Dziś nie jest niedziela, żeńska forma istnienia nie osiąga takiego depresyjnego dna, dziś jest niedziel - smętny jak wisielec dyndający na żyłce wędkowej z której miał korzystać w cudownie zapowiadający się weekend. Gdyby to była niedziela to coś bym w domu porobiła, poczytała , pooglądała a może nawet upichciła ale jest niedziel i tylko smętnie gapię się przez okno na zapłakane podwórko i mżawkowy Alcatraz. Wszystkie moje gryplany ogrodowe poszły się tradycyjnie gryplanić, w domu smętek po kątach a koty rozłożone na piernacie tak że wcisnąć się nie ma gdzie. Dobrze że choć wczoraj nie zważając na przedburzowy ciężki wozduch czyli wszechogarniającą duchotę popracowałam na Suchej - Żwirowej i troszki w Alcatrazie. No i ze spraw pocieszających to fakt że pralka naprawiona ( tylko ile to pranie będzie teraz schło?! ). Takie sobie te pocieszki, średnio mnie na duchu podnoszą, tym bardziej że prognoza na ten tydzień to pogoda deszczowa i niewysokie temperatury. Podłamka! Nic to, włożę kaloszki, zabiorę parasol i udam się na jakąś ekskursję. To nie jest dobry dzień na zaleganie w pieleszach ( tym bardziej że pielesze zajęte ), postraszę sobą podódzkie okolice i "wolną naturę". Łona przyrody mi trzeba a nie tzw. oferty kulturalnej! Jak przylezę to profilaktycznie potraktuję się alkoholem ( jak maj będzie tak smętny i nieogrodowy jak kwiecień to witaj klubie AA ) żeby kluchy w gardle nie wyhodować ( choć nie wiem czy to coś da bo po rodzinie szerzy się wirusowa zaraza, kolejna w tym roku ) a potem głębokim popołudniem będę oglądała pocieszające reportaże z kostnicy. Taa, cholerny niedziel!
Zaleganie uparte zaimpregnowane na otoczenie.
Zezwoliłem na sesję?! Było wydane pozwoleństwo?! Wypad z tym aparatem!
Proszę zwrócić uwagę na rozciapierzenie łapki. To tak na wszelki wypadek, jakby przyszło mi do głowy zalec koło Felicjana. Hym... tego... łapka przygotowana do karcenia. To nie jest podpieranie się łapuchną, to dyskretna groźba.
Wczoraj po południu na Suchej - Żwirowej jakby zaczęło się dziać. Niestety dziś esdebięta namakają i co gorsza przywabiają ślimory. Skorupkowe małe są paskudne dla irysowych kwiatów, nienawidzę ich tak mocno jak hostowi pomrowów!
Wreszcie zaczęły wyglądać magnolie. Oj, nie była ta wiosna dla nich życzliwa. Człowiek się cieszy z mżawki bo ulewa gwałtowna mogłaby szybciutko to spóźnione tegoroczne kwitnienie zakończyć. Jedno co dobre że przy chłodnej pogodzie magnolki jeszcze pokwitną!
Półcienista część Alcatrazu powolutku robi się paprotno - hostowo - kokoryczowo - fiołkowa. No i dobrze! W tym roku mniej na niej dzikich lokatorów a więcej siewek pożądanych roślin - miodunek, fiołków i przylaszczek. Oby tak dalej.
A teraz to wszystko zmżawkowane, uwilgocone i smętnie mokre! Ech! Nie dziwię się że koty twardo zalegajo, kto by chciał być zmżawkowany, uwilgocony i mokry?! Tylko ktoś komu koty piernata zajęły.
Niedziel-kurna-sredziel, albo i gorzej. Masakra, syf, kiła i mogiła, ruja i poru(ó)bstwo. U Ciebie chociaż duszno przed burzą, u mnie cholerne 7 stopni, wichur i ulewny deszcz. I trawa do pasa. A ślimole aż chrupią pod nogami, fuj. Fuj! Fuj i fuj!
OdpowiedzUsuńU mnie niedziel osiągnął pełne dziewięć na plusie podlane wyrobem deszczopodobnym. Trawa jak u Ciebie a ślimory rechoczą bo sezon dla nich się cudnie rozpoczął. Prognoza na dzisiejszą noc okropna, zapowiadają przymrozek i w związku ze związkiem będę musiała kartonować zakwitające esdebięta. No jasna cholera i w ogóle dupanda! :-S
Usuń