Wreszcie ciepełko! W ogrodzie kwitnienia zrobiły się majowe, prawdziwe szaleństwo późniejszych odmian tulipków, narcyzów i innego dobra. Kwiaty ogrodowe zaszczycają swoją obecnością domowe pielesze. Wiem, wiem, niby jest u mnie kwieciście za oknem ale takie skrzywienie mam od dzieciństwa żeby kwiaty ogrodowe wazonować. Moja Mama cóś lubiła ogrodowce i polniaki w wazonach, przeszło na mnie w genach albo tam innej socjalizacji. Nie kręcą mnie w ogrodowym sezonie żadne kwiaciarniane eustomy i gerbery, wyjątek robię dla lewkonii i kalii ( kocham lewkoniowy zapach a kwiaty kalii prawilno zwanej cantedeskią powalają mnie elegancją ). Za to kwiaty z ogrodów, pól i łąk zawsze mile widziane. Niestety nie potrafię się powstrzymać i mało gustownie upieprzam przy kwiatach dekory, choć po prawdzie one wcale nie są wazonowym bukietom do dobrej prezencji potrzebne. Ale upieprzanie dekorów zostało mi po zawodzie niechlebowym i gdzie się da ustawiam koszmary ku własnemu ukontentowaniu, zdziwieniu rodziny i szczęściu kotów ( nie ma to jak zapoznawać się z nową mamusiną ustawką, prawdziwa radość obwąchiwania, ocierek i prób zrzucania ). Moja ostatnia zdobycz to okrutne zajączki w kaloszkach, solidnie przecenione co niby ma usprawiedliwiać moje rozpasanie zakupowe. Zajączki rzecz jasna zostały wysortami bo sezon zajęczo - jajeczno - barankowy się zakończył. Może dla większości ludziów w Kraju Kwitnącej Cebuli się zakończył ale nie dla mnie. Zajączki w kaloszkach stoją twardo przy tulipkach bo opóźnienie wegetacji mamy i zające się na wystawkę załapały! Howgh!
Jak groziłam ścięłam w tym roku przekwitające kwiaty ciemierników. Na razie jeszcze stoją w wodzie ale za niedługi czas zacznę je podsuszać. Przyznam się że zaczynam rozważać alternatywną metodę utrwalania czyli potraktowanie kwiatów roztworem z gliceryny. Gdzieś tam kiedyś zapisałam proporcję mikstury w której kwiaty mają "naciągać". Jednak nie bardzo pamiętam gdzie mogłam te zapiski wtrynić, było w czasach przedkomputerowych więc praktycznie mogą być wszędzie ( np. w książce, jak ta karteczka z przepisem na piernik Cioci Reni ). Hym... jakbym się skusiła na glicerynowanie to chyba przyszłoby mi szukać przepisu na glicerynowy roztwór w necie. Być może jednak skończy się na szumnych gryplanach i z ciemierników powstaną takie zwykłe suszki, które będą pasować do zasuszonych żonkili i frezji które jako świeżynki zdobiły sobą dom w kwietniu. Taa, to się nazywa mieć dylematy, normalnie mamusia myśli o bombie atomowej i problemie pokoju na świecie, he, he. No ale zawsze to lepsze niż kretyńskie emocjonowanie się cudzymi tragediami i robienie sobie z nich zabawy w kryminał ( Laura Palmer story ).
Koty pokochały już piernata, na zabój że tak to określę. Cała piątka podzieliła między siebie miejsca zalegania, które mogą być czasowo zamieniane na inne ( w przypadku Lalka tylko pod jego nieobecność można zajmować jakiekolwiek z miejsc, które sobie uprzynależnił ). O miejsce dla siebie walczę podstępem, wieczorkiem tuż przed planowanym zajęciem pozycji strategicznej na wyrze przydzielam tzw. smakołyczki. One lecą do misek a ja sprytnie zalegam na piernacie. Moje zaleganie jako "zajęte, pierwsza" jest tolerowane, inne sposoby zalegania czynione przeze mnie czyli "nastąp się", "przesuń się tycieńko" a zwłaszcza "kot wypad" spotykają się z oporem, w przypadku Felicjana z agresywnym oporem. Najbardziej zakochany w piernacie jest Lalek, gdyby nie żarciucho to mógłby zalegać na okrągło. Wczoraj usiłował mnie władczymi rykami zmusić do przyniesienia michy do wyra, udawałam że nie wiem o co chodzi. Przylazł w końcu do miski ciężko obrażony, zupełnie jak nie on gapił się na mnie spod oka i wyżerał z michy obrócony do mnie tyłkiem. No musiałam poczuć że nie dorosłam do jego wyobrażeń o mnie w roli idealnego podajnika do żarcia. Nie spisałam się, he, he. Wyzwałam go od zdziadziałych kocich pierników, troszki się zmitygował i nawet po żarciu niby ocierkę wobec mnie zastosował. A potem szybciutko w tył zwrot i biegiem na piernata! Mój dziadunio.
