadek Irenki wyglądał bardzo groźnie ale jak się prędko medycznie wybada i otrzyma poradę od kogoś sensownego to po szybkiej ucieczce ze szpitala starszy człowiek może spokojnie do siebie dochodzić w domu, bezstresowo. Najważniejsze to nie zostawiać takiej powypadkowanej osoby samej ze służbą zdrowia dłużej niż to konieczne. Stąd to moje latanie przy naszej kamienicznej geriatrii, geriatria przy umiarkowanym kontakcie z medycznymi chowa się dobrze. Przyuważyłam kiedyś że wiele osób starszych traktuje dolegliwości związane z wiekiem jako najistotniejszą część ich życia, wizyty lekarskie zamieniają się w rozrywkę a pobieranie leków w totalne trucie się chemią "na wszystko". Na szczęście "moje staruszki" bardziej interesują się kotami, sąsiadami i kuchnią. W dodatku czytają i dość mocno udzielają się towarzysko poza kamienicą co tylko dobrze im robi. Za medycznymi przepadają średnio a Małgoś - Sąsiadka przestała ich trawić odkąd w epikryzie ze szpitala ( zjazd ze schodów w Porcie Łódź ) wyczytała że ma zanik mózgu ( he, he, to naturalne po siedemdziesiątym roku życia, każdy kto dożyje ma zanikanie ale Małgoś straszliwie się obraziła na tego co opisywał ).
OdpowiedzUsuńWszędzie w ogrodzie mam dżangel, tak w zasadzie ma być tylko w niektórych miejscach ta dżangel ma się składać z nieco innych roślin być nieco bardziej kontrolowana ( ale bez przesady bo co to za dżangel z irytująco ingerującą we wszystko kontrolą - szyszkizm się kłania, he, he ).:-)
Z jednej strony chciałoby się do naszych ogrodów wprowadzić trochę egzotyki, a z drugiej świadomość tego, że dana roślina i tak nie przetrwa nawet lekkich mrozów - budzi wątpliwości.
OdpowiedzUsuńTej wiosny np. moja zdawałoby się odporna magnolia przemarzła i zrzuciła pąki kwiatowe, a oleandry wystawione na zewnątrz w zajebiście ciężkich donicach musiałam z powrotem tachać do środka, żeby nie przemarzły.
Wkurza mnie ta nasza zwariowana pogoda.
Pozdrawiam wiosennie, mimo zimowej aury:)
Magnolie w tym roku oberwały strasznie i to dwukrotnie - pierwszy raz w kwietniu, drugi na początku tego tygodnia. Na szczęście powoli nam się ociepla ten maj, pozostaje mieć nadzieję że będzie choć trochę lepiej z tą pogodą.:-)
OdpowiedzUsuńMój enkiant dzwonkowaty miał przed wielkanocnymi mrozami pięknie zawiązane pączuszki kwiatowe i w takiej wielkiej obfitości. Dopiero drugi rok u mnie mieszka. I tak chodziłam i cieszyłam się, oglądałam i cmokałam z ukontentowaniem, a potem jeden płacz. Dobrze, że listki zostały. Sąsiadka dziś wyklinała, że jej dwa młode perukowce padły (chyba raczej ich listki ale zobaczymy). Rzeczywiści, wobec akcji "Królowa zima w natarciu" na serio myślę o poprzestaniu na uprawie mchów, porostów, krzewinek z tundry i wszystkiego, co zimuje pod ziemią i późno wyłazi. Przynajmniej nie będzie szkoda.
OdpowiedzUsuńNa szczęście taka wiosna nie jest corocznym dopustem! Trza czekać na to enkiantowe kwitnienie do przyszłego roku.:-)
Usuńoj tam, oj tam pięknie u Ciebie :D
OdpowiedzUsuń