Przede mną leniwe ogrodowanie ( znaczy nie wylegiwanie się na trawsku ale bezekscesowe pielenie i "dyskretne" przesadzanie małych bylin ) oraz robienie powidełek z rabarbaru. Nie wiem dlaczego rabarbarowe przetwory nie cieszą się u nas wielką popularnością. Bezczelnie przyznaję że uwielbiam smak rabarbarowych łodyg. Mniam! Jednak reszta narodu zdaje się nie podziela mojego gustu kulinarnego, nie ma u nas w sklepach gotowych dżemików z rabarbaru. Może z powodu szczawianów ( ale szczaw pasteryzowany sprzedają ) a może z jeszcze innych "trujących" powodów. Nie lekko, chcesz pożreć rabarbarowe przetwory? Zrób je sama ( sam ) człowieku. Taka to ma być niedziela, radośnie ogrodowo- prze "twórcza". Pełen luz i czynny wypoczynek.
Przypomniałaś mi, że czas zacząć robić dżem z rabarbaru z bananami. W zeszłym roku to był u nas hit sezonu.
OdpowiedzUsuńPodajcie przepis, towarzyszko, zamiast apetyt robić.
UsuńTak, dawać ten przepis! Banany z rabarbarem tak mile egzotycznie w słoiczku podane, mniam. Oczekiwam wraz z Agniechą na przepisik.:-)
UsuńZajączki w kaloszkach wymiatają!
OdpowiedzUsuńPatent zdobywania przestrzeni łóżka na przysmak sprawdza się u nas głównie przy psach. Przy kotach nie bardzo. Jak skonsumują kabanosiki z Lidla to i tak wyprzedzają mnie w wyścigu do wyra. Ja po prostu wsuwam się powoli acz stanowczo pod kołdrę, zrzucając stopniowo towarzystwo, przy akompaniamencie wrzasków, wzajemnych pyskówek i warczenia Krechy.
Też kocham rabarbar ale przyznam, że nie wpadłam na to, żeby robić z niego dżemy.
Chwilowo króluje u nas por we wszystkich odsłonach, bo Mężczyzna wysłany po 5 lasek rabarbaru do sklepu, oczywiście stwierdził, że zapamięta, co ma kupić... Pewno, że wszystko wie i pamięta. Tak oto zastałam w domu 5 dorodnych porów...
Ja mam wielkie problemy kocio - łóżkowe ostatnimi czasy. Ze skarmianiem stada też mam problemy, najsampierw żrą do rozpuku apotem wybredność jedno albo dwudniowa. Ech, stado "primadonnów" mam w domu.
UsuńCo do przetworów to może dżemik z pora, he, he? Rabarbar w charakterze dżemiku jest cool, ciekawa jestem tego przepisu z bananami.:-)
Cudny bukiet z ciemierników.
OdpowiedzUsuńKotom też się ciemierniki w wazonie podobają, niestety!;-)
UsuńDlaczego ,,okrutne zające"? Niby mam koty i swego czasu dość długo przebywały w domu, dopóki nie dostałam alergii na kuwetę, ale nie miałam takich przebojów z kotami a było ich kilka sztuk. Może zbyt stanowczo władcza jestem. Bukiet z ciemierników cudny. Ja też zaraz znikam do ogrodu wycinać przemarznięte róże... oj szkoda ich, szkoda...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :D
Polecam hiram- dżem rabarbarowy z imbirem, przepis miałam z netu. Doskonały do naleśników, a pewnie i z goframi byłby niezgorszy. Cudne te twoje ciemierniki, a czy ususzone zachowują zbliżony kolor ?
OdpowiedzUsuń